Rozpędzone samochody na autostradzie i pracujący tuż przy nich pracownicy. - To skrajna nieodpowiedzialność i prowokowanie tragedii - alarmują kierowcy. - Są odpowiednio ubrani, nie widzimy problemu - próbuje łagodzić sytuację GDDKiA. Problem dostrzega za to także policja.
Do niebezpiecznej sytuacji doszło 16 lutego na autostradzie A2 pomiędzy węzłami Łowicz i Łódź Północna. Całość zdarzenia została nagrana przez jednego z kierowców.
- Jechałem ok. 130 km/h. W pewnym momencie zauważyłem, że ktoś stoi prawie metr od jezdni - mówi autor przesłanego do tvn24.pl nagrania. - To igranie ze śmiercią - ocenia.
Na nagraniu widać, jak kilka metrów od lewej krawędzi jezdni, na pasie zieleni idzie pracownik w pomarańczowym kombinezonie (moment mijania pracowników został przez nas pokazany w zwolnionym tempie, żeby zapis był bardziej czytelny). Ponad 100 metrów dalej, po prawej stronie stoi samochód służby autostradowej. Chwilę później, po lewej stronie idzie kolejny pracownik.
- Wcześniej nie było żadnego oznakowania, czy ostrzeżenia, że tuż przy samochodzie będą spacerować ludzie - denerwuje się autor nagrania.
"Byli ubrani, była dobra widoczność"
Z ocenami kierowcy nie zgadza się Maciej Zalewski z łódzkiej Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Podkreśla on, że prace były wykonywane przez zewnętrzną firmę, z którą generalna dyrekcja podpisała umowę. W jej pracy Zalewski jednak nie dopatrzył się "niczego niepokojącego".
- Pracownicy byli odpowiednio ubrani i prowadzili działania przy dobrej widoczności - mówi.
Rzecznik GDDKiA w Łodzi dodaje też, że w tym przypadku nie było konieczności dodatkowego oznakowania miejsca prowadzenia prac, bo "nie stwarzały one utrudnień w ruchu".
- Jedyne, co może zwrócić uwagę, to fakt, że prace powinny być prowadzone za postawionym samochodem. Tak, żeby kierowca najpierw widział samochód służb drogowych, dopiero potem pracowników - uważa Maciej Zalewski.
Policja: możemy mówić o zagrożeniu życia pracowników
Ze stanowiskiem rzecznika GDDKiA nie zgadza się podinsp. Cezary Karbowniak, komendant Komisariatu Autostradowego Policji w Łodzi z siedzibą w Sosnowcu.
- Na autostradzie, gdzie samochody pędzą z dużą prędkością nie może dochodzić do sytuacji, że ktoś po prostu idzie przy jezdni - mówi tvn24.pl komendant. - Wszystkie prace powinny być poprzedzone odpowiednim oznakowaniem. W innym przypadku faktycznie możemy mówić o zagrożeniu życia pracowników - podkreśla.
Zdaniem podinsp. Cezarego Karbowniaka, najlepiej by było, jeżeli podobne prace byłyby związane z częściowym wyłączeniem lewego pasa.
- Kierowca musi być uprzedzony, że przed nim coś się dzieje. Dlatego optymalnym rozwiązaniem byłoby ustawienie odpowiednio oznakowanego samochodu na lewym pasie autostrady - mówi komendant.
Ryzykują życie i.... mandat
Pracownicy, którzy bez odpowiedniego oznakowania poruszają się po autostradzie, narażają się nie tylko na utratę życia, ale też na karę finansową.
- Zdarzało się już, że karaliśmy pracowników, którzy swoją obecnością stwarzali zagrożenie - tłumaczy kom. Paweł Zbiejczyk, zastępca komendanta policji autostradowej w Łodzi.
Zbiejczyk informuje, że najwięcej takich sytuacji miało miejsce, kiedy przed Euro 2012 zapewniona była przejezdność A2, ale wciąż trwały tam prace budowlane.
Za stwarzanie zagrożenia na autostradzie grozi mandat w wysokości 50 złotych.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/i / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Autostrady Polska