Dwaj młodzi mężczyźni wypadli z okna i są w ciężkim stanie przez fuszerkę budowlańców - to wstępne ustalenia inspektoratu budowlanego, który zajmuje się wypadkiem, do którego doszło w ostatni weekend w Płocku (woj. mazowieckie). Postępowanie w tej sprawie prowadzi policja.
Ustalenia nadzoru budowlanego, który bada wypadek nie pozostawia złudzeń. Do dramatycznego wypadku, do którego doszło w nocy z piątku na sobotę doszło z winy budowlańców, którzy pod koniec tamtego roku remontowali blok przy ul. Wyszogrodzkiej w Płocku.
- Barierka, o którą opierali się feralnej nocy dwaj mężczyźni w ogóle nie była wmontowana w konstrukcję budynku. Zamiast tego była ona przyklejona do styropianu, co jest poważnym naruszeniem obowiązujących norm - mówi TVN24 Zbigniew Gołębiewski z powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Płocku.
To może oznaczać, że bardzo poważne problemy może mieć kierownik robót, podczas których instalowano styropian do wieżowca.
Będą zarzuty?
- Ze źródeł zbliżonych do sprawy dowiedziałam się, że kierownik budowy nie postępował zgodnie z projektem budowlanym - ustaliła Katarzyna Pasikowska - Poczopko, reporterka TVN24.
Postępowanie w sprawie wypadku prowadzi policja pod nadzorem prokuratury.
- Zostało ono wszczęto z artykułu, który mówi, że ktoś kto nienależycie wykonuje prace budowlane i naraża tym samym kogoś innego na utratę życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, może być skazany nawet na trzy lata pozbawienia wolności - mówi asp. szt. Krzysztof Piasek z płockiej policji. Na razie nikt w tej sprawie jednak nie usłyszał zarzutów.
"Nie zdążyłem ich złapać"
Wszystko wydarzyło się w nocy z piątku na sobotę.
- Zobaczyłam ich na dole, leżeli w kałuży krwi, nie dawali znaków życia. Syn zadzwonił po pogotowie - mówi mieszkanka bloku na płockich Podolszycach.
Jeden z poszkodowanych trafił do szpitala w Płocku, drugi do Płońska. Lekarze określają stan mężczyzn jako ciężki.
Jak się okazało, ranni bawili się na "parapetówce" zorganizowanej na pierwszym piętrze niedawno remontowanego bloku.
- Kolega chciał zapalić. Wyszedł na ten podeścik, bo tam już wcześniej wychodziły inne osoby, uczestnicy tej imprezy, i było wszystko w porządku - opowiada o zdarzeniu lokator mieszkania, w którym doszło do zdarzenia.
Potem, jak dodaje, doszło do tragedii.
- W tym momencie, jak on wyszedł zapalić, do niego dochodził kolega. Jedną nogą już był na podeście, na którym ten pierwszy stał. Barierka się nagle oderwała. Oni nie zdążyli wyhamować. Ja stałem może półtora, dwa metry od nich i nie zdążyłem żadnego złapać - dodaje.
Autor: bż//ec / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź