4 marca, podczas drugiej rozprawy Katarzyny W. oskarżonej o zabicie swojej półrocznej córki Magdy, Sąd Okręgowy w Katowicach przesłuchał świadków: Roberta R. (dziennikarza regionalnego portalu), Anetę J. (sąsiadkę, która ostatni raz widziała Madzię żywą), Piotra O. (sąsiada z kamienicy, konkubenta Anety J.) i Tomasza M. (przyjaciela Bartłomieja W. - męża Katarzyny W.) CZYTAJ:
Przewodniczący Składu Orzekającego rozpoczyna rozprawę. Prosi o rozkucie oskarżonej.
Pierwszy świadek Robert R. (oświadczył, że ma nagrania z mieszkania w Łodzi należącego do Krzysztofa R., w którym Katarzyna W. mieszkała z mężem przez pewien czas - red.) - zgłasza swoją obecność.
Sędzia: Zanim zaczniemy rozpatrywać sprawę, wpłynął jeden wniosek. Poprosimy świadka o opuszczenie sali. Zaraz będzie poproszony. Wpłynął wniosek TVN S.A. o ujawnienie danych oskarżonej. W tym wniosku przedstawiciel mediów powołuje się na orzecznictwo Sądu Najwyższego. Sędzia pyta, co o wniosku myślą strony.
Prokurator: Przychylam się.
Obrońca oskarżonej jest za wyłączeniem tego wniosku. Twarz oskarżonej jest znana. Większość mediów publikuje jej wizerunek. Upublicznienie jej wizerunku nie jest w niczyim interesie.
Katarzyna W.: Nie wyrażam zgody, tak jak powiedział mecenas.
Sędzia: Sąd postanowił nie uwzględnić wniosku o udostępnienie wizerunku i danych osobowych oskarżonej, albowiem zgodnie z przepisem art. 13, ustęp 2 Prawo prasowe, zasadą jest, iż dane osobowe i wizerunek osób, przeciwko którym toczy się postępowanie sądowe, nie są ujawniane, chyba, że osoby te wyrażą na to zgodę. Sąd może wyrazić taką zgodę ze względu na ważny interes społeczny (na ujawnienie danych osobowych i wizerunku oskarżonego), jednak jest to wyjątek od istniejącej reguły, wynikający z przepisu prawa, a jego uzasadnieniem może być właśnie ów ważny interes społeczny.
Zgodnie z poglądem doktryny, w szczególności (…) zakaz publikacji danych osób oskarżonych, przeciwko którym jest postępowanie, dotyczy wszystkich - także osób znanych. Jest to również stanowisko, które wygłosił Sąd Najwyższy (…), które to stanowisko jest również przez sąd podzielane.
(…) Na gruncie tej sprawy, sąd nie dostrzega tego, aby takie zezwolenie rzeczywiście było uzasadnione ważnym interesem społecznym na tym etapie postępowania. Nie jest też niezbędne do zrealizowania zasady jawności procesu, o którym sąd postanowił na poprzedniej rozprawie. W związku z powyższym, ten wniosek nie został uwzględniony.
Sędzia: Poprosimy pierwszego świadka. Nie stawił się drugi ze świadków - pan Krzysztof R., który nadesłał pismo, w którym usprawiedliwia swoją nieobecność wcześniej zaplanowanym wyjazdem. W związku z tym sąd postanowił powołać innych świadków. Uwzględniając fakt o usprawiedliwieniu nieobecności, powołując się na wcześniej zaplanowany wyjazd, świadek stawi się 18 marca. O wszystkim będę jeszcze mówił na końcu, kto będzie przesłuchiwany. Poproszę pana na środek. Stawił się świadek Robert R. (…)
Sędzia: Sąd postanowił dopuścić do przesłuchań w charakterze świadka pana Roberta R. na okoliczności istotne dla sprawy rozstrzygnięcia. Odnotujmy, że świadek będzie zeznawał bez przysięgi, ale po pouczeniu, że będzie zeznawał (…).
Robert R.: Chciałbym skorzystać z prawa krótkiej, swobodnej wypowiedzi. (…) Na początku chciałbym wyrazić duży szacunek dla sądu, że zadecydował pan o wprowadzeniu zakazu transmisji bezpośredniej i robienia zdjęć. Całkiem niedawno, jako dziennikarz, byłem więziony za wolność słowa w Polsce, natomiast to, co się ukazało w jednym z opiniotwórczych tygodników w Polsce, uważam, że to przykład tego, że nie wszystkie media w Polsce dorosły, by relacjonować ten proces w Polsce. Chodzi o poszanowanie godności człowieka – oskarżonej, i o to, by zachować najwyższe standardy związane z przestrzeganiem praw człowieka. Największą wartością procesu jest dojście do prawdy, jeśli ta wartość mogłaby być osiągnięta przez całkowite utajnienie, to uważam, że jest to warte. Istotą tego procesu jest to, że stała się potworna tragedia - nie żyje dziecko. A z drugiej strony istotne jest, by w Polsce nigdy więcej taka tragedia się nie powtorzyła. Jeden ze znajomych powiedział, że jeśli na tej sali zostanie popełniony błąd, być może w świetle prawa będą ginęły inne dzieci…
Sędzia: Pozwolę sobie przerwać. Oczywiście, że istotą sprawy jest dojście do prawdy. Czy pan ma jakieś informacje, co do meritum sprawy?
Robert R: Oskarżona wie, co mówiła w lokalu na Piotrkowskiej w Łodzi. Co mówiła będąc trzeźwą, jak i pod wpływem alkoholu. Chciałbym dokończyć swoją wypowiedź. Właśnie z punktu widzenia medialnego pojawiła się alternatywa, że godność oskarżonej sprowadza się do tego, że albo jest winna, albo jest niewinna. Nikt nie wskazuje trzeciej drogi, że właśnie powiedzenie, co się wydarzyło, przejście do prawdy i być może na utajnionym procesie powiedzenie, jaka ta prawda była, może skutkować tym, że oskarżona uzyska możliwość dalszego funkcjonowania w społeczeństwie. Jako dziennikarz, chciałbym podkreślić, że wielokrotnie sąd daje szansę oskarżonej, a potem skazanej na powrót do społeczeństwa. I takim przykładem jest człowiek, którego spotkałem w Edynburgu, który wrócił do społeczeństwa właśnie, bo powiedział prawdę.
Sędzia: Czy pan posiada jakąś wiedzę? Jest pan przesłuchiwany w charakterze świadka. Czy mógłby pan przejść do tego? Czy posiada pan ważne informacje?
