Marcelina, Michał i Szymon urodzili się przez cesarskie cięcie. Są z mamą, ich tata jeszcze ich nie widział. Ale w szpitalu w Rudzie Śląskiej, mimo pandemii, wciąż odbywają się porody rodzinne.
Trojaczki urodziły się 17 października w szpitalu miejskim w Rudzie Śląskiej - Goduli. Placówka pochwaliła się nowiną w mediach społecznościowych.
Mama przyjechała rodzić do Rudy, mimo że jest aż spod Częstochowy. Wojciech Cnota, doktor habilitowany nauk medycznych, ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego w godulskim szpitalu, mówi, że mają pacjentki z całego województwa. Są ośrodkiem trzeciej referencyjności, wykonują procedury, których nie ma gdzie indziej. Przyjmują około dwa tysiące porodów rocznie.
Rodzina - także ojciec dzieci - z powodu pandemii nie może ich odwiedzać.
- Dzieci i mama czują się świetnie. Trochę to potrwa, zanim opuszczą szpital, bo mają masę urodzeniową poniżej dwóch kilogramów. Mama na szczęście może zostać z dziećmi, więc ta rozłąka z rodziną nie jest aż tak bolesna - mówi Cnota.
Ciąża jako wyzwanie logistyczne
Pandemia zmieniła przebieg porodu.
- Pacjentka na izbie przyjęć ma wykonywany test antygenu wirusa SARS-CoV-2. Jeśli wynik jest ujemny, dodatkowe zarządzenia sanitarne nie są konieczne - mówi Wojciech Cnota. - Na szczęście w tym wypadku [trojaczków spod Częstochowy - red.] koronawirus nie namieszał - dodaje ginekolog.
Ale przy ciąży wielopłodowej, kiedy rodzi się troje lub więcej dzieci, poród zawsze wymaga przygotowania medycznego i logistycznego.
- Są przy nim trzy zespoły: neonatologiczny położniczy, anestezjologiczny, położne, pielęgniarki. To wyzwanie, z ciąż wielopłodowych są zawsze wcześniaki i planowane jest cesarskie cięcie, a czasami natura robi nam figla i cesarskie cięcie jest nieplanowane. Ale dla nas to nie są ćwiczenia, wiemy, jak to robić, przyjmujemy wiele porodów wielopłodowych - mówi Cnota.
Tata Marceliny, Michała i Szymona nie widział jeszcze swoich dzieci. Nie mógł być przy porodzie, ale nie z powodu pandemii, a dlatego, że na salę operacyjną nie są wpuszczane osoby towarzyszące. Przy zwykłych porodach w szpitalu w Goduli ojcowie mogą być obecni.
- Na początku pandemii krajowy konsultant do spraw położnictwa i ginekologii wydał zalecenie, by porody rodzinne wstrzymać. Później złagodził stanowisko, zostawiając to do decyzji ośrodków i ordynatorów - mówi Cnota.
Ojciec wpuszczany jest na same narodziny
Nie jest to taki sam poród rodzinny, jak przed pandemią. Ojciec (czy inna osoba towarzysząca matce) nie ma wykonywanego testu. Ale musi być ubrany w czapkę, maskę, fartuch, rękawiczki i nie może tego stroju zdejmować do czasu opuszczenia porodówki.
Wpuszczany jest dopiero na drugi okres porodu, czyli narodziny. Chodzi o to, jak wyjaśnia Wojciech Cnota, by osoba z zewnątrz, nieprzetestowana, przebywała w szpitalu jak najkrócej. A pierwszy okres - faza skurczów aż do całkowitego rozwarcia szyjki macicy - trwa "różnie długo". Nawet kilkanaście godzin.
- Nie boimy się transmisji wirusa od ojca do matki czy do dziecka. Bardziej chronimy personel i inne pacjentki - wyjaśnia ginekolog.
Osoba towarzysząca może zostać przy matce i dziecku przy kolejnych fazach porodu, do końca dwugodzinnej obserwacji na porodówce. Gdy mama z niemowlęciem udają się na oddział, ojciec musi opuścić szpital. Natomiast "kontakt mamy z dzieckiem absolutnie nie jest ograniczony, jeśli tylko zdrowie dziecka i mamy na to pozwalają".
- Wznowiliśmy porody rodzinne od 1 maja i nie obserwowaliśmy z tego powodu żadnego zakażenia, więc da się to zabezpieczyć sanitarnie - mówi Cnota.
Koronawirus nie jest medycznym wskazaniem do cesarskiego cięcia
Szpital stara się nie zmieniać procedury, jeśli kobieta rodząca ma koronawirusa.
- Z punktu widzenia medycznego sama infekcja koronawirusem nie jest wskazaniem do cięcia cesarskiego. Mamy dowody, chociaż nie są one silne, bo opierają się na obserwacjach niewielkich grup, że to, w jaki sposób kobieta urodzi, nie wpływa na ryzyko transmisji wirusa - mówi Wojciech Cnota.
- Czasem decydujemy się na cesarskie cięcie z przyczyn logistycznych. Taki poród można zaplanować i dzięki temu ograniczyć do minimum kontakt zakażonej pacjentki z innymi pacjentkami i personelem. To zależy, w której fazie porodu przyjmowana jest zakażona pacjentka, jeśli jest w fazie zaawansowanej, z zachowaniem środków ochrony personelu rodzimy naturalnie, a następnie odkażamy salę porodową. Na szczęście mamy sale pojedyncze - mówi Cnota.
- Poród to bardzo ważny moment w życiu rodziny, często jedyny w życiu, dlatego budowanie relacji między dzieckiem a rodzicami, kontakt skóra do skóry, przebywanie razem bezpośrednio po porodzie i potem nieprzerwanie, w systemie rooming-in ma gigantyczne znaczenie. Żaden ośrodek dzisiaj nie pozwala sobie na to, by rozdzielać matkę z dzieckiem po porodzie, a patrząc holistycznie, także ojcowie chcą być przy porodzie i matki chcą, żeby ojcowie byli i dlatego to się u nas dzieje - dodaje lekarz.
Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: | Shutterstock