Nie ma pokoju nad grobami ofiar katastrofy smoleńskiej - pisze niemiecki dziennik "Die Welt", relacjonując wydarzenia w Polsce po publikacji "Rzeczpospolitej", jakoby na wraku Tupolewa znaleziono ślady trotylu i nitrogliceryny.
Według gazety w Polsce "narastają wątpliwości, czy polskie władze - siłą rzeczy współpracujące z rosyjskimi - są na właściwej drodze", gdy chodzi o wyjaśnienie katastrofy, a społeczeństwo jest dalekie od zgody, "szczególnie od opublikowania tekstu o materiałach wybuchowych, który sam wywołał wybuchowy efekt".
"Gazeta uznała ślady wskazujące na elementy, które między innymi wchodzą w skład materiałów wybuchowych, za jasny dowód na (znalezienie) materiałów wybuchowych. Jednak wielu Polaków bardziej niż o błędy gazety pyta raczej o błędy państwa. Coraz więcej obywateli przypuszcza, że rządy w Warszawie i w Moskwie bronią wspólnej wersji, w której coraz więcej punktów budzi wątpliwości. Wprawdzie według sondaży ciągle jeszcze mniejszość Polaków wierzy w zamach. Ale 63 proc. - w tym prominentni politycy - żąda międzynarodowego śledztwa. To jasny sygnał, że nie wierzą oni, iż polskie państwo samo poradzi sobie z tą sprawą" - ocenia "Welt".
"A zatem siły w Rosji?"
Jak pisze gazeta, szef PiS Jarosław Kaczyński, mówiąc o istnieniu dowodów na zamach, "tylko jedno pytanie pozostawia otwarte: kto mógłby stać za zamachem". "Nie mówię, że zrobił to rząd. To mogły być kliki byłych agentów tajnych służb" - cytuje gazeta wypowiedź Kaczyńskiego, który dodaje, że na całym dawnym obszarze wpływów Związku Sowieckiego jest wiele osób, którym "Kaczyński był solą w oku". "A zatem siły w Rosji? Ta kwestia nigdy nie będzie otwarcie dyskutowana w Polsce. Faktem jednak jest, że Lech Kaczyński, wówczas najostrzejszy w UE krytyk polityki zagranicznej Władimira Putina, z punktu widzenia Rosji przekroczył czerwoną linię. Gdy w czasie wojny w Gruzji 2008 r. rosyjskie czołgi parły na stolicę tego kraju Tbilisi, Kaczyński skrzyknął prezydentów Estonii, Łotwy, Litwy i Ukrainy i poleciał z nimi swoim Tupolewem na Kaukaz. Tam ta piątka zademonstrowała solidarność z Gruzją. Prezydenci wspólnie ustawili się jako żywe tarcze przeciwko rosyjskim czołgom. To mogło szalenie zdenerwować Putina" - pisze "Die Welt".
Polska to "małe, przeszkadzające państwo" I dodaje: "Czy to zatem siły w Rosji planowały zamach i - poprzez ryzykowne instrukcje dla dwóch kontrolerów lotów w wieży w Smoleńsku - chciały wprowadzić samolot w turbulencje? Moskiewska dziennikarka Masha Gessen, autorka krytycznej biografii Putina, krótko odpowiedziała na to pytanie: 'Putin jest tak cyniczny, że mógł zabić Kaczyńskiego. Ale nie miał motywu. Z punktu widzenia Putina Polska w zasadzie nie istnieje. To dla niego małe, przeszkadzające państwo, które ciągle przypomina o Katyniu, zamiast zapomnieć o sprawie'". Według "Welta" Putin pod koniec 2010 r. odpowiedział na zadane mu w innym kontekście pytanie, czy nakazał już kiedyś zabić "wroga ojczyzny". Miał odpowiedzieć wówczas, że rosyjskie służby specjalne nie stosują takich metod i nie sądzi on, by głowy państw podpisywały podobne rozkazy. "To sprawa tajnych służb" - miał odpowiedzieć Putin.
Źródło zdjęcia głównego: www.welt.de