Robert R.: Chciałbym przejść do odpowiedzi na pytania. Jeśi będę się zasłaniał tajemnicą dziennikarską, to dlatego, że chcemy, by proces ten doprowadził do pokazania prawdy.
Robert R.: Dramatem tego procesu jest to, że wiele kobiet w Polsce, będąc w depresji poporodowej… jest to problem, który warto też mieć na uwadze…
Sędzia: Pierwsze pytanie ma charakter fundamentalny: czy posiada pan jakieś informacje istotne dla tego procesu? Czy posiada pan jakąś wiedzę, czy zna pan oskarżoną, czy ma pan jakieś materiały mające wpływ na sprawę?
Robert R.: Odmawiam odpowiedzi na to pytanie ze względu na tajemnicę dziennikarską.
Sędzia: Osoby, które powołują się na tajemnicę dziennikarską, mogą [być z niej zwolnione] przez sąd, dlatego będziemy się zastanawiać nad taką decyzją. (…) Czy pan prokurator chciałby zająć stanowisko?
Prokurator: Byłbym za zwolnieniem go (świadka) z tajemnicy dziennikarskiej. Świadek zasłonił się tak szeroko, że nie wiemy, jakiego obszaru ona dotyczy.
Obrońca Katarzyny W.: To chyba ja byłem za tym, żeby sąd wezwał tego świadka na początku procesu ze względu na wiedzę o posiadaniu nagrań, które rejestrował świadek i jest w ich posiadaniu. Tylko ta kwestia powinna być brana pod uwagę moim zdaniem. Sąd rozpoczął pytaniem bardzo ogólnym o znajomość z moją klientką. Nie spodziewałem się, że już na takim etapie będzie się pan zasłaniał tajemnicą dziennikarską. Byłbym za zwolnieniem go z tajemnicy dziennikarskiej. To jedyna droga, abyśmy poznali nowe fakty. Mając na uwadze fakt, iż te nagrania ponoć krążą w rękach pana R., mogą mieć znaczenia dla rozstrzygnięcia tej sprawy. Zwolnienie świadka z tajemnicy dziennikarskiej będzie celowe.
Sędzia: Zanim przejdziemy do ogłoszenia decyzji - czy mógłby pan okazać swoją legitymację dziennikarską?
Robert R.: Oczywiście.
Sędzia: Sąd postanowił (…) zwolnić świadka Roberta R. z obowiązku zachowania tajemnicy dziennikarskiej. Trudno tu określić zakres tego zwolnienia, na okoliczności związane z przedmiotem tego postepowania. I punkt drugi (…) rozprawę w zakresie przesłuchania świadka Roberta R., przeprowadzić z wyłączeniem jawności. Proszę państwa, oczywiste jest w sytuacji, gdy zwalniamy świadka z tajemnicy, że musimy wyłączyć jawność. Trzeba...
Robert R.: Chciałem złożyć zażalenie na taką decyzję…
Sędzia: Może pan to zrobić, ale nie ma to wpływu na decyzję sądu. To jest rzecz oczywista. Nadal muszę poprosić państwa obecnych o opuszczenie sali rozpraw.
W tym momencie rozpoczęło się przesłuchanie Roberta R., trwające w sumie dwie godziny.
Sędzia: Przepraszam świadków za poślizg, trudno było określić, ile potrwa przesłuchanie poprzedniego świadka; potrwało to długo. Poproszę o pozostanie na sali pani [Anety] J. a pana [Tomasza] M. jeszcze o chwilę cierpliwości.
Sędzia: Staje przed sądem świadek Aneta J.
Aneta J.: Lat 42, nie jestem spokrewniona z oskarżoną.
Sędzia: [Pouczenie] Pierwsze pytanie: czy pani wie, w jakiej sprawie jest świadkiem?
Aneta J.: Tak. To było 24 stycznia 2012 roku. Przed godz. 16 wychodziłam na zewnątrz po drzewo na korytarz. W tym momencie pani Katarzyna stała z wózkiem, z wózka wyciągała Magdę. Jak ją wyciągnęła, odwróciła ją w moją stronę twarzyczką i powiedziała: że jest taka fajniusia. I potem Katarzyna wchodząc na piętro, odwróciła się, lekko się uśmiechnęła i odeszła… Dziecko się odwróciło i uśmiechnęło w moją stronę. No i na tym koniec. Nic więcej nie wiem. Nic nie słyszałam, żeby coś się działo.
Sędzia: Wy byliście sąsiadami w pionie?
Aneta J.: Pani W. mieszkała bezpośrednio nade mną.
Sędzia: Co pani zrobiła? Wróciła pani do mieszkania? Jaki czas pani nie było?
Aneta J.: Ja wyszłam tylko na korytarz, tam trzymam drzewo i zaraz wróciłam do mieszkania.
Sędzia: Czy pani coś słyszała z mieszkania z piętra wyżej?
Aneta J.: Nic nie słyszałam. Grał telewizor, dzieci biegały, także nie przywiązywałam do tego uwagi.
Sędzia: A czy może pani powiedzieć, znała pani panią W. jako sąsiadkę?
Aneta J.: Znałam jako sąsiadkę, ale tak tyle o ile.
Sędzia: Czy w tym dniu ona się zachowywała inaczej, wyjątkowo?
Aneta J.: W tym dniu ona się zachowywała, jak zwykle. Tylko dzień dobry. Nasze relacje nie były na tyle bliskie, żebyśmy ze sobą rozmawiały.
Sędzia: Czy jeszcze coś sobie pani przypomina z tego dnia?
Aneta J.: Nic więcej nie przypominam sobie.
Sędzia: W takim razie, czy przypomina pani sobie, czy mieliście państwo w tym okresie, bezpośrednio poprzedzającym, jakieś problemy z piecem, instalacją kominową?
Aneta J.: To było przed 24 stycznia, ale nie pamiętam, czy to był piątek czy sobota. W drugim pokoju, w którym nie używamy w ogóle pieca, bo palimy tylko w pierwszym pokoju, coś huknęło. Córka zawołała mnie do pokoju, powiedziała, że coś huknęło, coś się aż posypało na podłogę.
Sędzia: Czy takie sytuacje zdarzały się wcześniej?
Aneta J.: Takie sytuacje nie zdarzały się wcześniej. To była incydentalna sytuacja. Ja poszłam do pokoju, żeby to sprawdzić. Usłyszałam za ścianą, że sąsiad jakby dokładał do pieca. Poszłam do tych sąsiadów. Nie wiem jak się nazywają, mieszkali tam bardzo krótko. Poszłam się zapytać, czy coś się dzieje, też powiedzieli, że nie chce im się palić, i też sadza wychodzi na mieszkanie. No i na tym koniec, ale ja zresztą w tym piecu nie paliłam, nigdzie nie palę, więc nie miałam potrzeby tego nigdzie zgłaszać.
