Prezydent Bronisław Komorowski w środowym wywiadzie telewizyjnym dał do zrozumienia, że nie weźmie udziału w referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz. Do wypowiedzi prezydenta krytycznie odniosła się opozycja.
Na pytanie dziennikarza telewizji publicznej, czy ten dobrze zrozumiał, że prezydent "niekoniecznie weźmie udział w referendum", Komorowski odpowiedział krótko. - Dobrze pan rozumie - przyznał.
Do wypowiedzi prezydenta krytycznie odniosła się opozycja. Szef klubu parlamentarnego PiS Mariusz Błaszczak stwierdził, że prezydent Komorowski swoją wypowiedzią udowodnił, "że jest prezydentem partii PO, a nie prezydentem wszystkich Polaków". - Za wszelką cenę usiłuje uchronić stanowisko prezydenta Warszawy dla pani Gronkiewicz-Waltz - komentował.
Wtórował mu kolega partyjny, Joachim Brudziński, którego zdaniem wypowiedź Komorowskiego oznacza, że myśli on już dziś o poparciu ze strony PO w przyszłej walce o reelekcję. - Prezydent pokazał, że nie jest strażnikiem demokracji, tylko żyrandola w Pałacu Prezydenckim.
Z kolei lider RP Janusz Palikot przyznał, że jest "strasznie, potwornie zasmucony tym", że Komorowski, którego wspierał, wezwał do bojkotu referendum w Warszawie.
W ostrych słowach podkreślił, że Warszawa nie może być dalej rządzona przez obecną prezydent. - Po prostu nie oddamy, nie pozwolimy na zatrzymanie Warszawy w rękach gdańskich okupantów i domagamy się wyzwolenia Warszawy. Przecież Warszawa nie może być na zawsze skazana na nieudolne rządy Hanny Gronkiewicz-Waltz marnującej gigantyczne pieniądze publiczne na arogancję, na pychę, na bufonadę tej władzy - podsumował lider partii. Mówił też o tym w "Faktach po Faktach" w TVN24.
Opozycja: partyjne zachowanie
Swoje niezadowolenie wyraził również europoseł SLD Wojciech Olejniczak. Zachowanie prezydenta ocenił jako typowo partyjne. - To jest niegodne, aby prezydent, strażnik konstytucji, osoba, która powinna nawoływać do brania udziału w wyborach, w ostentacyjny sposób dał wszystkim do zrozumienia: nie idźcie na wybory - powiedział Olejniczak. Dodał również, że stanowisko prezydenta jest "antydemokratyczne". - W wyborach trzeba brać udział, można oddać głos nieważny, w przypadku prezydenta jego podejście jest typowo partyjne, w obronie Hanny Gronkiewicz Waltz - powiedział Olejniczak. Z kolei szef klubu SP Arkadiusz Mularczyk stwierdził, że Komorowski jako prezydent nie powinien składać takich deklaracji, bo jego zadaniem jest "wznieść się ponad sprawy partyjne" i wziąć pod uwagę fakt, że zebrano wiele podpisów warszawiaków opowiadających się za referendum. Mularczyk wypomniał prezydentowi, że w przypadku prezydentów innych miast zachował milczenie, a w stolicy zdecydował się na "poparcie na swój sposób prominentnego członka PO". Tymczasem prezydent pokazał, że zrzeczenie się partyjnej legitymacji było tylko pustym gestem - ocenił.
Koalicja broni
Krytykę opozycji odpierają politycy koalicji. Szef mazowieckiej PO Andrzej Halicki powiedział, że jego zdaniem wszystkie argumenty polityków opozycji są chybione. - Ci, którzy twierdzą, że postawa prezydenta jest nieobywatelska, nie rozumieją istoty referendum. Tu wybór jest zero-jedynkowy, niepójście oznacza głos 'na nie' - powiedział. Jego zdaniem prezydent przez ostatnie trzy lata swojej kadencji udowodnił, że działa ponad podziałami, a zarzut upartyjnienia jest niecelny. Zdaniem szefa klubu PSL Jana Burego prezydent ma prawo - jak każdy mieszkaniec Warszawy - do wyrażenia swojej postawy wobec referendum, a głosy krytyki są w tym przypadku zupełnie nieuzasadnione. - Prezydent zdecydował najwyraźniej, że nie weźmie udziału w teatrzyku politycznym, jakim jest próba odwołania prezydent Warszawy rok przed i tak zaplanowanymi wyborami. I to jest demokratyczne, by wyborcy - w normalnym terminie, w normalnym trybie udzielili lub nie poparcia władzom stolicy - dodał Bury.
232 tys. podpisów dla referendum
Pod koniec lipca do komisarza wyborczego złożono ponad 232 tys. podpisów pod wnioskiem o referendum ws. odwołania Gronkiewicz-Waltz. Inicjatorem jest Warszawska Wspólnota Samorządowa, a w akcję zbierania podpisów włączyły się m.in. PiS i Ruch Palikota. W ocenie wnioskodawców prezydent stolicy jest odpowiedzialna m.in. za podwyżki cen biletów w komunikacji miejskiej, fatalne przygotowanie ustaw śmieciowych, kłopoty szkół i przedszkoli oraz paraliż inwestycyjny w Warszawie.
Autor: aj//bgr / Źródło: PAP, TVN24