Po wybuchu gazu w jednym z wieżowców w Zielonej Górze cztery mieszkania zostały wyłączone z użytkowania. W zdarzeniu, do którego doszło w środę wieczorem, nikt nie zginął. Cztery osoby zostały przewiezione do szpitala. Do eksplozji doszło w lokalu zajmowanym przez skonfliktowane z sąsiadami lokatorki.
Zgłoszenie o wybuchu i pożarze w mieszkaniu na drugim piętrze 10-piętrowego wieżowca przy ulicy Wyszyńskiego straż pożarna otrzymała około godziny 21. W akcji brało udział 14 zastępów strażaków, Oprócz nich na miejsce przyjechały również policja, pogotowie ratunkowe i gazowe.
- Strażacy przystąpili do gaszenia pożaru mieszkania, przeszukania pomieszczeń oraz ewakuacji pozostałych mieszkańców, którzy samodzielnie nie wyszli jeszcze z bloku. Osiem osób zostało ewakuowanych - poinformował młodszy brygadier Ryszard Gura, oficer prasowy komendanta miejskiego Państwowej Straży Pożarnej w Zielonej Górze.
Okno doleciało do przedszkola
W bloku panowało silne zadymienie. Służby gazownicze odcięły dopływ gazu do budynku, a strażacy szybko uporali się z pożarem mieszkania. Trwa wietrzenie i sprawdzanie wieżowca.
Jak przekazał oficer dyżurny, w mieszkaniu objętym pożarem nie było ludzi. Wybuch miał ogromną siłę - doprowadził do wyrwania dwóch ścian zewnętrznych, a w mieszkaniu, w którym nastąpił wybuch wyleciały z okien wszystkie szyby. Jedno z okien zostało odrzucone na dużą odległość od budynku - framuga leży na terenie ogródka dla dzieci przy pobliskim przedszkolu. Zniszczony został też szyb windy w wieżowcu.
Kobieta z zawałem serca, mężczyzna podtruty dymem
- Na miejscu okazało się, że jedna z lokatorek ma zawał serca, do którego najprawdopodobniej doszło na tle stresowym całej tej sytuacji. Została przetransportowana do szpitalnego oddziału ratunkowego szpitala w Zielonej Górze - powiedział Robert Górski z zielonogórskiego pogotowia ratunkowego.
Opieki medycznej wymagały w sumie cztery osoby: jedna z powodu zawału serca, dwie zostały podtrute dymem, a kolejna miała atak epilepsji.
Noc poza domem
Z budynku ewakuowano około 100 osób. Sztab zarządzania kryzysowego nie wyraził zgody na nocowanie lokatorów w wieżowcu. Mieszkańcy w asyście strażaków weszli tylko po najpotrzebniejsze rzeczy. Podstawionymi autobusami Miejskiego Związku Komunikacyjnego mogli zostać przewiezieni do bursy przy ul. Botanicznej, w której zapewniono im dach nad głową. Ale z tej opcji skorzystali nieliczni - większość udała się do swoich rodzin i znajomych.
Konstrukcja bloku nie została poważnie uszkodzona. Jak poinformowała dyrektor Departamentu Komunikacji Społecznej Urzędu Miasta Zielona Góra Monika Zapotoczna, z użytkowania nadal będą wyłączone cztery mieszkania. - Mieszkańcy czekają do czasu uruchomienia budynku. W bloku zostały wyłączone wszystkie media. Po południu przeprowadzone zostaną badania instalacji elektrycznej i gazowej. Gaz w bloku najprawdopodobniej nie zostanie dzisiaj uruchomiony – powiedziała Zapotoczna.
Wybuch u "trudnych lokatorek"
Przyczyną zdarzenia najprawdopodobniej było rozszczelnienie instalacji gazowej. Policja na razie nie podaje, czy nastąpiło ono wskutek awarii czy było to działanie celowe. Ma to ustalić biegły powołany przez policję.
Mieszkańcy jednak nie mają wątpliwości - winą za zdarzenie obciążają matkę i córkę mieszkające w lokalu, w którym doszło do eksplozji. Kobiety były skonfliktowane z sąsiadami. Jak mówili lokatorzy, miały wielokrotnie odgrażać się, że wysadzą wieżowiec. W dniu eksplozji popołudniu miały się spakować i opuścić mieszkanie.
- Nie mamy informacji o tym, by miały one grozić wysadzeniem budynku. Są one jednak nam znane, dochodziło do interwencji z ich udziałem - mówi Małgorzata Stanisławska z zielonogórskiej policji.
Autor: asty, fc//now, ks / Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24