Sędzia: Rozmawiała pani o tej sytuacji z kimś?
Aneta J.: Z córką właściciela, ale z tego co wiem, to właściciel rozmawiał z tym państwem za ścianą.
Sędzia: To jest pani M.?
Aneta J.: Tak.
Sędzia: Czy jeszcze coś sobie pani przypomina?
Aneta J.: Niczego istotnego więcej sobie nie przypominam.
Sędzia: Odczytam pani zeznania całe lub fragmentarycznie, a pani się ustosunkuje do tego, może coś się przypomni. Może pani spocząć na czas jak będziemy je odczytywać.
Przewodniczący składu sędziowskiego odczytuje zeznania złożone przed chwilą przez Anetę J.
Następny protokół z 3 lutego 2012 roku – odczytane zeznania świadka. Aneta J. mieszka na parterze, oni na pierwszym piętrze. Na parter nie prowadzą żadne schody. Przed domem jest podwórko - stamtąd wchodzi się do budynku.
"24 stycznia zaparkowałam samochód i weszłam do domu. Zaczęłam przyrządzać obiad. Wyszłam wziąć drewno, wtedy spotkałam Katarzynę W. Pytała mnie, czy może na chwilę zostawić wózek. Dziecko nie wydawało żadnych odgłosów i nie odzywało się, ale moim zdaniem było żywe. Powiedziałam, że ta mała jest taka fajniutka. Katarzyna W. uśmiechnęła się. Potem już nie widziałam, że Katarzyna W. tego dnia wychodziła. Nie widziałam, żeby ktoś wchodził albo wychodził do nich tego dnia. O szczegółach porwania dowiedziałam się od ojca dziecka, który przyszedł zapytać, czy czegoś nie widziałam. Nie powiedział, w jaki sposób dowiedział się o porwaniu. Wcześniej państwo W. chodzili na spacery z wózkiem. Mam rolety, więc nie widziałam po zmierzchu. Nie widziałam, czy ktoś pomagał wynosić wózek. Widywałam, że Bartłomiej W. nosił w workach coś do domu – pewnie węgiel. Parę razy pożyczali klucze do piwnicy, nie wiem, jak często przynosili drewno do domu."
Sędzia: Powiedziała pani, że dziecko było w kocu (…). Czy widziała pani wcześniej, jak pani W. nosiła córkę z wózkiem poza tym dniem?
Aneta J.: Raczej latem, jeśli już. Mieli dzieciątko na ręku. I pani Katarzyna, i pan Bartłomiej.
Sędzia: W jaki sposób nosiła dziecko na ręku? Generalnie.
Aneta J.: Jak było malusie, to trzymała na ręce, trudno powiedzieć, czy na lewej czy prawej. W ten sposób, że dzieciątko trzymało główkę w okolicach zgięcia stawowo-łokciowego, Katarzyny W.
Sędzia: Drugą ręką też trzymała?
Aneta J.: Drugą podtrzymywała dziecko pod głowę.
Sędzia: A potem mówiła pani, że (nosiła) ją w nosidełku.
Aneta J.: 24 stycznia Katarzyna W. niosła dziecko na górę - po wyjęciu go z wózka odwróciła dziecko pleckami do własnej klastki piersiowej i trzymała je pod rękami w ten sposób, że ręka oplątywała tułów dziecka i podtrzymywała je drugą ręką.
Sędzia: Czy uśmiechała się pani W. czy dziecko do pani?
Aneta J.: Najpierw Katarzyna W. się uśmiechnęła do mnie, kiedy powiedziałam, że mała jest taka fajniutka, ale dziecko też się uśmiechnęło do mnie, kiedy już było zwrócone w moją stronę.
Sędzia odczytuje dalszy protokół zeznań: "Bartłomieja W. widziałam dopiero późnym wieczorem dnia 24 stycznia. Jeśli chodzi o samochody, w jakich widywałam Bartłomieja, parę razy widziałam go w jednym samochodzie, nie znałam kolegów Bartłomieja, nie wiem, kim byli.
W chwili gdy wyjęła dziecko, wzięła je pod pachy i zwróciła w moją stronę. Poznałam dziecko po dużych, charakterystycznch czarnych oczach. Na pewno dziecko było żywe, patrzyło na mnie tymi oczami. Chciałam dodać, że Magda była cichym dzieckiem, nigdy nie słyszałam większych płaczów dziecka z tamtego mieszkania. Nie pamiętam, jaki to był dzień, gdy moja córka usłyszała jakiś dźwięk, coś upadło z komina, słyszałam, jakby sąsiad wygrzebywał coś pogrzebaczem z komina. Moje spotkanie z Katarzyną W. było przed 15. 24 stycznia rozmawiałam z Bartłomiejem W. około 23. Wtedy mówił, że porwano Magdę. Był smutny, głowę miał spuszczoną. Wcześniej nie rozmawiałam z Katarzyną W., nie mieliśmy większego kontaktu. Na pewno był u innych osób, zanim dotarł do nas. 24 stycznia Magdalena była ubrana w coś jasnego, nie wiem, czy to cały kombinezon, na pewno góra była jasna. Nie wiem, w co ubrana była Katarzyna W., nie przyglądałam się. Nie słyszałam nic, co mogło mnie zaniepokoić."
Sędzia: Czy takiej treści składała pani zeznania?
Aneta J.: Takiej treści składałam zeznania, z tym, że kiedy Bartłomiej W. przyszedł do mnie ok. 23 jego żona była w szpitalu, a nie w mieszkaniu.
Sędzia: Czy w tym dniu przyglądała się pani wózkowi?
Aneta J.: Jeśli chodzi o wózek, to 24 stycznia coś było na dole w wózku, ale co to było, nie jestem w stanie powiedzieć.
Sędzia: Jeśli chodzi o akustykę tego mieszkania, pionu, pani powiedziała, że Magda nie płakała, słychać było jedynie kroki i pogłos rozmów.
Aneta J.: Gdyby krzyczeli u nich w mieszkaniu, to byłoby słyszalne w moim mieszkaniu. Chociaż, gdy chodzi telewizor, a dzieci biegają trzeba by się przysłuchać, żeby słyszeć nawet, gdyby ktoś krzyczał.
Sędzia: A z panią A. M. rozmawiała pani o tym zdarzeniu z piecem?
Aneta J.: Nie rozmawiałam obszernie na temat tego huku w piecu.
