Andrzej Wajda Człowiekiem Roku 2008 "Gazety Wyborczej". "Jego filmy to nieusuwalny składnik polskiej kultury, bez nich bylibyśmy inni, z pewnością gorsi" - powiedział Adam Michnik.
Andrzej Wajda jest dziesiątym laureatem wyróżnienia przyznawanego w rocznicę powstania "Gazety". Otrzymali je w przeszłości m.in.: Javier Solana, szef unijnej dyplomacji, Siergiej Kowaliow, obrońca praw człowieka, Joschka Fischer, minister spraw zagranicznych Niemiec, czy Zbigniew Brzeziński, doradca ds. bezpieczeństwa prezydenta Jimmy'ego Cartera.
Michnik powiedział, że tegoroczna nagroda przyznana jest trochę po kumotersku. To na stole w mieszkaniu Andrzeja Wajdy został w 1989 roku podpisany akt powołania spółki Agora, wydawcy "Gazety". "Jesteś dla nas szczególnym przyjacielem, towarzyszem drogi od początku" - podkreślił Adam Michnik.
Wajda odpowiedział, że ten moment dający życie "Gazecie Wyborczej" traktuje jako najważniejszy w życiu.
W laudacji dla reżysera prof. Janusz Tazbir skoncentrował się na twórczości filmowej. Porównał Wajdę z architektem narodowej wyobraźni, jakim był Henryk Sienkiewicz, bo "tak jak polską wiedzą o historii w XIX wieku rządzili wielcy pisarze, tak obecnie władają nią filmowcy". Z tym że - jak zauważył autor "Państwa bez stosów" - twórczości Wajdy niewątpliwie przyświeca nie Sienkiewiczowskie hasło "ku pokrzepieniu serc", ale "gorzka gwiazda Żeromskiego". Przypominał spory i dyskusje, jakie wywołały "Lotna", "Popioły", "Kanał".
"Otrzymałem niedawno od prezydenta Wiktora Juszczenki Order Jarosława Mądrego. Czy zasługuję na to odznaczenie?" - replikował Wajda. "Przecież w PRL udawałem głupiego. To była najlepsza metoda na robienie filmów. No ale czytanie przez 19 lat +Gazety Wyborczej+ nie pozostaje bez wpływu na moją biedną głowę" - tu zwrócił się do Michnika, a sala wybuchnęła śmiechem.
Laureat zadumał się, czy rzeczywiście ubiegły rok był dla niego dobry. "Tak. Upadły rządy PiS, LPR i Samoobrony, choć pozostał IPN" - stwierdził, jakby zapominając o swoim filmie "Katyń", który otrzymał nominację do Oscara.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"