On wszystko robi błyskawicznie. Gdy miał trzy i pół roku, wszedł z rodzicami na Kasprowy Wierch. Jako dziewięciolatek Alexander Piegza został najmłodszym Polakiem, który zdobył czterotysięcznik. Niedawno, już jako 12-letni chłopiec, pokonał najwyższy szczyt Europy i na dokładkę zjechał z niego na nartach. Gdy już było po wszystkim, westchnął i zapytał towarzyszącego mu tatę: - Tylko czemu było tak łatwo?
Alex uwielbia wszystko, co ekstremalne. Wolny czas od szkoły poświęca górom i rowerowi, ale nie takiemu zwykłemu, miejskiemu. Musi być górski, a jazda szybka i z górki. Tfu, najlepiej z dużej, stromej góry, z licznymi zakrętami, by zjazd był w odpowiednim tempie. Po prostu downhill, inaczej DH. To jedna z dyscyplin kolarstwa górskiego. Ma być ekstremalnie, na czas i po naturalnych kamienistych stokach, nierzadko z prędkością 90 km/h.
Chłopak jest świeżo po zdjęciu sześciu szwów z ręki. Jeden z takich zjazdów okupił oderwaniem płata skóry.
- Zahaczyłem o gałąź. Były szwy, ale będę żył – zapewnia.
Ma 12 lat, chodzi do siódmej klasy w Wadowicach. Z przedmiotów lubi języki - w szkole uczy się angielskiego i niemieckiego. Ale nade wszystko uwielbia WF.
- Mógłby mieć go dziesięć godzin dziennie i by nie narzekał - śmieje się jego mama Marta Piegza.
Alexander co drugi weekend pakuje plecak i jedzie w Tatry. Przyjeżdża po niego i zawozi do Zakopanego ojciec. Przemysław Piegza też mieszkał w Wadowicach, ale siedem lat temu, po rozwodzie z mamą Alexa, postawił na góry. Jest fotografem, alpinistą i podróżnikiem.
- Każdy wolny czas spędzamy w górach albo na rowerze. Od dwóch lat jeździmy wspólnie już tak na poważnie. Nasze życie to pięćdziesiąt procent gór i pięćdziesiąt procent roweru: rower górski, jazda do góry, zjazd. Misiek, bo tak na niego mówimy, po szkole bierze rower i znika. Technicznie jest lepszy ode mnie, potrafi robić takie triki, że ja tylko patrzę i podziwiam. Cieszę się, że poszedł w ślady ojca – w głosie Piegzy seniora słychać dumę.
Najsłodszy smak Mont Blanc
Ojciec wspinaczką górską zajmuje się od 30 lat. Na Mont Blanc był 13 razy. To ostatnie wejście, 23 czerwca, miało najsłodszy smak. Weszli z Alexem na sam szczyt, na wysokości 4810 metrów zrobili sobie parę minut przerwy na zdjęcia i wideo, a już po wszystkim zjechali na nartach na sam dół.
- Alex został najmłodszym człowiekiem na świecie, który zjechał na nartach z tej ściany. Do tego dochodzi inny rekord: jest najmłodszym, który wszedł i zjechał tak szybko, czyli w 12 godzin - szczyci się ojciec.
Zaznacza, że mogło być jeszcze szybciej, gdyby nie przystanki na zdjęcia. Bez nich, on fotograf, nie zamierzał wracać.
Rekord jest nieoficjalny, bo nie prowadzi się rejestrów, kto i w jakim wieku dociera na szczyt.
- Ale wcześniej zrobiłem research w środowisku w Chamonix, miejscowości u podnóża Mont Blanc, i dowiedziałem się, że nikt z dzieci w takim wieku nie zjechał stamtąd na nartach. Alex jakiś czas temu powiedział: chcę zrobić to jako pierwszy. I mu się udało.
Dwanaście godzin to o trzy szybciej niż rok temu, gdy chłopiec, w asyście taty, pierwszy raz zaatakował najwyższą górę Europy. Wtedy zdobyli go bez nart.
W tym roku bez łez
Wierzchołek Mont Blanc leży na terytorium Francji, kilkanaście kilometrów od granic Włoch i Szwajcarii.