Obrońca: Chciałem nawiązać do tej rozmowy z właścicielką kamienicy, w sprawie tego huknięcia w piecu. Czy właścicielka wspominała coś o planach remontowych tej kamienicy, stanu przewodów kominowych?
Aneta J.: Nie rozmawiałam z właścicielką o ewentualnym remoncie, modernizacji kominów w tej kamienicy i nic mi nie wiadomo o takich planach. Kominy były czyszczone, ale czy były jakieś remonty instalacji, nic nie wiem.
Obrońca: Wspomniała pani, że coś huknęło i sadza wyleciała z pieca. Którą częścią ta sadza wyleciała?
Aneta J.: Tego nie wiem. Jak przyszłam to już była. Ja w tym piecu nie paliłam ok. dwa lata, ale z nim nigdy nie było problemów. Kiedy używaliśmy, paliło się dobrze.
Obrońca: A czy były problemy z drugim piecem?
Aneta J.: Z drugim piecem też nie było problemów.
Obrońca: Pani wspomniała, że relacje między panią a Katarzyną W. ograniczały się do zwyczajowego "dzień dobry". Wspomniała pani o wizycie w ich domu, gdy otworzył Bartłomiej W. Czy to była jedyna wizyta?
Aneta J.: Ja raczej tylko raz byłam - nie pamiętam, dlaczego - u państwa W. Nie wchodziłam tam, rozmawiałam przed progiem mieszkania, z Bartłomiejem W., który właśnie wtedy trzymał dziecko na rękach.
Obrońca: Przypomina sobie pani sytuację, gdy pożyczała, czy darowała pani Katarzynie W. jakąś rzecz? Chodzi o inhalator. Pamięta pani, kiedy to było?
Aneta J.: Przypominam sobie taką sytuację, że pożyczałam Katarzynie W. inhalator. To było jesienią roku przed zdarzeniem.
Sędzia wtrąca pytanie.
Sędzia: Po co pożyczała pani ten inhalator?
Aneta J.: Robiłam porządki, znalazłam inhalator, którego używały moje dzieci, więc sama zaoferowałam pani Katarzynie W. ten inhalator. Czy nie potrzebowałaby tego sprzętu. Ja dałam jej ten inhalator, który przyjęła, ale nie mówiła, po co jej on może być.
Obrońca: Przypomina sobie pani jakieś szczegóły tej wizyty?
Aneta J.: Nie przypominam sobie. Jeśli mam coś, a nie jest już potrzebne, to proponuję innym - może okazać się przydatnym. Podkreślałam, że lepiej, aby się nie przydał.
Obrońca: To był inhalator, taki przeznaczony dla niemowlaka?
Aneta J.: To był inhalator, który mógł być wykorzystywany dla małego dziecka, takiego jak Magda W. To było specjalistyczne urządzenie dla małych dzieci.
Obrońca: Pani w tamtym czasie gdzieś pracowała?
Aneta J.: Tak.
Obrońca: W jakich godzinach przebywała pani poza domem?
Aneta J.: Pracuję od 6.30 do 15, wtedy jestem poza domem.
Obrońca: Pani wspomniała, że wasz kontakt był sporadyczny. Co z Bartkiem? Widywała go pani częściej?
Aneta J.: Nie, zazwyczaj razem ich raczej widziałam. Jak wracali, wychodzili z domu. Gdzieś na ulicy, tak poza kamienicą - bardzo rzadko.
Obrońca: Czy pani w oparciu o te sporadyczne spotkania może powiedzieć o ich relacjach, jako małżeństwa?
Aneta J.: Widać było, że grzecznie się odnoszą do siebie wzajemnie, ale bliższych relacji w tym zakresie ja nie znam.
Obrońca: A czy w tych przypadkach, gdy się pani widywała z nimi, była tam Magda?
Aneta J.: Kiedy widziałam państwa W., to widywałam także, że chodzą z wózkiem. Czasem zaglądałm do wózka i widziałam tam Magdalenę.
Obrońca: Jest pani w stanie powiedzieć, jak oni odnosili się do dziecka?
Aneta J.: Widziałam tylko tyle, co na dworze, więc nie jestem w stanie powiedzieć, jak oni odnosili się do swojej córki.
Obrońca: Moment, w którym Bartłomiej W. przyszedł do pani ok. 23.30, powiedziała pani, że był poddenerwowany. Czy mówił coś o szczegółach akcji poszukiwawczej?
Aneta J.: Był zmartwiony, smutny. Nie opisywał żadnych szczegółow dotyczących akcji poszukiwawczej. Obrońca: W tych pierwszych zeznaniach jest mowa o tym, że Bartłomiej W. był roztrzęsiony. Od kogo dowiedziała się pani o tym, co się stało po raz pierwszy?
Aneta J.: Po raz pierwszy informację o porwaniu dostałam od właścicielki kamienicy, która przyszła z płaczem i powiedziała, że porwali Magdę.
Obrońca: Bartłomiej coś na ten temat wspominał?
Aneta J.: Także Bartłomiej mówił, że dziecko porwano. Odnośnie sprawcy porwania nie podawał żadnych informacji. Bartłomiej W. nie wspominał niczego o rysopisie sprawcy porwania.
Obrońca: Dziękuję bardzo.
Sędzia: Dziękujemy pani za obecność i długi czas oczekiwania. Nie będziemy już pani więcej wzywać, chyba że któraś ze stron będzie tego chciała. Dziękujemy pani. Do widzenia.
Sędzia: Kolejny świadek, pan Piotr O., niekarany za skazanie fałszywych zeznań, w stosunku do oskarżonej - obcy.
Piotr O.: Wiem, w jakiej sprawie jestem świadkiem. Tego feralnego dnia, kiedy była jeszcze wersja porwania wracałem z pracy. (…) Pani Aneta J. mówiła mi, że w domu był jakiś huk. Tylko tyle. Był jakiś problem z kominem.
Sędzia: Czy jeszcze pan sobie coś przypomina z tego dnia? Piotr O.: Kiedy był u nas pan Bartłomiej wieczorem, żona dzwoniła do niego, że wychodzi ze szpitala i to jest jedyne, co sobie przypominam z tego dnia.
Sędzia: Czy to ta jedyna rozmowa?
Piotr O.: Nie przypominam sobie nic więcej.
Sędzia Monika Podstawa-Gwóźdź odczytuje protokół zeznań Piotra O. Mieszka on w tej samej kamienicy, większych kontaktów z W. nie mieli, kontakty były czysto sąsiedzkie.
