Joe Biden wygrał wtorkowe prawybory demokratów w stanach Idaho, Missouri, Missisipi i Michigan. Tym samym znacząco wysuwa się na prowadzenie w walce o partyjną nominację w wyścigu o Biały Dom. Były wiceprezydent USA oraz jego główny rywal senator Bernie Sanders z powodu koronawirusa odwołali zaplanowane na wtorkowy wieczór spotkania wyborcze w stanie Ohio.
Najważniejsze głosowanie odbyło się w Michigan. Z uwagi na 125 delegatów wyłanianych przez ten stan, media określały go w ostatnich dniach mianem "klejnotu w koronie" obecnej kampanii.
Główny rywal Bidena w walce o nominację - Bernie Sanders liczył na to, że poparcie klasy robotniczej z obszaru nad Wielkimi Jeziorami da mu nową szansę. Przed czterema laty - wbrew sondażom - pokonał w Michigan swoją ówczesną partyjną kontrkandydatkę Hillary Clinton. Jednak po przeliczeniu 85 procent głosów z tego stanu, uważany za socjalistę Sanders może liczyć na poparcie na poziomie zaledwie 38 procent. To aż o 15 punktów procentowych mniej od wyniku uzyskanego przez Bidena.
Były wiceprezydent zdecydowanie wygrał też z Sandersem w Missouri (60 proc. do 35 proc.) i Missisipi (81 proc. do 15 proc.), głównie dzięki masowemu poparciu ze strony wyborców afroamerykańskich. Zwyciężył również w Idaho, ale najprawdopodobniej przegra w niewielkiej Dakocie Północnej.
Trwa liczenie głosów w stanie Waszyngton. Obaj pretendenci do nominacji demokratów - po przeliczeniu około dwóch trzecich głosów - mogą w tym stanie liczyć na około 33 procent poparcia; niewielką przewagę zdaje się mieć Sanders. Przed czterema laty socjalistyczny senator zdecydowanie zwyciężył w Waszyngtonie.
"Powrót po duszę" USA
W pierwszych komentarzach media w USA odnotowują, że Bidenowi udało się utrzymać impet swej kampanii po zwycięstwie w ubiegłym tygodniu w 10 spośród 14 stanów w ramach głosowań tzw. superwtorku. Portal The Hill ocenia, że ścieżka dla nominacji Sandersa "zwęża się". Associated Press pisze, że kampania senatora ze stanu Vermont "znalazła się na rozdrożu".
Na wtorkowy wieczór nie zaplanowano żadnego publicznego wystąpienia Sandersa. Senator pojechał do swojego rodzinnego stanu Vermont. Jego doradcy zapewniają w mediach społecznościowych, że polityk nosi się z zamiarem wystąpienia w kolejnej debacie telewizyjnej.
Po odnotowaniu kolejnego dobrego wyniku, na publiczne wystąpienie zdecydował się natomiast Biden. W Filadelfii wezwał demokratów do jedności. - Mamy wspólny cel i razem pokonamy (prezydenta USA Donalda) Trumpa - zapewnił. Słowa Bidena są interpretowane jako gest w kierunku zwolenników Sandersa. Były wiceprezydent podziękował jemu i jego zwolennikom za "niestrudzoną energię i pasję". - Dziś jesteśmy krok bliżej do przywrócenia przyzwoitości, godności i honoru w Białym Domu - mówił Biden. Opisując swoją kampanię, stwierdził, że jest to "powrót po duszę" USA.
Od superwtorku w ubiegłym tygodniu jest jasne, że rywalizacja wśród demokratów ogranicza się teraz do pojedynku Bidena z Sandersem. Na pozycji faworyta umacnia się ten pierwszy, a do jego kampanii dołącza coraz więcej polityków Partii Demokratycznej, którzy deklarują poparcie dla jego kandydatury.
"Potrzebujemy jedności w partii"
W trakcie spływania wyników z wtorkowych prawyborów Bidena poparł Andrew Yang, biznesmen i były pretendent do nominacji Partii Demokratycznej. - Popieram Joe Bidena. Arytmetyka mówi, że Joe jest naszym kandydatem. Potrzebujemy jedności w partii. Powinniśmy rozpocząć pracę nad pokonaniem Donalda Trumpa - ogłosił.
