Przywódca wspólnoty żydowskiej Rzymu Riccardo Pacifici oraz cztery towarzyszące mu osoby były umówione ze strażnikiem na otwarcie furtki, nie zaczekali, wtargnęli za to do budynku kas. Włączył się alarm, interweniowali strażnicy i policja. - To jest bardzo przykre, że poważni ludzie zachowują się w ten sposób. To jest absolutnie niedopuszczalne, by ktokolwiek włamywał się do budynku - mówi dyrektor Muzeum Auschwitz Piotr Cywiński.
Dziś głos zabrał dyrektor muzeum Piotr Cywiński.
Nikt mi nie wyjaśni, w jaki sposób osoba, która chciała wyjść, włamała się, by wejść jeszcze bardziej. Piotr Cywiński, dyrektor Muzeum Auschwitz
Jak mówi, trzyosobowa ekipa telewizyjna włoskiego programu, oraz dwie osoby, które miały wystąpić w roli gości otrzymali pisemne pozwolenie na zrealizowanie nagrania do godziny 21.
Później jednak okazało się, że w związku z ogromną ilością osób, które przybyły na obchody 70. rocznicy wyzwolenia obozu, nagrania nie udało się zrealizować o umówionym czasie.
- Mieli specjalną zgodę, zgodę przedłużaną. Kręcili dokument telewizyjny. Poszliśmy im na rękę i wydłużyliśmy im czas - mówi Cywiński.
Wydana została zgoda ustna na realizowanie nagrania do godziny 23:30. I to właśnie o tej godzinie, mówi dyrektor muzeum, umówieni byli z wartownikiem, który miał wypuścić ich przez furtkę. - Jest pełen monitoring. Pojawili się kilka minut po 23, wartownika nie było, bo było pół godziny za wcześnie. Dokonali wejścia do budynku obok. Najpierw otworzyli sobie okno, jedna osoba weszła do środka i otworzyła innym drzwi. Zawyły alarmy, a straż zareagowała perfekcyjnie. Przyszli, próbowali wylegitymować ludzi. Ci odmówili, więc straż zawołała policję - opowiada dyrektor.
Funkcjonariusze przez około dwie godziny przesłuchiwali mężczyzn na terenie obozu. Następnie pojechali na posterunek, gdzie kontynuowali przesłuchanie przez kolejne trzy godziny.
Pacifici przebywał na terenie muzeum wraz z rzecznikiem wspólnoty Fabio Perugią, gospodarzem włoskiego programu "Matrix", Davidem Parenzo i dwoma pracownikami technicznymi.
Bariera językowa
Po zdarzeniu Pacifici mówił, że usiłował wytłumaczyć polskim funkcjonariuszom, co się wydarzyło, jednak było to niemożliwie ze względu na barierę językową. "Zostaliśmy zatrzymani przez polską policję w Auschwitz. Wstyd" - pisał na Twitterze.
Mężczyźni zostali wypuszczeni około 6. nad ranem, po przesłuchaniu z udziałem tłumacza, który został wezwany z oddalonej o 25 km od Oświęcimia miejscowości.
- Jestem oszołomiony - przyznał w rozmowie z włoskim dziennikiem „La Stampa” Pacifici. - Ja i David Parenzo, dwóch żydów uwięzionych w Auschwitz; w miejscu, w którym straciłem część rodziny, gdzie zginęli moi dziadkowie - mówił.
- Na pewno nie było to przyjemne przeżycie. Było to dla mnie tak trudne emocjonalnie, że w pewnym momencie powiedziałem policjantom: albo mnie aresztujecie, albo wypuścicie, bo to dla mnie za dużo - mówił włoskiej agencji ANSA Pacifici. Fabio Perugia napisał z kolei po powrocie do Włoch: „Wróciliśmy do cywilizowanego kraju”.
"To jest przykre"
Myślę, że to jest jeden z incydentów życia codziennego, gdzie ktoś po prostu nie potrafił się zachować w sposób normalny, przewidywalny, zgodny z prawem Piotr Cywiński, dyrektor Muzeum Auschwitz
Poproszony o komentarz do oceny zajścia przez Włochów, w rozmowie z reporterem TVN24 Piotr Cywiński powiedział: - Każdy pewnie próbuje zracjonalizować swoje postępowanie i wyjść z twarzą. Jest to bardzo przykre, że poważni dziennikarze, poważni ludzie, przedstawiciele poważnych społeczności zachowują się w ten sposób. To jest absolutnie niedopuszczalne, by ktokolwiek włamywał się do budynku.
I dodał: Nikt mi nie wyjaśni, w jaki sposób osoba, która chciała wyjść, włamała się, by wejść jeszcze bardziej.
Dyrektor muzeum nie obawia się, że historia ta położy się cieniem na uroczystościach. - Myślę, że to jest jeden z incydentów życia codziennego, gdzie ktoś po prostu nie potrafił się zachować w sposób normalny, przewidywalny, zgodny z prawem - mówi.
Polska ambasada "ubolewa" i wyjaśnia
Oświadczenie w sprawie incydentu wydała polska ambasada w Rzymie. Wyjaśniono w nim, że obecność „ponad 50 delegacji, w tym kilkunastu z udziałem koronowanych głów, głów państwa i szefów rządów” wymagała wprowadzenia „drastycznie wzmożonych środków bezpieczeństwa”.
Podkreślono, że w związku z tym „wszelkie niestandardowe zachowania osób musiały prowadzić do zwrócenia uwagi odpowiednich służb porządkowych”. Jak dodano, interwencja została podyktowana „wyłącznie chęcią zapewnienia porządku i bezpieczeństwa w tym szczególnym miejscu i dniu”. Zaznaczono również, że „służby obozu zachowały się zgodnie z procedurami, które przewidują, że w przypadku zakłócenia porządku i zniszczenia mienia – nawet nieumyślnego – wzywana jest policja dla wyjaśnienia i odpowiedniego udokumentowania sprawy”. "Wyrażamy ubolewanie ze względu na zaistniałą sytuację, ale troska o godny charakter upamiętnienia ofiar Holocaustu oraz szczególny kontekst i czas sprawiły, że służby porządkowe nie mogły pozwolić sobie na traktowanie jakiegokolwiek naruszenia godności tego miejsca i poczucia bezpieczeństwa w sposób niezgodny z procedurami” - czytamy w komunikacie polskiej ambasady.
Autor: mmw/i / Źródło: TVN24 Kraków