"Z Katarzyną W. do czasu sprawy nigdy nie rozmawiałem, widywałem ich z wózkiem. Rozmawiałem kilkakrotnie z Bartłomiejem, ale o sprawach nieistotnych raczej. Pamiętam drugie zdarzenie z kominem, było to kilka dni przed zaginięciem Magdy. O żadnych innych problemach z kominem nie wiem. Tego dnia - 24 stycznia - pracowałem na rano. Pamiętam na klatce schodowej widziałem wózek. Po godz. 17 poszedłem do sklepu, wtedy nie było już tam wózka. Nie słyszałem żadnych hałasów, krzyków, dziwnych dźwięków. Pierwsze informacje o porwaniu przekazala nam sąsiadka. Przyszła z tą informacją ok. 18 była bardzo przejęta. Z tego co mówiła, dziecko W. zostało porwane. Tego samego dnia przyszedł Bartłomiej, chyba ok. 23. Będąc u nas odebrał telefon. Z ich rozmowy wynikało, że ona chciała wyjść ze szpitala.
Chciałem pomóc im w kolportażu ulotek o poszukiwaniu Magdy, ale nie dostałem tych ulotek, były jakieś problemy. Potem widziałem Katarzynę W. - wyglądała, że bardzo przeżywa to zniknięcie. Potem Bartłomiej W. przyniósł mi ulotki, które rozdawalem kolegom i ludziom w autobusie. Gdy dowiedziełam się, co się stało, byłem zszokowany. Potem widziałem ich tylko, jak wynosili się z mieszkania".
(...)
Piotr O.: Raczej nie widywałem ich z dzieckiem wcześniej.
Obrońca: Pan wspomniał, że po raz pierwszy usłyszał pan, że dzieje się coś złego z Magdaleną od pani Agnieszki. Co mówiła?
Piotr O.: O ile sobie przypominam, pani Agnieszka jak przyszła i powiedziała o porwaniu, nie mówiła o szczegółach.
Obrońca: Czy była u was policja tego dnia?
Piotr O.: Była. Pytali o małżeństwo W.
Obrońca: A propos kominów. Mówił pan, że tam kiedyś się dymiło.
Piotr O.: Jeśli chodzi o piec w pierwszym pokoju mamy go ok. trzy lata. To była taka sytuacja, że spod osadnika w kominku wydostawał się dym.
Sędzia: Kiedy to było?
Piotr O.: Październik, listopad… na pewno nie styczeń. Rok 2011.
Obrońca: Co powodowało taką sytuację?
Piotr O.: Przyczyną tego był zapchany szyb kominowy.
Obrońca: Ten dym, czy to miało [miejsce] przy każdym rozpalaniu?
Piotr O.: Z tego co pamiętam, parę razy się zdarzyło i zaczęlismy szukać przyczyny. Między innymi byłem u państwa W. i pytałem, czy u nich też się tak dzieje.
Sędzia: Czego się pan dowiedział?
Piotr O.: Że u nich wszystko ok.
Obrońca: Kiedy był pan u nich w tej sprawie?
Piotr O.: Moja wizyta tam była w okresie, gdy miały miejsce te problemy z kominkiem.
Obrońca: Wspomniał pan o rozmowie z Bartkiem, kiedy wieczorem przyszedł do was. Czy on coś mówił o sprawcy porwania albo o akcji poszukiwawczej.
Piotr O.: Nie pamiętam tego.
Obrońca: Czy pan był zorientowany, czy państwa W. odwiedzali znajomi?
Piotr O.: Do państwa W. przychodzili znajomi, ale nie zwracałem na to uwagi.
Obrońca: Pan widywał ich na korytarzu?
Piotr O.: Widywałem tych znajomych na korytarzu.
Obrońca: Były sytuacje, że były odgłosy imprez dobiegającyh od nich z domu?
Piotr O.: Może raz. Nie wiem, czy to nie była parapetówka. Nie było głośno. To byli bardzo spokojni ludzie.
Obrońca: Ostatnie pytanie. Czy państwo przez ten strop słyszeliście jakieś instrumenty muzyczne z mieszkania państwa W.?
Piotr O.: Strop w naszym budynku jest z desek i płyty gipsowej, w związku z tym słychać było odgłosy gry na gitarze.
Obrońca: Nie można było rozpoznać co to był za instrument?
Piotr O.: Ciężko mi powiedzieć. Nie przeszkadzało mi to. Było to słychać na tyle cicho, że nie przeszkadzało nam to w naszym mieszkaniu.
Obrońca: Grający telewizor można było usłyszeć u was?
Piotr O.: Raczej nie. Kiedy u państwa W. grał telewizor, nie było tego u nas słychać.
Katarzyna W.: Nie mam żadnych pytań.
Sędzia: Wszystkie kwestie formalne uzgodnimy z panem w siedzibie naszej. Dziękujemy za obecność.
Sędzia: Kolejny świadek Tomasz M. Ile pan ma lat?
Tomasz M.: 22. Jestem studentem, mieszkam w Sosnowcu. W stosunku do Katarzyny W. jestem obcy, niekarany.
Tomasz M.: Wiem, w jakiej sprawie jestem świadkiem. Wiadomo mi to, że byłem tego dnia na uczelni, czyli 24 stycznia. Wychodząc z uczelni, pomyślałem, że wpadnę do Bartka na papierosa, to było ok. 10 rano. Zanim tam pojechałem, zadzwoniłem do niego. Nie pamiętam, czy odebrał, więc pojechałem do domu. Po jakiejś godzinie Bartek zadzwonił z pytaniem, czy nie pojadę z nim do Siemianowic – jego miejsca pracy - i zawiozę zwolnienie lekarskie. Ok. 12 po niego podjechałem. Pojechaliśmy do Siemianowic, zatrzymaliśmy się jakieś 200 metrów przed jego pracą. Bartłomiej tam poszedł, a ja zaparkowałem samochód. Potem Bartomiej wszedł na teren zakładu, ja czekałem przy aucie. Po 10 minutach przyszedł, pojechaliśmy na Floriańską. Bartomiej zaprosił mnie do środka. Wszedłem na górę, Katarzyna akurat karmiła małą. Siedzieliśmy z Bartomiejem przy komputerze. Pokazywałem filmiki na Youtube. W międzyczasie, Katarzyna poszła położyć małą spać.
Sędzia: Która to była godzina?
Tomasz M.: Około 13-14. Gadaliśmy jeszcze z Bartkiem. On planował zrobić taką pseudo-imprezę z graniem na komputerach. Miała się odbyć u Bartka w tym dniu. Około 15, czy 16 zaczęliśmy się zbierać. Ja miałem jechać i po drodze podwieźć Bartka do centrum handlowego w Sosnowcu.
