Sąd Najwyższy ocenił, że fundamentalne rozwiązania tzw. ustawy dezubekizacyjnej są niezgodne z konstytucją. Chodzi o propozycję rządu, by funkcjonariusze zaczynający służbę w PRL tracili emerytury wypracowane w służbach wolnej Polski.
Opinię podpisała prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf i przesłała do Sejmu, który właśnie pracuje nad tzw. "ustawą dezubekizacyjną". Jej autorzy - minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak i wiceminister Jarosław Zieliński - chcą, by wszyscy funkcjonariusze PRL-owskich służb stracili swoje emerytury. Niezależnie od tego, czy pracowali jeden dzień w PRL, a pozostałe 26 lat już w służbach wolnej Polski, ich emerytura ma maksymalnie sięgać około 1800 zł.
Ma to dotyczyć funkcjonariuszy: Służby Bezpieczeństwa - zarówno wywiadu jak kontrwywiadu, Inspektoratu Ochrony Funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej, Biura Ochrony Rządu, żołnierzy Wojskowej Służby Wewnętrznej, ale też wykładowców i słuchaczy Akademii Spraw Wewnętrznych w Legionowie, pracowników pionów paszportowych, twórców i pracowników systemu PESEL, oraz wielu innych pionów Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
"Akt prawny ma charakter represyjny"
Jednak w opinii Sądu Najwyższego zgodne z prawem jest odbieranie przywilejów emerytalnych tylko za czas ich pracy dla służb socjalistycznej Polski.
- Nie ma natomiast żadnych podstaw, aby w jakikolwiek sposób dyskwalifikować okres późniejszej służby w organach Państwa Polskiego po 31 lipca 1990 roku, w tym wobec osób pozytywnie zweryfikowanych. (...) W tym świetle nie ulega wątpliwości, że projektowany akt prawny ma charakter represyjny przez co dochodzi do naruszenia konstytucyjnej zasady podziału władzy - brzmi opinia Sądu Najwyższego.
Prezes Sądu Najwyższego przypomina, że w 1990 roku przeprowadzono tzw. "weryfikację". Przystąpiło do niej 14 tysięcy funkcjonariuszy, z których negatywnie zweryfikowano około 3,5 tysiąca. Reszta dostała "zielone światło", by starać się o pracę w nowo powstających służbach: Urzędzie Ochrony Państwa, policji czy straży granicznej.
- (...) ponowne zatrudnienie byłych funkcjonariuszy organów bezpieczeństwa PRL stanowiło swoiste oświadczenie, wydane w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej przez organy władzy publicznej, iż będą oni traktowani w taki sam sposób, jak pozostali funkcjonariusze służb powstałych po 1990 roku - dodał w opinii SN.
"Poszli do służb w ślad za Krzysztofem Kozłowskim"
Co ciekawe - podobne wątpliwości miała komisja do spraw służb specjalnych, która wczoraj opiniowała rządowy projekt.
- Oceniliśmy go pozytywnie. Zastrzegliśmy jednak, że odbieranie wysługi w służbach wolnej Polski może być niekonstytucyjne - mówi nam jeden z posłów, który brał udział w utajonym posiedzeniu komisji.
Również wczoraj nad projektem debatowały połączone komisje spraw wewnętrznych oraz polityki społecznej. Dokonały kilku zmian w rządowych pomysłach. Do najważniejszych należy zmiana daty rozgraniczającej służbę "totalitarnemu państwu" i wolnej Polsce. Zgodnie z pierwotnym pomysłem miał być to lipiec 1990 roku, ale został cofnięty na 1989 rok - czyli powstanie rządu Tadeusza Mazowieckiego.
- Gdyby obowiązywała data zaproponowana przez MSWiA to oznaczałoby, że działacze opozycji, którzy poszli do służb w ślad za Krzysztofem Kozłowskim traktowani byliby jak wieloletni funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa - tłumaczy Marek Biernacki, były minister spraw wewnętrznych i poseł PO.
Awantura w PiS
Nasi rozmówcy nie są pewni, czy teraz sejmowa większość posłów PiS weźmie pod uwagę opinie Sądu Najwyższego. Jednak w nieoficjalnych rozmowach liczni posłowie mają podobne wątpliwości.
- Nie uważam, aby te rozwiązania miały coś wspólnego ze sprawiedliwością. Wielu dawnych funkcjonariuszy służb PRL czy żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego później traciło nawet życie w latach wolnej Polski. Czyli byli godni by stracić życie, a teraz im odbieramy godność i emerytury? - mówi nam jeden z ważnych posłów Prawa i Sprawiedliwości.
Według naszych rozmówców na tym tle dochodzi do ostrych sporów i ostateczny kształt ustawy może się jeszcze zmienić.
Co więcej - nawet aktualnie w rządzie Beaty Szydło pracuje wiceminister finansów Wiesław Jasiński, którego "dezubekizacja" może objąć. Nadzoruje i reformuje on wszystkie służby fiskusa, ale przed 1989 rokiem zdążył zostać oficerem Milicji Obywatelskiej. Pracował wtedy w milicyjnej uczelni, której część wydziałów projekt rządowy określa jako "służbę na rzecz totalitarnego państwa". W powołanej później policji, jako jeden z pierwszych zajął się sprawami korupcyjnymi osiągając takie sukcesy, że trafił do powstającego Centralnego Biura Antykorupcyjnego Mariusza Kamińskiego.
Autor: Robert Zieliński (r.zielinski@tvn.pl), Maciej Duda (m.duda2@tvn.pl) / Źródło: tvn24.pl