W tym roku Przemysław i Alex postawili na inną trasę, rzadziej uczęszczaną. Wyszli o ósmej rano. Uniknęli tłumów, bo trzy czwarte chętnych do zdobycia Białej Góry decyduje się na tzw. drogę normalną. Najpierw wjechali kolejką na wysokość około 2300 metrów. Już w całym rynsztunku. Mieli buty skitourowe, bo obydwaj uprawiają skitour, czyli połączenie narciarstwa zjazdowego z elementami biegowego i pokonywania stromych wzniesień. Do butów, po opuszczeniu wagonika, dopięli narty, wrzucili na siebie kurtki, a po drodze, gdy się ochłodziło, po dodatkowym polarze.
Przeszli Bionnassay, jeden z największych na świecie lodowców kaskadowych. Później kolejny i rozpoczęli drogę bezpośrednio na szczyt. – Do wyboru były dwie. Wybraliśmy trudniejszą, bo z prawej strony masz seraki, czyli potężne bryły lodu powstałe wskutek pękania lodowca. Są nachylone nad całą trasą. Jeśli się urwą, to nie masz żadnej szansy ucieczki przed nimi – opowiada Piegza senior.
Na szczycie dali sobie dziesięć minut na odsapnięcie, kilka zdjęć i rozpoczęli powrót. - W tym roku wyszliśmy późno i na szczycie byliśmy późnym popołudniem, było bardzo zimno, mocno wiało, musieliśmy szybko wracać – podkreśla ojciec młodego rekordzisty.
Tym razem obyło się bez łez, inaczej niż rok temu, kiedy ze szczęścia płakali. Alexander został wtedy najmłodszym Polakiem, który zdobył Mont Blanc. Na świecie młodszy od niego miał być tylko pewien Brytyjczyk, który w 2009 roku, gdy stanął na górze, miał ledwie 10 lat.
Dlaczego tak łatwo?
Byli zmęczeni, ale musieli jeszcze zjechać. - Niby to nie jest skomplikowana góra, ale to ciągle lodowiec poprzecinany szczelinami. Łatwo w nie wpaść i zrobić sobie krzywdę. W głowie miałem, żeby zjechać tą ścianą bezpiecznie – dodaje ojciec Piegza.
- Gdy już zjechaliśmy, westchnąłem: już po wszystkim. I zapytałem tatę, czemu było tak łatwo – uśmiecha się Alex.
Solidarnie przyznają, że to wejście było dla nich podobnie wymagające jak na Giewont, czyli nie ekstremalnie trudne. To żaden brak pokory i raczej nie woda sodowa, która uderzyła do głowy. - Robiłem w Tatrach trudniejsze rzeczy, byłem na to fizycznie i psychicznie przygotowany – tłumaczy siódmoklasista.
Ale wejście na Mont Blanc to wbrew pozorom nie jest jakaś bułka z masłem. W zeszłym roku zginęło na nim 14 osób, w tym - 15. O poślizgnięcie się i upadek nietrudno, a lawiny i spadające seraki to nierzadko wyrok śmierci.
Brawura?
- Nie jesteśmy żadnymi chojrakami, po prostu robimy wszystko step by step. Proces ten trwa od ładnych paru lat - zaznacza ojciec skialpinisty.
Alex miał pół roku, gdy rodzicie zaczęli zabierać go w góry. Wozili go po Tatrach w wózku, pojechali do Doliny Chochołowskiej. Gdy miał trzy i pół roku, sam wszedł na Kasprowy Wierch. Jak zapewniają rodzice, bez trzymania za rączki, bez żadnego nosidełka.
- Zobaczyłem, że daje radę, więc później, gdy miał cztery lata, pojechaliśmy w Tatry na Słowację. Zaczęło się. Były trekkingi, Beskidy, skałki, wyjazdy pod namiot. A gdy był sześciolatkiem, zaczął uprawiać skitour. Już wtedy zjeżdżał z Kopy Kondrackiej. Rok później wjechał kolejką na Kasprowy Wierch, z którego zjechaliśmy – zachwala syna Piegza senior.
Dziewięcioletni Alex jako najmłodszy Polak zjechał na nartach z Breithorn, czterotysięcznika (konkretnie 4164 m n.p.m.) w Alpach, na granicy Włoch i Szwajcarii. W tym palce maczała mama chłopca.
- Była żona kiedyś też się wspinała, była tam. Wielokrotnie opowiadała synowi o swoich doświadczeniach i on kiedyś do mnie podszedł i powiedział: tato, wejdźmy na Breithorn. Pomyślałem: kurczę, wprawdzie ma osiem lat, ale czemu miałby nie pojechać w Alpy? I pojechaliśmy – wspomina ojciec Alexa.