Sędzia: Kto się zbierał? Czy pani Katarzyna W. też się zbierała?
Tomasz M.: Tak. My z Bartkiem mieliśmy jechać do Plejady - centrum handlowego. A Katarzyna miała z dzieckiem jechać do swoich rodziców.
Sędzia: Czy Katarzyna miała jechać z panami, czy iść osobno?
Tomasz M.: Iść osobno, pieszo.
Sędzia: Dlaczego? Była jakaś rozmowa na ten temat?
Tomasz M.: Bartłomiej ustalił to z Katarzyną, że my pojedziemy, a ona pójdzie. To była bardziej decyzja Bartka.
Sędzia: Pamięta pan przebieg tej rozmowy?
Tomasz M.: Ciężko mi opisać dokładnie przebieg tej rozmowy między Bartłomiejem a Katarzyną W.
Sędzia: Co dalej?
Tomasz M.: Znieśliśmy wózek z Bartłomiejem na dół.
Sędzia: Dziecka nie było w wózku?
Tomasz M.: Nie pamiętam, ale chyba Magda była w wózku.
Sędzia: Czy przypomina pan sobie, co więcej było w tym wózku?
Tomasz M.: Nie potrafię powiedzieć, co więcej tam było w wózku, kiedy go znosiliśmy.
Sędzia: Co dalej?
Tomasz M.: Kiedy zeszliśmy na dół, Bartłomiej został z dzieckiem, a ja poszedłem do auta, żeby je zagrzać, bo było chłodno. Katarzyna była wtedy na górze.
Sędzia: Co dalej?
Tomasz M.: Za chwilę Katarzyna W. musiała zejść na dół, bo Bartłomiej przyszedł. Poprosił, żebyśmy jechali chociaż do końca ulicy, żeby ją jakoś odprowadzić. W tym czasie ona szła z wózkiem chodnikiem.
Sędzia: Bartłomiej zdecydował, że nie zabierzecie jej autem, dlaczego więc ją odprowadzać?
Tomasz M.: Ja nie wiem, dlaczego Bartek się zdecydował, żeby jechać powoli i ją odprowadzić w ten sposób do końca ulicy. Zwrócił uwagę na jakiegoś faceta z wózkiem i powiedział, że jakoś podejrzanie wyglądał dla niego.
Sędzia: Co dalej?
Tomasz M.: Na końcu ulicy odbiłem w kierunku Plejady, a Katarzyna W. poszła w prawo. Wysadziłem go pod centrum handlowym.
Sędzia: Nie wie pan, co było w wózku, ani nie ma pewności, czy Magda tam była. Czy widział pan, co Katarzyna przygotowuje do wyjścia z dzieckiem?
Tomasz M.: Na pewno ubrała dziecko w biały kombiznezon, ale co więcej, to nie wiem.
Sędzia: Co panu jeszcze wiadomo w tej sprawie?
Tomasz M.: Wysadziłem Bartka pod Plejadą. Miał zrobić zakupy, wziąć drewno. Pojechałem do domu. Byłem tam ok. 16, gdzieś ok. 18 Bartłomiej zadzwonił do mnie z pytaniem, czy przyjdę, bo jeszcze paru naszych kolegów ma przyjść.
Sędzia: Skąd dzwonił?
Tomasz M.: Nie przypominam sobie, aby mówił, skąd dzwoni. Pytał, czy przyjdę, bo miał być kolega M. M. Albo już był, nie pamiętam. W ciągu paru minut, Bartłomiej zadzwonił drugi raz i myślałem, że chce mnie po raz drugi namawiać na spotkanie, ale jak zadzwonił, miał przejęty głos i mówił, że porwano mu córkę, a żonę pobili.
Sędzia: Czy jeszcze coś mówił?
Tomasz M.: Nic więcej o szczegółach nie mówił. Szybko się ubrałem i pojechałem w stronę ulicy Floriańskiej. M. M. już był. Dostałem od Bartka telefon i dowiedziałem się, że oni już idą w stronę kościoła św. Tomasza. Bartek mnie poprowadził w ich stronę, tam gdzie miało miejsce zdarzenie. Była tam już karetka, policja chyba już też.
Sędzia: Co dalej?
Tomasz M.: Wysadziłem Bartka, zaparkowałem auto. Podszedł do mnie brat Katarzyny W. - Marcin i poprosił, żebyśmy poinformowali ich mamę, więc poszedłem z M. M. w międzyczasie dzwoniąc po znajomych, żeby pomogli w poszukiwaniach.
Sędzia: Czy na miejscu rozmawiał pan z kimś innym niż brat Katarzyny W.?
Tomasz M.: Poza kontaktem z Marcinem W. nie rozmwiałem tam z nikim innym. Dalej zadzwoniliśmy do mamy Katarzyny, powiedzieliśmy jej, co się stało. My jeszcze tej nocy udaliśmy się w parę osób, by odebrać Katarzynę W. ze szpitala.
Sędzia: Co wówczas? Jakieś informacje pan uzyskał?
Tomasz M.: Pojechaliśmy tam. Bartłomiej poszedł, my czekaliśmy pod szpitalem paląc papierosy. Jak przyszedł, siedli z tyłu w aucie. My z kolegą byliśmy z przodu. Jeśli dobrze pamiętam, Katarzyna W. mówiła, że jeszcze do niej to nie dotarło, bo jest pod wpływem leków.
Sędzia: Czy jeszcze coś mówiła?
Tomasz M.: Nie przypominam sobie. Jedyne, co pamiętam, to że Bartek pytał się jej, jak się czuje.
Sędzia: Czy o samym zdarzeniu rozmawiali?
Tomasz M.: Nie przypominam sobie, aby pytał żonę o przebieg zdarznia.
Sędzia: Czy jeszcze coś pan wie?
Tomasz M.: Nie przypominam sobie żadnych więcej informacji, które dotyczyłyby dnia 24 stycznia 2012, które bym uzyskał, czy z własnych obserwacji albo od innych osób.
Sędzia: Poza tym 24 stycznia, interesuje nas przebieg ostatnich dni przed zdarzniem. Pamięta pan cztery dni wcześniej, 20 stycznia? Na przestrzeni tych dni, co pan robił, czy miał pan kontakt z Bartłomiejem W, Katarzyną W.? Ewentualnie z Marcinem W., jeśli pan pamięta.