To kolejna deklaracja poparcia dla Bidena w ostatnich dniach. Na początku marca na taki krok zdecydowali się inni dotychczasowi pretendenci do nominacji Demokratów m.in. były burmistrz miasta South Bend w stanie Indiana Pete Buttigieg oraz senator Amy Klobuchar.
Deklaracja Yanga jest dla Bidena o tyle istotna, iż ten milioner i syn imigrantów w Tajwanu cieszy się sporym poparciem progresywnego skrzydła demokratów, a były wiceprezydent uznawany jest za polityka umiarkowanej frakcji tej partii. Głównym postulatem kampanii Yanga była konieczność wprowadzenia minimalnego dochodu podstawowego dla każdego Amerykanina.
Rośnie przewaga Bidena
Biden, faworyt partyjnego establishmentu, po wtorkowych prawyborach powiększy swoją przewagę nad Sandersem w liczbie delegatów wybierających partyjnego kandydata na prezydenta. Według szacunków "New York Times" może teraz liczyć łącznie na 822 delegatów, a Sanders na 663.
To właśnie wtorkowe głosowania, głównie w stanie Michigan, miały stanowić dla Sandersa ostatnią szansę na włączenie się do poważnej rywalizacji o Biały Dom. We wszystkich pozostałych marcowych prawyborach przed czterema laty pokonała go Clinton. Sondaże dla socjalisty szczególnie niekorzystnie przedstawiają się na Florydzie.
Z prawyborów Biden wychodzi więc jako zdecydowany faworyt do otrzymania partyjnej nominacji. Mimo kilku zwrotów akcji w tegorocznej kampanii, mało prawdopodobny jest na tym etapie inny scenariusz - twierdzą eksperci.
Demokraci ostatecznie mają wskazać kandydata na prezydenta w lipcu. Wybory prezydenckie, w których o reelekcję z ramienia republikanów ubiega się Donald Trump, zaplanowano na 3 listopada. We wtorek prezydent formalnie zapewnił sobie poparcie delegatów Partii Republikańskiej z kolejnych stanów i w partii nie ma de facto konkurenta.
Odwołane spotkania z wyborcami
Prawybory przebiegały w USA w cieniu epidemii koronawirusa. Z powodu zagrożenia jakie niesie dla zdrowia publicznego, zarówno Biden, jak i Sanders odwołali zaplanowane na wtorek spotkania wyborcze w stanie Ohio, o czym poinformowali rzecznicy ich sztabów wyborczych.
- W trosce o zdrowie i bezpieczeństwo publiczne anulujemy nasze dzisiejsze spotkanie w Cleveland. Poważnie traktujemy ostrzeżenia przedstawicieli władz stanu Ohio, którzy zgłosili obawy przed organizowaniem dużych wydarzeń w pomieszczeniach zamkniętych - oświadczył rzecznik kampanii Sandersa Mike Casca. Dodał, że decyzje w sprawie kolejnych spotkań wyborczych będą zapadać na bieżąco.
"Zgodnie z zaleceniami władz i zasadami ostrożności nasze spotkanie w Cleveland w stanie Ohio zostało odwołane" - napisała w komunikacie prasowym dyrektor ds. komunikacji kampanii Joe Bidena Kate Bedingfield.
W Ohio potwierdzono do tej pory trzy przypadki koronawirusa, a w całych Stanach Zjednoczonych, według ostatnich danych Johns Hopkins University - ponad 800. 28 osób zmarło.
Trump nie podziela obaw w sprawie koronawirusa
Prezydent Donald Trump, jak zauważają media w USA, nie podziela obaw, iż koronawirus stanowi znaczące zagrożenie dla zdrowia publicznego.
W poniedziałek na Twitterze przywódca USA skrytykował atmosferę wokół koronawirusa, pisząc, że "w ubiegłym roku 37 tysięcy Amerykanów zmarło na zwykłą grypę. Średnio umiera (na nią) od 27 tysięcy do 70 tysięcy rocznie. Nic nie jest zamykane, życie i gospodarka toczą się dalej".
Polski Narodowy Fundusz Zdrowia prowadzi całodobową infolinię (tel. 800 190 590) udzielającą informacji o postępowaniu w sytuacji podejrzenia zakażenia koronawirusem.
Źródło: PAP