Co roku było intensywniej i coraz trudniej. Od paru lat tata i syn wspólnie robią rocznie 20-30 wejść skialpinistycznych, czyli na górę wchodzą, a zjeżdżają z niej na nartach. Jak Andrzej Bargiel, który rozpropagował w Polsce skialpinizm. To pierwszy człowiek w historii, który zjechał na nartach z K2 i Broad Peak, budzących szacunek ośmiotysięczników.
- Robimy wycieczki po 20-30 kilometrów dziennie, chłopak ma ponadprzeciętną wydolność – dodaje Przemysław Piegza.
"Nie narażam życia syna"
Kochający ojciec, a może niepotrzebny ryzykant? Odkąd zaszczepił w synu miłość do gór, regularnie słyszy i czyta, że naraża dziecko na niebezpieczeństwo.
- To jakieś 10 procent opinii na nasz temat. Mogę odpowiedzieć takim ludziom tylko tak: spokojnie, nie narażam życia syna. Podkreślam zawsze, że w górach ważne są trzy rzeczy: wiedza, umiejętności i doświadczenie. Ten, kto nie zdaje sobie z tego sprawy, pakuje się w tarapaty. Wspinając się od kilkudziesięciu lat, znając swoje i syna możliwości, wiem, na co możemy sobie pozwolić – zapewnia Piegza.
Zmieniamy temat, ale do swojej myśli wraca jeszcze raz po paru minutach.
Podkreśla ponownie: - Nie narażam lekkomyślnie jego życia. To moje dziecko, znam je na wylot. Biorę je w góry tylko wtedy, gdy wiem, że nic mu nie grozi. Zawsze monitoruję sytuację, sprawdzam zagrożenie lawinowe, prognozę pogody, nigdy nie pcham się w teren, gdy wiem, że coś może się wydarzyć. To nie jest tak, że robimy nie wiadomo jakie cuda. Siedzimy w tym, stąd dla nas to proste rzeczy. Owszem, są też czynniki zewnętrzne, może na nas spaść lawina, ktoś na nas wpaść, tego się nie przewidzi. To tak samo jak spacer po chodniku, nigdy nie wiemy, kiedy wjedzie w nas samochód, a może się to zdarzyć.
Matka nie może zabronić
Co na to mama?
- Oczywiście, jak każda matka drżę, gdy udaje się w góry. Puszczam go, nie mam wyjścia, bo to jego pasja. Nie mogę mu tego zabronić – przyznaje Marta Piegza.
Gdy chłopiec w tym roku wchodził na Mont Blanc, ona umierała z niepokoju.
- Zazwyczaj pytam, o której będą zjeżdżać, za ile będziecie tam i tam. I wtedy się denerwuję. W tym roku byłam akurat w pracy. Koleżankom i kolegom mówiłam: tylko trzymajcie kciuki, bo Alexander zjeżdża – przypomina sobie godzinę zero i dzień 23 czerwca.
Denerwowała się bardziej od syna.
- Gdy już było po wszystkim, zapytałam go, jak było. On na to: mamuś, jakoś tak łatwo – śmieje się Marta Piegza. - Szybko udało im się wejść i gładko zjechać. Nie denerwował się, ja za to bardzo. Traktował to jak zjazd z jakiejś górki, a ja bardzo przeżywałam.
Dużo daje doświadczenie byłego męża. - Od lat się wspina, chodzi nie tylko po Tatrach, ale i Alpach i Dolomitach – wylicza mama chłopca.
Bargiel junior i Himalaje
Alex na ścianie swojego pokoju powiesił zdjęcie z autografem Andrzeja Bargiela. To jego idol.
- Niektórzy w szkole mówią na mnie "Bargiel junior" – szczyci się rekordzista.
- W przyszłości chciałbym robić coś z górami. Mogę być przewodnikiem górskim, instruktorem narciarstwa. Jak tata – dodaje.
Tymczasem Przemysław Piegza kreśli nieśmiało plany na przyszłość: Himalaje i wejście na któryś z ośmiotysięczników, a następnie zjazd na nartach. Oczywiście on i Alex.
- Wstępnie wyruszylibyśmy w 2021 roku, w sześć, siedem osób. Nie mogę za wiele mówić. Na razie to ściśle tajne – ucina.
Autor: Tomasz Wiśniowski
Źródło zdjęcia głównego: Przemysław Piegza - Fotografia