Tomasz M.: Pamiętam, że parę dni przed 24 stycznia, Bartek poprosił mnie, żebym pojechał z nim i przywiózł głośniki. Zabraliśmy te głośniki, zawiozłem na Floriańską, zadzwoniłem do Bartka, że już jestem. Nie umiałem się dodzwonić, więc zdecydowaliśmy, że głośniki zostaną u nas w aucie. Nie przypominam sobie, czy wtedy, jak zawiozłem głośniki pod dom, wchodziłem do nich do mieszkania, czy nie wchodziłem.
Sędzia: Czy panu wiadomo, co tego dnia robił Bartłomiej?
Tomasz M.: Nie mam żadnej wiedzy, co w tym dniu robił Bartłomiej W.
Sędzia: W takim razie, nie będziemy pana pytać o szczegóły z tamtych dni. Pan bywał w domu Bartłomieja. Czy panowie korzystaliście z komputera? Jeśli tak, to z jakiego?
Tomasz M.: Pamiętam, że kiedyś ojciec przyniósł z pracy starego laptopa bez dysku i dałem go Bartkowi. Wiem też, że korzystali z laptopa siostry Bartka. Niedużo przed tym zdarzeniem Bartek kupił laptopa.
Sędzia: Czy pan wie kiedy?
Tomasz M.: Nie pamiętam. To było jakoś tak do miesiąca przed tym zdarzeniem.
Sędzia: Co to był za laptop?
Tomasz M.: Był to laptop marki (…).
Sędzia: Czy pan widział, żeby oni korzystali z tego laptopa?
Tomasz M.: Tak widziałem. Sędzia: Czy zwrócił pan uwagę, czy mieli osobne profile?
Tomasz M.: Nie zwróciłem uwagi na to, czy oni korzystali z jednego, czy osobnych profili użytkownika.
Sędzia: Cechą charakterystyczną jest pulpit. Nie zwrócił pan uwagi?
Tomasz M.: Nie zwracałem uwagi na pulpit w ich komputerze. W tym dniu, gdy policja zarekwirowała im laptop, pożyczyłem im mój komputer stacjonarny.
Sędzia: Czy kiedyś zdarzało się, że Bartek uruchamiał laptop marki (…)?
Tomasz M.: Tak. Z tego, co pamiętam, oni mieli na tym laptopie jakąś blokadę - hasło. Ale nie wiem, czy to był czytnik linii papilarnych, czy samo hasło.
Sędzia: Czy panu wiadomo, po co mu było to hasło?
Tomasz M.: Nie wiem, czemu ten komuter miał jakieś zabezpieczenie.
Sędzia: Czy jakieś inne osoby korzystały z komputerów należących do państwa W.?
Tomasz M.: Jeśli już ktoś korzystał z komputerów należących do państwa W., to tylko, żeby włączyć jakąś muzykę. Nie jestem jednak w stanie wskazać konkretnej osoby ani daty.
Sędzia: Zna pan Marcina W.?
Tomasz M.: Tak.
Sędzia: Widział pan, żeby on kiedyś korzystał z komputerów u państwa W.?
Tomasz M.: Nie przypominam sobie, ale mogła być taka sytuacja.
Sędzia: Czy kiedykolwiek pan słyszał, aby Katarzyna W. albo Bartłomiej W. rozmawiali ze sobą albo z panem o zaczadzeniach, ryzyku z tym związanym?
Tomasz M.: Nie przypominam sobie, aby oni kiedykolwiek poruszali ten temat.
Sędzia: Coś panu wiadomo, aby mieli jakieś problemy z piecami, kominami?
Tomasz M.: Bartłomiej nigdy się nie skarżył na problemy z piecami, kominami. Katarzyna W. też się nigdy nie skarżyła.
Sędzia: Pan był świadkiem, jak Katarzyna W. zajmowała się dzieckiem. Jak ona nosiła dziecko?
Tomasz M.: Normalnie. Kiedy widywałem Katarzynę W., jak nosiła dziecko, najczęściej obejmowała je ręką za korpus i podtrzymywała drugą ręką od dołu.
Sędzia: Czy widział pan kiedykolwiek, czy ona niosła dziecko jedną ręką?
Tomasz M.: Nie przypominam sobie.
Sędzia: Czy jeszcze przypomina pan sobie coś istotnego?
Tomasz M.: Nie przypominam sobie nic więcej z okresu przed 24 stycznia.
Sędzia odczytuje obszerne zeznania w postępowaniu przygotowawczym.
Sędzia: Odczytamy je, potem strony będą miały możliwość zadania pytania.
Sędzia odczytuje fragmenty zeznań Tomasza M:
"Posiadam samochód fiat Punto, on jest w wersji dwudrzwiowej. Znam Bartka, mieszkał wcześniej na ulicy (…), potem przeprowadził się na ulicę (…). Nie wiem, od kiedy zna się z Kasią. Z tego, co mi się wydaje mieli ślub cywilny, ona była już w ciąży. On pracuje przy budowie gaśnic, ona nie pracuje. Między nimi panowały bardzo dobre stosunki. Nie wiem o relacjach Katarzyny W. z teściami. Jeśli chodzo o 24 stycznia zadzwonił do mnie Bartek z zapytaniem, czy pojadę z nim do Siemianowic, zawieźć L4 do jego zakładu pracy. Nie mówił nic o Kasi. Potem wróciliśmy na ulicę (…), gdzie w ich mieszkaniu była Kasia z Magdą. My mieliśmy jechać do Plejady, a ona do jej rodziców (iść) na piechotę. Kiedy ja wyjechałem z Bartkiem, ona udała się w stronę domu rodziców. To mogło być ok. 17. Potem zadzwonił do mnie Bartek, żebym się zebrał i jechał na ulicę (…) i powie mi wszystko, jak przyjadę. Potem zadzwonił raz jeszcze i powiedział, że Magda jest porwana, a Katarzyna W. pobita. Powiedział, żebym jechał na ulicę Legionów, była tam policja i pogotiwe. My poszliśmy powiadomić mamę Katarzyny W. Bartek, pomimo że zachowywał spokój był zdenerwowany i rozbity.
Mama Kasi prawie zemdlała, jak jej powiedzieliśmy, co się stało. Podzieliliśmy się na grupy z kolegami i zaczęliśmy przeszukiwać tereny za Tesco. Skończyliśmy ok. 21. Szukaliśmy na strychach, w piwnicach. Ja zawiozłem M. M. do domu, sam pojechałem do domu i zawiesiłem anons na Facebooku o poszukiwaniach. Potem spotkałem się z jednym kolegą i obeszliśmy okolicę. Potem zadzwonił Bartek, czy pojadę z nimi do szpitala po Kasię. Pod szpital przyjechała też (…) i mama. Podzieliliśmy się na dwa samochody i pojechaliśmy do ich mieszkania na ulicy (…). Gdy byliśmy pod kamienicą okazało się, że Kasia nie ma klucza. Była tam policja, która chciała z nami rozmawiać. Późno w nocy poszliśmy z Bartkiem na teren zdarzenia, obeszliśmy wszystko".
