Kupiony przez Marcina i Katarzynę P. zabytkowy dwór w Rusocinie jest w katastrofalnym stanie. Budynek przed totalną ruiną chce uchronić pomorski konserwator zabytków, a pieniądze ma wyłożyć… łódzka prokuratura.
We wrześniu przeprowadzono kontrolę, po której stwierdzono, że zabytek wymaga natychmiastowej pomocy. Marcin i Katarzyna P. po zakupie kompleksu w czerwcu ubiegłego roku zdążyli wykonać jedynie niewielkie prace remontowe i zabezpieczające w głównym budynku dawnego dworu. W ostatnim czasie runęła już część sklepień w dawnej stajni, obiekcie unikatowym nie tylko w skali Pomorza, ale i całego kraju.
"Nie jesteśmy dysponentami majątku"
Jak zapowiedział, tak zrobił. Do łódzkiej prokuratury okręgowej trafiło pismo, w którym Pomorski Wojewódzki Konserwator Zabytków domaga się sfinansowania zabezpieczenia kompleksu w Rusocinie przed ruiną. Prokuratura odmówiła.
- Odpowiedzieć mogliśmy tylko w jeden sposób. Nie jesteśmy dysponentem tego majątku. W księdze wieczystej jest oczywiście wpisana hipoteka przymusowa, ale to nie zmienia faktu, kto jest za to odpowiedzialny i kto jest jego właścicielem – wyjaśnia Krzysztof Kopania, rzecznik łódzkiej prokuratury.
– Nie mamy podstaw prawnych do tego, żeby zgodzić się na finansowanie prac zabezpieczających te budynki – dodaje.
- Odpowiedź z prokuratury jeszcze do nas nie dotarła. Kiedy tak się stanie, będziemy się zastanawiać, co dalej z tym zrobić – powiedział Marcin Tymiński, rzecznik PWKZ.
Nie ma komu płacić
Tutaj pojawia się problem. Bo konserwator teoretycznie może z własnych środków finansować naprawy, czy remont budynków, ale takie rozwiązanie raczej nie wchodzi w grę.
- Po pierwsze nie ma na to pieniędzy. Koszt samego zabezpieczenia to kilkadziesiąt, może nawet 100 tys. zł. Po drugie, trzeba by później te pieniądze odzyskać, a to niesamowicie skomplikowana procedura, której chyba jeszcze nikt nie testował – tłumaczy Tymiński.
Sprzedany w dziewiątym przetargu
Urząd gminy w Pruszczu Gdańskim próbował sprzedać dwór w Rusocinie przez wiele lat. Udało się to dopiero przy dziewiątym przetargu, zorganizowanym w czerwcu ubiegłego roku i wygranym przez właścicieli Amber Gold. Małżeństwo P. zakupiło 12-hektarową posiadłość wartą 6,5 mln zł za 1,5 mln zł, jednocześnie biorąc w wieczyste użytkowanie przyległy do obiektu teren na 99 lat. Jak ustalił portal tvn24.pl, resztę kwoty właściciele mieli wpłacać w postaci opłaty rocznej za użytkowanie wieczyste.
Państwo P. uruchamiali wówczas linię lotniczą i władze gminy nie widziały powodów, by wątpić w to, że proces odbudowy ruszy natychmiast i Rusocin odzyska swoją dawną świetność w krótkim czasie.
Nowi właściciele w umowie zobowiązali się m.in. do wyremontowania budynków na terenie posiadłości. Tymczasem stało się inaczej. Nowi właściciele zdążyli wykonać remont instalacji elektrycznej, poprawić ogrodzenie, dokonać drobnych napraw dachu i zatrudnić dozorcę.
Jak zapewnia wójt, gmina wiejska Pruszcz Gdański będzie dążyła do rozwiązania umowy z obecnymi właścicielami – Marcinem i Katarzyną P.
Oszukali tysiące osób?
Marcin i Katarzyna P. są tymczasowo aresztowani w związku z aferą Amber Gold. Zdaniem prokuratorów małżeństwo P. doprowadziło 10 tys. klientów swojej firmy do niekorzystnego rozporządzenia mieniem o wartości około 668 mln zł.
Amber Gold to firma, która miała inwestować w złoto i inne kruszce, działała od 2009 r. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji - przekraczającym nawet 10 proc. w skali roku, które znacznie przewyższało oprocentowanie lokat bankowych. 13 sierpnia ub. r. firma ogłosiła likwidację, tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich.
Tu znajduje się zabytkowy dwór:
Autor: md, bż/iga / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: pruszczgdanski.pl