Jeśli prezydent Andrzej Duda wybiera się do USA pod taką kampanijną presją i musi mieć doraźny sukces polityczny, to powstaje bardzo poważne pytanie, czy będzie zabiegał o strategiczne, długoterminowe interesy Polski, interesy bezpieczeństwa całego regionu - powiedziała w "Faktach po Faktach" Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, członkini sztabu wyborczego Szymona Hołowni, była ambasador RP w Moskwie. - Z punktu widzenia Polski jest to niewłaściwe z tego powodu, że osłabiamy jedność w NATO - ocenił Władysław Teofil Bartoszewski, członek sztabu Władysława Kosiniaka-Kamysza.
Na kilka dni przed wyborami prezydenckimi ubiegający się o reelekcję Andrzej Duda udał się z wizytą zagraniczną do Stanów Zjednoczonych. W środę spotka się z prezydentem USA Donaldem Trumpem. - Będziemy rozmawiali o bezpieczeństwie militarnym, o wzmocnieniu tego bezpieczeństwa, o bezpieczeństwie energetycznym (...) będziemy także rozmawiali o współpracy gospodarczej - zapowiedział Andrzej Duda. Jak dodał, rozmowy z amerykańskim prezydentem będą też dotyczyć bezpieczeństwa komunikacyjnego i cyberbezpieczeństwa.
"Niestosowny" moment
Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, członkini sztabu wyborczego niezależnego kandydata na prezydenta Szymona Hołowni, powiedziała w "Faktach po Faktach" w TVN24, że "właśnie dlatego, że Stany Zjednoczone są dla nas tak ważnym partnerem, dlatego że musimy tę politykę budować rozważnie, sensownie, ponad sporami politycznymi w Polsce i ponad sporami politycznymi w Stanach Zjednoczonych, to moment (wizyty - red.) dosłownie na kilka dni przed wyborami, cokolwiek się o tym nie powie, jakąkolwiek narrację się wokół tego nie zbuduje, jest niestosowny".
Dodała, że termin wizyty jest "w USA, Polsce, ale także w sojuszniczych krajach europejskich odbierany jako realizowanie celów kampanijnych, doraźno-politycznych".
- To jest nie tylko niestosowne. To się może okazać dla Polski niekorzystne - oceniła Pełczyńska-Nałęcz.
- Jeśli prezydent Duda jedzie pod taką kampanijną presją i musi mieć doraźny sukces polityczny, to powstaje bardzo poważne pytanie, czy będzie zabiegał o strategiczne, długoterminowe interesy Polski, interesy bezpieczeństwa całego regionu - podkreśliła.
- Mnie się marzy Polska, która nie tylko potrafi sprawy bezpieczeństwa traktować ponad politycznymi podziałami, ale potrafi brać odpowiedzialność za cały region w tej polityce wschodniej - powiedziała Pełczyńska-Nałęcz. Dodała, że to jest coś, czego niezwykle brakuje w wizycie prezydenta Dudy.
- Bardzo zły "timing". Ani słowa nie ma o tym, że zostaną w czasie tej wizyty poruszone takie kwestie, jak bezprecedensowa obecnie sytuacja na Białorusi, sytuacja bardzo trudna w konflikcie ukraińsko-rosyjskim. O tym Polska powinna rozmawiać z prezydentem Stanów Zjednoczonych - oceniła.
"To taka bilateralna gra"
Władysław Teofil Bartoszewski, poseł PSL i członek sztabu prezesa PSL, kandydata na prezydenta Władysława Kosiniaka-Kamysza, zauważył, że "do tej pory władze Stanów Zjednoczonych nigdy nie przyjmowały u siebie polityków, prezydentów, bądź premierów, którzy byli w trakcie kampanii wyborczej, żeby nie stwarzać wrażenia, że ich popierają".
- Był jeden wyjątek ostatnio, to znaczy pan premier (Benjamin) Netanjahu, który tuż przed wyborami w Izraelu pojawił się w Stanach Zjednoczonych u pana prezydenta Trumpa. Ale to jest uważane za rzecz szalenie niestosowną, dlatego że polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych nie jest polityką partyjną - mówił.
- Nie było żadnych rozmów z NATO na temat tego, że będą przesunięcia na przykład żołnierzy z Niemiec do Polski i w jakiej skali i że ci żołnierze z Niemiec mają wyjechać - mówił Bartoszewski.
