Dziesiątki ludzi, w tym starsi, schorowani, stali od świtu w ciągnącej się w nieskończoność kolejce. Za czym? By dostać się do specjalisty. Przychodnia wyznaczyła "dzień rejestracji". Jeden. Zapisy odbywały się w myśl zasady: kto pierwszy, ten lepszy. Ludzie płakali, kierowniczka placówki zamknęła się w swoim gabinecie. Szpital zarządzający poradnią twierdzi, że problem powstał przez... plotkę. A NFZ zmienia zdanie i nie wyklucza, że ukarze przychodnię.
"Chcecie iść do specjalisty? To zapiszcie się 1 października. Kto pierwszy, ten lepszy" - taką informację mieli usłyszeć podczas wcześniejszych wizyt pacjenci Poradni Endokrynologicznej i Regionalnego Ośrodka Menopauzy i Osteoporozy w Łodzi. Efekt?
Pod ośrodkiem od wczesnych godzin porannych, na trzy godziny przed rozpoczęciem pracy rejestracji ustawiały się tłumy ludzi. Kolejka była długa na kilkaset metrów i kończyła się już poza gmachem - kilka adresów dalej. Sznur czekających ludzi widać na zdjęciach, które zostały przesłane przez internautów.
"Jak bydło", "wstyd"
- Aż się płakać chce. Przecież tu ludzie schorowani są - załamywała ręce pani Maria, która na zapisanie się do lekarza czekała ponad cztery godziny.
- To jest obłęd. Traktowanie ludzi jak bydło. Wstyd, że takie rzeczy dzieją się w wolnym kraju - dodawała pani Grażyna. Kobieta stała w kolejce od szóstej rano, mimo że chodzi o kulach. Przed kamerą TVN24 zaczyna płakać.
Przedstawiciele przychodni nie chcieli z nami rozmawiać. Kierowniczka poradni, którą spotkaliśmy na korytarzu, zignorowała zadawane przez nas pytania i bez słowa zamknęła się w swoim gabinecie.
Wszystko przez plotkę?
Dlaczego w placówce doszło do dramatycznych scen? Przedstawiciele szpitala, który zarządza przychodnią, twierdzą, że wszystko przez jednego z pracowników.
- Któryś z lekarzy zaczął mówić o terminie zapisywania pacjentów. To był błąd, który szybko się nawarstwił i doprowadził do zamieszania - mówi tvn24.pl Jacek Dudek, rzecznik szpitala im. WAM, zarządzający poradnią endokrynologiczną przy ul. Wierzbowej.
Jacek Dudek przeprasza pacjentów i zapewnia, że "więcej taka sytuacja nie będzie miała miejsca".
- Zawinił tu błąd ludzki. Potem o rzekomym terminie rejestrowania pacjentów zaczęło mówić coraz więcej osób. Rozesłaliśmy pisma do wszystkich podległych nam placówek, żeby nikt nie mówił o "dniu zapisów" - tłumaczy nasz rozmówca.
Szpital im. WAM stara się wyjaśnić, który lekarz dopuścił się błędu. Kiedy jednak dopytujemy o to, jakie konsekwencje mogą zostać wyciągnięte od winnego, Dudek nie chce udzielić jednoznacznej odpowiedzi.
- Sprawa jest na bardzo wczesnym etapie. Nie wiemy na razie, jak skończy się ta sprawa - kończy.
NFZ: przychodnia łamie prawa pacjentów
Narodowy Fundusz Zdrowia w Łodzi był oburzony sytuacją z czwartku. Anna Leder, rzeczniczka funduszu podkreśla, że żadna przychodnia nie ma prawa wyznaczać pacjentom konkretnego dnia na zapisy do lekarza.
- Zwłaszcza dla pacjentów, którzy latami leczą się w poradni specjalistycznej, umawianie kolejnych wizyt powinno się odbywać podczas bieżącej wizyty u specjalisty. Tworzenie "dnia zapisów" jest łamaniem praw pacjentów - podkreśla nasza rozmówczyni.
Fundusz zmienia zdanie
NFZ zażądał wyjaśnień od przychodni. Zarządzający placówką szpital odpowiedział, że "sytuacja była niezamierzona i wyniknęła z nieprawidłowej interpretacji przepisów Kierowników Poradni w tej lokalizacji".
Leder tłumaczyła w rozmowie z tvn24.pl, że zamieszanie w przychodni na razie nie skończy się żadną karą finansową.
Kiedy dopytywaliśmy o ewentualną karę dla przychodni, Leder stwierdziła, że "takie decyzje są podejmowane na podstawie przeprowadzanych przez Fundusz kontroli".
- W tym wypadku o zamieszaniu wiemy z relacji medialnych. Jak dotąd żaden z pacjentów nie złożył oficjalnej skargi - tłumaczyła rzeczniczka Funduszu.
Już po publikacji tekstu na portalu tvn24.pl Fundusz stwierdził, że bezkarność poradni nie jest pewna.
- Nie wykluczamy, że przeprowadzimy tam kontrolę. W takiej sytuacji poradnia będzie mogła być ukarana. Wysokość kary finansowej to 1 proc. wartości kontaktu - dodaje Leder. I apeluje do pacjentów, żeby ci zawsze informowali o wszystkich niepokojących sytuacjach, na które napotykają w czasie wizyty u lekarza.
- Już zgłosiła się do nas jedna z pacjentek, która złożyła oficjalną skargę. Dzięki takim postawom łatwiej będzie nam walczyć z tak dramatycznymi sytuacjami jak ta przy ul. Wierzbowej - mówiła przed kamerą TVN24.
Łódź Kolejka do przychodni endokrynolog. Podobno stoją od 6 rano. pic.twitter.com/Sq4xaelJ5Q
— Aro Rygała (@aro_szczepan) październik 1, 2015
Sierpień? Nie jest źle
Tłumy pacjentów w przychodni były aż do jej zamknięcia - do godz. 18. Ci, którzy stanęli w kolejce około godz. 14, do końca nie byli pewni, czy uda im się dostać do okienka rejestracji.
- Przed chwilą jakaś pani powiedziała, że wyznaczono jej termin na sierpień przyszłego roku. I tak nie jest źle, boję się, że u mnie będzie gorzej - kwitowała pani Marianna.
Jak informują internauci, po "dniu zapisów" najbliższy wolny termin wizyty u endokrynologa to... wrzesień przyszłego roku.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: bż/i / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź/Twitter