Ta wystawa wzbudza ostatnio żywe emocje wśród warszawiaków. I to nie dlatego, że traktuje o historii najnowszej czy tej sprzed wielu lat, ale dlatego, że dotyczy... syrenki.
Wystawa "Osiem wieków warszawskiej syrenki" przygotowana została przez Archiwum Państwowe m. st. Warszawy we współpracy z Urzędem Miasta z okazji 20. rocznicy przywrócenia przedwojennego herbu Warszawy.
Z wystawy można dowiedzieć się m.in., że charakterystyczna sylwetka syrenki na przestrzeni lat przybierała rożne postaci. - Syrenka miała wizerunek rozmaity, od 18 wieku jest to pół-kobieta pół-ryba - informuje Anna Wajs, kustoszka wystawy.
Syrena z bębnem i pałkami
Charakterystyczna postać syrenki inspiruje i zachwyca wielu. Chociażby zespół Kapela ze Wsi Warszawa, który umieścił nawet syrenkę w swoim logo.
- No tak, promujemy ją - przyznaje Maciej Szajkowski, perkusista kapeli. Dodaje, że jednak w nieco zmodyfikowanej wersji. W logo zespołu syrenka nie ma tarczy, a bęben. Zamiast miecza ma zaś pałeczki perkusisty.
Dlaczego syrena?
Wiadomo, że zanim syrenka zagościła w Warszawie, mieli ją książęta mazowieccy w Księstwie Czerskim. - Nie ma dokumentu herbowego dla miasta Warszawy, także nie ma się do czego odnieść - przyznaje Sławomir Górzyński z Polskiego Towarzystwa Heraldycznego.
Warto zauważyć, że syreny - gdyby sięgnąć do mitologii - nie były potulnymi stworzeniami. To one wabiły swoim śpiewem marynarzy i doprowadzały ich do ewidentnej zguby. - To są rzeczywiście kobiety, które lepiej było omijać. One uwodziły swoim pięknem wielu marynarzy - potwierdza prof. Jerzy Miziołek, znawca antyku.
Na przestrzeni wieków to, co złe, zostało wyparte przez to, co piękne. A tarcza i miecz dodały waleczność. Miasto, w którego herbie była syrena, miało być przez nią chronione.
Syrena - gadżet
Syrena herbem miasta została w 1938 roku, potem jedynie dokładano koronę lub ją zdejmowano. - Teraz to już swoisty znak handlowy - zauważa heraldyk.
Świadczy o tym np. plebiscyt na nowy wizerunek pół-kobiety pół-ryby przeprowadzany od lat przez muzyczny miesięcznik "Machina". - Jest bardzo charakterystyczny, łatwy do zapamiętania. Myślę, że jako - w cudzysłowie i za przeproszeniem - gadżet jest czymś, co każdy cudzoziemiec chciałby mieć - podsumowuje Piotr Metz, redaktor naczelny "Machiny".
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24