Sędzia: Czy tak pan zeznawał?
Tomasz M.: Tak, podtrzymuję to.
Sędzia: Odczytuję fragmenty kolejnego protokół z pana przesłuchania:
"24 stycznia zadzwonił Bartek z pytaniem, czy odwiozę go do Siemianowic z L4. Miał zapalenie oskrzeli. Przyjechałem po niego samochodem, moim fiatem Punto 2. Do pracy pojechaliśmy ok. 13. Często jeździłem z nim załatwiać jakieś sprawy do pracy, pewnie chodziło mu o towarzystwo. Bartek poszedł zanieść L4. Nie było go kilka minut. Bartek namówił mnie, bym po powrocie przyszedł do ich domu.
Przeglądaliśmy internet, dziecko było w drugim pokoju, wychodziliśmy palić papierosy do łazienki. Nie widziałem wtedy dziecka, nie pamiętam, czy płakało. Katarzyna W. była z nami, nie zauważyłem, że mogło coś złego się stać. My mieliśmy jechać do Plejady, a ona do jej rodziców. Nie zwróciłem uwagi, czy dziecko ruszało nóżkami albo rękami. Nie wiem, w co była ubrana Magda. Dziecko zostało włożone do wózka i otulone kocem.
Nie wiem, dlaczego, ale czułem, że ona żyła. Znieśliśmy z Bartkiem wózek. Kasia jeszcze po coś wróciła do mieszkania. Ja miałem mało paliwa, jechałem w stronę Plejady, bo tam mieszkałem. Wysadziłem go i pojechałem do domu. Bartka uważam za kolegę dobrego, Katarzynę W. znałem słabo.
Kilka minut przed 18 Bartek zaprosił mnie do siebie. Potem zadzwonił drugi raz i powiedział, że Magdę porwano. Wraz ze znajomymi szukaliśmy Magdy, jeździliśmy bez celu, by rozładować napięcie wraz ze znajomymi. Gdy wracałem, zadzwonił Bartek z pytaniem, czy pojadę z nim po Katarzynę W. do szpitala. Byliśmy tam w czterech, na dwa auta. Na koniec zeznań świadek dodaje: Jestem bardzo zakoczony tym, co podają media. Nie mogłem w to uwierzyć. Bartek wysłał mi sms z bramki. Tego dnia, gdy miało miejsce rzekome porwanie wielokrotnie dzwoniłem do Bartka. Nie jestem pewny, czy to, że wchodziłem do ich mieszkania miało miejsce 24 stycznia 2012. To, co opisałem, że widziałem żywe dziecko w ich domu, mogło być tydzień wcześniej. Jestem w szoku, do mnie jeszcze to wszystko nie dotarło."
Sędzia: Czy takie zeznania pan składał?
Tomasz M.: Tak
Sędzia: Podczas pobytu w mieszkaniu państwa W., pan nie widział Magdaleny przez cały czas?
Tomasz M.: Na początku siedziała na kolanach z mamą w fotelu. Potem poszła ją położyć. Następnie widziałem dziecko, kiedy zbieraliśmy się do wyjścia.
Sędzia: Jest pan pewny, że to było w tej dacie?
Tomasz M.: Tak. Myślę, że wtedy lepiej pamiętałem szczegóły, teraz mam mętlik.
Sędzia: Kiedy Katarzyna W. się wróciła, skąd pan to wie?
Tomasz M.: Z tego, co pamiętam, to Bartek wchodząc do auta mówił, że Kasia czegoś zapomniała i wróciła się do domu.
Sędzia: Czego?
Tomasz M.: Nie pamiętam. To było na pewno zanim Katarzyna wyszła z bramy.
Sędzia: Mówił wtedy Bartek, co z dzieckiem?
Tomasz M.: Nie mówił nic.
Przewodniczący składu orzekającego odczytuje kolejny fragment zeznań Tomasza M.:
"Jak jechaliśmy w stronę Plejady widzieliśmy człowieka z wózkiem, Bartek mówił, że ten człowiek był podejrzany, ja nie zwróciłem na niego uwagi. Gdy zwolniłem, ten człowiek przyglądał się."
Sędzia: Zeznawał pan tak?
Tomasz M.: Tak było.
Sędzia: Wrócę do wątku, dlaczego pani W. poszła pieszo, a wy pojechaliście samochodem. Czy rzeczywiście brak paliwa to jedyny powód, dlaczego nie zabraliście Katarzyny W.?
Tomasz M.: Jedynym powodem niezabrania jej było, że miałem mało paliwa i nie miałem pieniędzy, żeby kupić benzynę.
Sędzia: Sytuacja jest taka, że czas urzędowania sądu już minął. Proszę pana, sytuacja jest taka, że będą do pana pytania stron, dlatego będziemy musieli pana prosić o obecność w innym terminie. Proszę usiąść w tej sytuacji, może uda nam się ustalić kolejny termin. Zostały rozpisane nowe rozprawy z nowymi świadkami. (…)
Sędzia: Czy gdzieś pan wyjeżdża w maju?
Tomasz M.: Nie.
Sędzia: 7 maja o 9.30 proszę sobie zapisać.
Świadek wychodzi.
Sędzia wyczytuje nazwiska kolejnych świadków z terminami rozpraw.
Sędzia: W maju zaczniemy od przesłuchania tego świadka i wtedy przesłuchamy Bartłomieja W., ale to jeszcze będzie potwierdzane.
Obrońca: Czy sąd mógłby wziąć pod uwagę i rozważyć wezwnie do sądu pani L., matki Katarzyny W. i przesłuchanie jej w jednym z pierwszych terminów? Pani L. nie miała żadnego kontaktu z córką. Na przeszkodzie tych widzeń jest to, że nie było jeszcze przesłuchania jej jako świadka.
Sędzia: Mecenas prosi o przesłuchanie L. W., aby ta mogła uzyskać możliwość widzenia z córką. Panie mecenasie, sąd wezwie panią L. dnia 2 kwietnia, tj. za miesiąc.
Obrońca: Bardzo dziękuję.
Sędzia: Jeśli chodzi o terminy w maju, będzie to 7 maja i 15 maja. W czerwcu sąd będzie przesłuchiwał biegłych.
Autor: adso / Źródło: tvn24.pl