Walczący o reelekcję prezydent przypomina niemieckie reparacje wojenne, czym wprawia Niemców w konsternację. Dzieje się to w związku z publikacją "Faktu" na temat ułaskawienia pedofila. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Temat niemieckich reparacji wojennych wraca w polskiej polityce jak bumerang. I ten stan rzeczy potrwa długo, bo w tej kwestii konkretów wciąż brak. - To nie jest tak, że my możemy dzisiaj, po kilkudziesięciu latach, tak po prostu usiąść z Niemcami i wrzucić temat reparacji, powiedzieć: płaćcie. To są działania, które są prowadzone na wielu płaszczyznach: medialnych, w rozmowach pomiędzy politykami polskimi i niemieckimi ten temat jest obecny – mówił wicepremier Jacek Sasin w rozmowie z RMF FM.
Nośny temat został wywołany w kampanii wyborczej przez prezydenta Andrzej Dudę w kontekście artykułów, które w niemieckiej prasie opisują polską walkę wyborczą. - Niedawno można było przeczytać w gazecie "Die Welt", że jej korespondent warszawski donosił, że pan Trzaskowski to lepszy dla Niemiec byłby prezydent, dlatego że jest przeciwko temu, żeby Polska brała reparacje od Niemców – powiedział w Bolesławcu prezydent Andrzej Duda.
"To powoduje pewnego rodzaju zakłopotanie pod drugiej stronie Odry"
Wątek Niemiec pojawia się w kampanii po publikacjach dziennika "Fakt", należącego do koncernu Ringier Axel Springer. Choć firma ma siedzibę w Berlinie, to większość udziałów ma w niej kapitał szwajcarski i amerykański, ale to jest pomijane.
- Niemcy chcą wybierać w Polsce prezydenta? To jest podłość – grzmiał Andrzej Duda. Na te oskarżenia zareagował w poniedziałek rzecznik Angeli Merkel. Stwierdził, że niemiecki rząd nie ma wpływu ani na wybory prezydenckie w Polsce, ani na to, co piszą niemieccy dziennikarze.
Słowa płynące z Polski wywołują w Niemczech konsternację, bo stoją w sprzeczności z licznymi deklaracjami przyjaźni, wygłaszanymi podczas oficjalnych uroczystości. - Po dziesięcioleciach burz, po dziesięcioleciach dramatów, przyszły dziesięciolecia dobrej przyjaźni – mówił w 2016 roku prezydent Andrzej Duda podczas obchodów 25-lecia Traktatu o dobrym sąsiedztwie.
- To powoduje pewnego rodzaju zakłopotanie pod drugiej stronie Odry. Często tam media czy politycy nie do końca rozpoznają, które akurat spojrzenie, która polityka obowiązuje w danym momencie – zwraca uwagę Jacek Stawiski, redaktor naczelny TVN24 BIS.
"Straszenie szeroko rozumianymi Niemcami"
W gorączce kampanii wyborczej niemal niezauważone zostało to, że 1 lipca Niemcy objęły unijną prezydencję. Priorytety, za które będzie odpowiadał Berlin, są z polskiego punktu widzenia niezwykle istotne. To decyzje w sprawie unijnego budżetu, rozdziału pieniędzy z funduszy proekologicznych i programów walki z kryzysem spowodowanym pandemią.
- To wszystko będzie się kumulować w czasie prezydencji niemieckiej. Liczmy, że to będzie silna prezydencja – podkreślił minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz. Słowa te padły w połowie czerwca, podczas wizyty szefa niemieckiej dyplomacji w Warszawie. Heiko Maas powtórzył wtedy, że stanowisko Niemiec w sprawie reparacji jest niezmienne, a temat został już dawno zamknięty.
Mimo to został wyciągnięty na potrzeby kampanii. - Straszenie szeroko rozumianymi Niemcami, takie określenie, jest niezwykle pojemne i w związku z tym pozwala budzić strachy w głowach różnych ludzi, takie, które oni sami sobie dośpiewają – ocenia były ambasador RP w Niemczech i Francji Andrzej Byrt.
Bez względu na wynik wyborów prezydenckich najpoważniejszym problemem w relacjach polsko-niemieckich pozostanie budowa gazociągu Nord-Stream 2 z Rosji do Niemiec. Zarówno prezydent Andrzej Duda jak i Rafał Trzaskowski są jego zdeklarowanymi przeciwnikami. - Ten projekt nie służy bezpieczeństwu Unii Europejskiej i wielokrotnie mówiliśmy o tym naszym niemieckim partnerom bardzo twardo – podkreśla Rafał Trzaskowski.
Źródło: TVN24