- Zdarzały się nagminnie takie przypadki, że inspektorzy farmaceutyczni przyjeżdżali do jakiejś hurtowni albo aptek i zastawali zamknięte drzwi. Zdarzało się, że hurtowni pod danym adresem nie było - w taki sposób próby ścigania działalności mafii lekowej w Polsce opisywała we "Wstajesz i weekend" w TVN24 jedna z autorek reportażu "Superwizjera" Anna Sobolewska. Dodała, że "narzędzia prawne, żeby ścigać mafię lekową, istniały od zawsze".
Dziennikarki "Superwizjera" TVN przyjrzały się funkcjonowaniu mafii lekowej w Polsce. Z polskich aptek wykupywane są lekarstwa i wywożone tam, gdzie można sprzedać je nawet kilkanaście razy drożej. Żeby było to możliwe, przestępcy otwierają fikcyjne ośrodki zdrowia w stodołach i pustostanach. To biznes wart miliardy, na którym wielu nieuczciwych przedsiębiorców zdążyło już zbić fortuny.
"Ten problem, w odniesieniu, do pacjentów, bardzo często się lekceważy"
O tym problemie mówiła w niedzielę we "Wstajesz i weekend" w TVN24 jedna z autorek materiału "Superwizjera" Anna Sobolewska.
Wspominała o "nagminnych sytuacjach", w których pacjenci nie mogą otrzymać w aptece leku właśnie na skutek działania mafii lekowej . - Ten problem, w odniesieniu, do pacjentów, bardzo często się lekceważy. To są osoby, które poza walką z bardzo ciężkimi chorobami, muszą jeździć po całej Polsce, często do innego miasta, w poszukiwaniu leków - wskazywała. - Może to oznaczać na przykład, że kobieta chora na raka piersi nie podejdzie w terminie do chemii - dodała.
"Narzędzia prawne, żeby ścigać mafię lekową, istniały od zawsze"
Mówiąc o działaniach organów państwa, które mogłyby zahamować wywóz leków z Polski, podkreśliła, że "narzędzia prawne, żeby tę mafię lekową ścigać, istniały od zawsze, jeszcze zanim problem wywozu w ogóle się pojawił".
Oceniła, że "przypadki wyprowadzania leków z aptek, wykupowania przez hurtownie, wywożenia z Polski powinien wyłapywać nadzór farmaceutyczny". Dodała jednak, że jest on "niezwykle słaby".
- Zdarzały się nagminnie takie przypadki, że inspektorzy farmaceutyczni przyjeżdżali do jakiejś hurtowni albo aptek i zastawali zamknięte drzwi. Dzwonili na policję, prosili o wsparcie i odmawiano im tego wsparcia. Więc tak na prawdę oni nic nie mogli zrobić. Zdarzało się, że hurtowni pod danym adresem nie było. I oni nie mogli się dowiedzieć, gdzie te leki są - tłumaczyła.
Współautorka reportażu oceniła, że "nadzór farmaceutyczny jest drastycznie niedofinansowany i pracuje tam za mało osób".
Autor: mjz/adso / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24