- Jest to taka bilateralna gra, żeby wzmocnić pana prezydenta Dudę w jego kampanii wyborczej - ocenił.
- Oczywiście pan prezydent Duda wróci do Warszawy i ogłosi sukces. Słyszę pokątnie rozmaite plotki o tym, że kontyngent amerykański w Polsce może zostać zwiększony o więcej niż tysiąc żołnierzy, o których była wcześniej mowa, może dostaniemy inne rzeczy, może będzie u nas więcej samolotów F-16, może nawet przesunie się jakieś dowództwo korpusu ze Stanów Zjednoczonych do Polski, ale jest to rzecz robiona poza NATO - zauważył.
- Nie powinniśmy tworzyć bilateralnych więzi wojskowych ze Stanami Zjednoczonymi poza Sojuszem Północnoatlantyckim - ocenił.
"Musimy umieć się z tym problemem mierzyć ponad bieżącymi sporami politycznymi"
Goście "Faktów po Faktach" odnieśli się do słów Andrzeja Dudy, jakie padły przed wylotem do USA. Prezydent podkreślał, że od samego początku swojej prezydentury zabiega o wzmocnienie bezpieczeństwa Polski. - W czasach, kiedy rządziła Platforma Obywatelska, której członkiem jest pan Rafał Trzaskowski, Rosja napadała na Ukrainę, a Polska była cały czas oparta wyłącznie na obecności naszej armii i wielu ludzi bardzo się obawiało - powiedział Duda.
Pełczyńska-Nałęcz podkreśliła, że "agresja rosyjska na Ukrainę to jest największe wyzwanie bezpieczeństwa dla całego regionu, także dla Polski". – Mieszanie tego wydarzenia do bieżącej kampanii politycznej jest nie tylko niestosowne. Podważa nasze fundamenty bezpieczeństwa – oceniła.
- To są takie rzeczy, wobec których niezależnie od tego, kto jest u władzy, czy dzisiaj jest pan prezydent Duda, czy jutro, mam nadzieję, będzie ktoś inny, mam nadzieję, że prezydent Hołownia, będą do tego podchodzić jako do racji stanu Polski i nie będą przerzucać się między sobą, kto jest winien za agresję rosyjską - mówiła.
Dodała, że działania Moskwy są przede wszystkim wynikiem "bardzo złej, niebezpiecznej polityki rosyjskiej wobec Ukrainy i całego regionu". - To problem, który się zdarzył kilka lat temu, ale z którym będziemy się mierzyć jeszcze przez wiele lat – powiedziała Pełczyńska-Nałęcz.
- Musimy umieć się z tym problemem mierzyć ponadpartyjnie, ponad bieżącymi sporami politycznymi. Bo takie spory, obrzucanie się tą Rosją, obrzucanie się winami, które absolutnie nie są naszymi winami, tylko powoduje, że my nie jesteśmy wiarygodnym partnerem – oceniła.
Bartoszewski: to niepoważne
Bartoszewski powiedział, że "jest rzeczą niepoważną, żeby sugerować, że agresja rosyjska w Donbasie czy aneksja Krymu jest związana z wewnętrznym życiem politycznym w Polsce".
Dodał, że agresywna polityka Rosji doprowadziła do tego, że NATO zmieniło swoje podejście do oceny poziomu zagrożenia rosyjskiego. Jak mówił, "NATO po paru szczytach, które były w Newport i w Warszawie, oraz Unia Europejska, która ogłosiła sankcje, które dalej istnieją wobec Rosji, ewidentnie inaczej postrzegają zagrożenia dla wszystkich członków NATO i dla wszystkich państw Unii Europejskiej". - To nie ma nic do wewnętrznej polityki polskiej – podkreślił.
Mówił, że "polska polityka w ostatnich 30 latach dostrzegała zmiany, które zachodziły w Rosji i dostrzegała z niepokojem to, co się działo za rządów pana prezydenta Putina, zwłaszcza od początku jego drugiej kadencji i ostrzegaliśmy o tym naszych sojuszników zagranicznych i było to często ignorowane". - Po najeździe na wschodnią Ukrainę i po aneksji Krymu to już jest absolutnie zrozumiałe, nie tylko w Polsce i krajach bałtyckich, ale również w krajach Europy Zachodniej i w Stanach Zjednoczonych – dodał Bartoszewski.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24