Nogi i ręce 20-letniej Kai były skrępowane. Na głowie miała foliowy worek. Jej ciało, owinięte kołdrą, morderca schował do wersalki. Policja miała przeszukać ten lokal kilka dni po zniknięciu kobiety, ale funkcjonariusze nawet nie weszli do środka - wystarczyła im relacja strażaka, że "nikogo nie ma w środku". - Policja czasem lekceważy sprawy zaginięć, tak mogło być i tym razem - komentował we "Wstajesz i Wiesz" w TVN24 Zbigniew Ćwiąkalski.
Były szef resortu sprawiedliwości mówił na antenie TVN24 o niedbałości policji, która miała zbadać sprawę zniknięcia 20-letniej Kai ze Zduńskiej Woli. Kobieta została zamordowana. Podejrzanym o zabójstwo jest 26-letni Artur Walas (występujący również pod nazwiskiem Kleibor). O poszukiwaniach mężczyzny informowaliśmy na tvn24.pl w weekend.
- Ta sprawa bulwersuje z kilku powodów. Ciało znaleziono dopiero podczas drugiego przeszukania lokalu - podkreślał Zbigniew Ćwiąkalski.
Dodał, że policja była zobowiązana do dokładnego sprawdzenia mieszkania, w którym istnieje podejrzenie, że może być przetrzymywana zaginiona osoba.
- Tak było w tym wypadku. Funkcjonariusze powinni dokładnie przeszukać wszystkie szafy, wersalki i inne miejsca, gdzie mogła być zaginiona osoba, bądź jej zwłoki - podkreślał gość TVN24.
Strażacy zaglądali do wersalki, ciała nie widzieli
Tymczasem, jak przyznaje Joanna Kącka z łódzkiej policji, funkcjonariusze policji za pierwszym razem w ogóle nie weszli do środka. Do wynajmowanego przez Walasa lokalu weszli strażacy. Stwierdzili oni, że w mieszkaniu nie ma poszukiwanej kobiety.
- Strażak miał otworzyć też wersalkę, w której schowane było ciało dwudziestolatki. Było ono zawinięte w pościel i być może dlatego nie zwróciło to jego uwagi - opowiada Piotr Borowski, reporter TVN24 zajmujący się sprawą.
Zignorowane sygnały
Policjanci po rozmowie ze strażakiem wypełnili notatkę, w której stwierdzili, że lokal jest pusty. Ćwiąkalski podkreślał w TVN24, że funkcjonariusze powinni osobiście i bardzo szczegółowo sprawdzić lokal.
Gość "Wstajesz i Wiesz" podkreślał też, że drugim poważnym błędem policji było zignorowanie niepokojących sygnałów.
- Poszukiwany odwiózł małe dziecko swojej ofiary do rodziny. Twierdził, że źle się poczuła i nie może opiekować się dzieckiem - przypomina były minister sprawiedliwości.
Twierdzi, że policji często zdarza się bagatelizować sprawy zaginięć młodych osób. Nie wyklucza, że tak było też i tym razem.
- Czasami czynności wszczynane są z opóźnieniem. Funkcjonariusze wychodzą z założenia, że zaginiony być może chce na moment zniknąć, a potem sam się znajdzie. A przecież takich przypadków nie wolno lekceważyć - mówił Ćwiąkalski.
Postępowanie dyscyplinarne dla policjantów
Ostatecznie ciało 20-letniej Kai znalezione zostało dopiero w minioną sobotę - 11 dni od zaginięcia. Po tym, jak sąsiedzi zaczęli narzekać na fetor wydobywający się z lokalu. W najbliższym czasie ma odbyć się sekcja jej zwłok.
Względem czterech policjantów (dwóch, którzy byli na miejscu pierwszego przeszukania lokalu przy ul. Rojnej i dwóch z II komisariatu policji, którzy mieli zajmować się sprawą zaginięcia) wszczęto postępowanie dyscyplinarne.
Podejrzany o zabójstwo mężczyzna wciąż jest na wolności.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź