Oksana to Ukrainka z Kijowa, w przyzakładowym mieszkaniu dostała wylewu. - Jej pracodawca, po ponad dwóch godzinach, odwiózł ją do miasteczka, zostawił na ławce i wezwał policję do rzekomo pijanej osoby - relacjonuje Witold Horowski, konsul honorowy Ukrainy w Poznaniu. O dramatycznej historii Ukrainki dowiedział się od jej siostry oraz znajomych. Sprawę bada policja i prokuratura.
Dramat rozegrał się ósmego stycznia w jednej z firm pod Środą Wielkopolską. Pani Oksana z Kijowa pracowała tu wcześniej i, jak mówi konsul, znała właściciela. Gdy szukała nowego zatrudnienia, ponownie się do niego zgłosiła. Ten dał jej pracę i mieszkanie na terenie firmy.
Porzucona na ławce
Wcześniej pracowała tam legalnie. I tak samo miało być tym razem. Tyle że według relacji konsula, właściciel firmy nie zdążył dopełnić formalności, gdy Ukrainka doznała wylewu krwi do mózgu. Stało się to na terenie firmy, ale nie w trakcie pracy - podkreśla Horowski. Siostra kobiety zaalarmowała pracowników.
- Poproszono szefa firmy o sprowadzenie lekarza lub odwiezienie jej do szpitala. On z tym zwlekał, prawdopodobnie dlatego, że była tam nielegalnie. Po ponad dwóch godzinach zawiózł ją do sąsiedniego miasteczka, zostawił na ławce i wezwał policję do rzekomo pijanej kobiety - mówi Witold Horowski.
Jak mówi, pracodawca miał przekazać siostrze poszkodowanej, że gdyby policja o niego pytała, to ma mówić, że go nie znają i że tylko im pomógł.
- Kobieta została przewieziona przez niego na jeden z przystanków autobusowych. Doznała poważnego udaru, ciągle przebywa w szpitalu, jest w ciężkim stanie. Jej przesłuchanie na razie nie jest możliwe - informuje Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.
Nie ma ubezpieczenia
Kobieta leży w poznańskim szpitalu MSW. - Stowarzyszenie Społeczno-Kulturalne Polska-Ukraina zbiera w tej chwili środki na to, by przedstawić gwarancje finansowania jej dalszego leczenia. Potrzebuje szpitalnej rehabilitacji po udarze. Zbieramy środki, by szpital nie był zmuszony do przewiezienia jej na Ukrainę - mówi Horowski.
Na leczenie Ukrainki potrzebne jest około 15-19 tysięcy złotych. "Jeśli uda zebrać więcej, pokryjemy też koszty psychologa klinicznego mówiącego po ukraińsku, co jej z pewnością pomoże. Jeśli uda się - w międzyczasie - zdobyć inne źródła finansowania, całość zebranej kwoty przeznaczymy na jej dalszą rehabilitację (zwykle bardzo potrzebną długo po rozległych wylewach)" - poinformował konsul na Facebooku.
Policja i prokuratura badają sprawę
Dziennikarz TVN24 odwiedził zakład, w którym pracowała Ukrainka, nie zastał na miejscu właściciela. W pakowalni warzyw pojawili się za to policjanci.
- Jak dotąd wykonali szereg przesłuchań, które mają wyjaśnić wszelkie okoliczności związane z tą sprawą, która jest dość bulwersująca. We wtorek od rana na terenie zakładu przeprowadzone zostały działania kontrolne przeprowadzone przez wydział do walki z przestępczością gospodarczą. Funkcjonariusze zbierali szereg informacji, pozwolą one odtworzyć przebieg incydentu z ósmego stycznia - powiedział Borowiak.
Oprócz policji na miejscu pojawili się też przedstawiciele Państwowej Inspekcji Pracy. - Inspektor pracy rozpoczął dziś kontrolę. Badana jest forma zatrudnienia, legalność oraz przestrzeganie przepisów bezpieczeństwa i higieny pracy w tym zakładzie - mówi Jacek Strzyżewski z Okręgowego Inspektoratu Pracy w Poznaniu.
Jak dodaje, o wypadku dowiedzieli się 1 lutego. - Każdy wypadek pracodawca ma obowiązek zgłosić do prokuratury i Państwowej Inspekcji Pracy. Ten wypadek nie został zgłoszony. A niezgłoszenie takiego wypadku jest wykroczeniem, a w szczególnym przypadku nawet przestępstwem - podkreśla Strzyżewski.
Sprawę bada też Prokuratura Rejonowa w Środzie Wielkopolskiej. Jak się dowiedzieliśmy, prawdopodobnie przedstawi ona mężczyźnie zarzut nieudzielenia pomocy. Śledczy sprawdzają też, czy w zakładzie nie było więcej osób zatrudnionych "na czarno". - Prokuratura wszczęła dochodzenie w tej sprawie narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz niezgłoszenia - wbrew przepisom o prawach o ubezpieczeniach społecznych - zatrudnionego pracownika - mówi Grzegorz Gucze, prokurator rejonowy w Środzie Wielkopolskiej.
Właścicielowi firmy grożą za to trzy lata więzienia.
"Chcemy pomóc"
Na dramat Oksany nie są obojętne władze samorządowe, zarówno te gminne, jak i powiatowe. W specjalnym komunikacie czytamy, że gdy urzędnicy dowiedzieli się o sprawie od razu zaproponowali pomoc poszkodowanej.
"Niezwłocznie zgłosiliśmy chęć pomocy Oksanie rzecznikowi wojewody wielkopolskiego, dyrektorowi Wydziału Spraw Obywatelskich Urzędu Wojewódzkiego oraz konsulowi honorowemu Ukrainy w Poznaniu. Pozostajemy z nimi w stałym kontakcie, jak również z siostrą poszkodowanej. Sprawdzamy możliwości prawne, w ramach których moglibyśmy ofiarować pomoc " - napisano w komunikacie.
Na koniec starosta i burmistrz zapewnili, że zarówno władze i mieszkańca są otwarci na repatriantów oraz obywateli Ukrainy.
Autor: FC/aa/ec / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: tvn24