- Cieszę się, że można pokazać, że nie tylko Warszawa, nie tylko Gdańsk, ale też ci, którzy z różnych powodów są poza granicami, też pomogą - mówił przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej, Donald Tusk. Były premier zbierał w czwartek w Brukseli podpisy pod listami poparcia dla kandydata Koalicji Obywatelskiej na prezydenta Rafała Trzaskowskiego. Szef EPL zapewnił, że swoje zaangażowanie uzgadniał z pretendentem do Pałacu Prezydenckiego, z którym - jak mówił - przyjaźni się od lat.
Rafał Trzaskowski, kandydat Koalicji Obywatelskiej na prezydenta, w czwartek złożył w Państwowej Komisji Wyborczej wniosek o rejestrację komitetu wyborczego. Tego samego dnia zbierał podpisy przy stacji metra Politechnika. Do rejestracji komitetu potrzebne jest tysiąc podpisów poparcia, do rejestracji kandydata – 100 tysięcy. Trzaskowski ma na to czas do 10 czerwca.
"Ci, którzy z różnych powodów są poza granicami, też pomogą"
Również w czwartek przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej, były premier Donald Tusk zbierał w Brukseli podpisy pod listami poparcia dla Trzaskowskiego wśród mieszkających tam Polaków. Pojawił się na rozległym placu przed Parlamentem Europejskim, który przed niemal dekadą dostał nazwę Esplanada Solidarności.
- Cieszę się, że można pokazać, że nie tylko Warszawa, nie tylko Gdańsk, ale też ci, którzy z różnych powodów są poza granicami, też pomogą - mówił Tusk w belgijskiej stolicy.
Były szef Rady Europejskiej podkreślał, że konsultował z Trzaskowskim to, czy ma się angażować. - Nikt w Polsce, kto w jakikolwiek sposób interesuje się polityką, nie ma wątpliwości, kogo popieram. Przyjaźnimy się od lat, ale ze względu na taką oczywistą ostrożność (...) uzgadniam wszystkie kroki z kandydatem - mówił.
Około godziny 15 Tusk poinformował na Twitterze o efektach zbiórki. "Obiecałem sto. W godzinę zebraliśmy trzysta. I zbieramy dalej" - napisał.
"Takiej mobilizacji nie widziałem od dawna"
Zbieranie przez Tuska podpisów zostało zapowiedziane w mediach społecznościowych dzień wcześniej.
- Takiej mobilizacji nie widziałem od dawna - mówił jeden z działaczy zaangażowanych w organizację wydarzenia. Jeden ze współpracowników Tuska instruował natomiast zgromadzonych, by zachowywali odpowiednią, bezpieczną odległość. - Przyszłam, bo chcę, żeby było u nas normalnie, tak jak w innych krajach - mówiła zaś w rozmowie z PAP pani Ewa, która w Brukseli mieszka od połowy lat 90.
Tusk przypomniał, że jego decyzja, by nie brać udziału w wyścigu o urząd prezydenta, wpisywała się w szerszy kontekst. - Tu nie chodzi o to, żeby dobrze poczuć się w wyborach prezydenckich na poziomie 30-35, może 40 procent. Tu chodzi o to, żeby wygrać - mówił.
Przyznał przy tym, że wybuch pandemii COVID-19 i zmiana kandydata z Małgorzaty Kidawy-Błońskiej na Rafała Trzaskowskiego wymagała improwizacji, ale - jak przekonywał - na końcu najważniejszy będzie wynik. - W polityce trochę tak, jak w sporcie. Choć wybory prezydenckie są ważniejsze niż mecz, liczy się ten końcowy efekt - przekonywał szef EPL.
Tusk: jeśli Morawiecki nie czuje się zobowiązany do trzymania pewnej klasy, to jego problem
Były premier był pytany o krytykę okresu swoich rządów, jaka padła wcześniej tego samego dnia w Sejmie ze strony premiera Mateusza Morawieckiego. Tusk mówił, że stara się być człowiekiem dyskretnym, dlatego nie będzie zdradzał, co Morawiecki mówił o poprzednich rządach Prawa i Sprawiedliwości w czasie, gdy był jego doradcą.
- Jeśli on nie czuje się zobowiązany do trzymania pewnej klasy, to już jest jego problem - dodał.
Jak przekonywał, kryzys spowodowany koronawirusem pokazał, że strategia PiS to "strategia klęski". - Przy pierwszej poważnej próbie, jakiej został poddany ten rząd i ta ekipa, czyli pandemii, (...) wszystko się wysypało - przekonywał.
Jak mówił, "w dodatku okazało się, że nie tylko nie potrafią sobie poradzić z sytuacją krytyczną, a do tego potrzebujemy władzy (...), to okazali się ekipą nieuczciwą". - Od wszystkiego, co słyszymy o tych zdarzeniach wokół Ministerstwa Zdrowia to włos się jeży na głowie - przekonywał Tusk.
Jak zaznaczył, gdyby chciał wymyślić najczarniejszą propagandę na temat obecnej ekipy, to nie wpadłby na taki scenariusz, jaki możemy teraz obserwować. Dlatego - mówił - nie dziwi się nerwom w PiS. "Nie dość, że się skompromitowali, to w dodatku odejdą, tak sądzę, w niesławie" - powiedział Tusk.
"Zaufanie się albo ma, albo nie"
W czwartek Sejm rozpatrywał wniosek o wotum zaufania dla rządu premiera Mateusza Morawieckiego. Po burzliwej debacie sejmowa większość udzieliła wotum. Jeszcze zanim odbyło się głosowanie, Tusk przekonywał, że kwestie zaufania nie zależą od tego, jak się głosuje w parlamencie. - Wiemy, jaka jest większość, jaka jest mniejszość. Zaufanie się albo ma, albo nie - uznał.
Jego zdaniem "ta ekipa na pewno go nie ma". - W szczególności ci, którzy są odpowiedzialni za pandemię, te dwuznaczności i tę fatalną atmosferę wokół biznesów, jakie prowadzi Ministerstwo Zdrowia, zamiast zajmować się zdrowiem Polaków. Tu zaufanie utracili bezpowrotnie - ocenił były szef Platformy Obywatelskiej.
Źródło: PAP, tvn24.pl