Wstrząsające kulisy zbrodni. Opowiedział, jak poćwiartował matkę. "Ładnie zapakowałem"

Proces Karla Pfeffera oskarżonego o zabójstwo matki
Doprowadzenie Karla Pfeffera do Sądu Okręgowego
Źródło: Katarzyna Kędra / tvnwarszawa.pl
W Sądzie Okręgowym w Warszawie odbyła się kolejna rozprawa Amerykanina Karla Pfeffera (zgadza się na publikację nazwiska i wizerunku). 28-latek został skazany w ubiegłym roku na 25 lat więzienia za zabójstwo matki, choć jej zwłok nigdy nie odnaleziono. W poniedziałek sąd odtworzył nagrania śledczych, w których mężczyzna mówił o szczegółach zbrodni: poćwiartowaniu zwłok matki i wyrzuceniu ich do Wisły. Dziś wszystkiego się wypiera i mówi, że nagrania "są żenujące i nudne".

Nieprawomocny wyrok w tej sprawie zapadł w lipcu 2023 roku. Sąd Okręgowy w Warszawie uznał wówczas, że 28-letni dziś Karl Pfeffer jest winny zabójstwa swojej matki Gretchen P. i skazał go na 25 lat więzienia. Proces był poszlakowy, bo ciała kobiety dotąd nie odnaleziono, choć akcje poszukiwawcze na Wiśle powtarzano kilkanaście razy i brali w nich udział również agenci Federalnego Biura Śledczego (FBI).

Do sądu wkrótce wpłynęła apelacja od wyroku. Złożyli ją: prokuratura, która nie zgodziła się z wysokością wymierzonej kary, pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego oraz obrońca Pfeffera. W czerwcu tego roku w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie wydano orzeczenie w tej sprawie. Apelacja uchyliła wyrok sądu pierwszej instancji i przekazała sprawę Amerykanina do ponownego rozpoznania przez Sąd Okręgowy w Warszawie, wskazując na "nienależytą obsadę" sądu pierwszej instancji. Chodziło o jednego z sędziów, który miał zostać nieprawidłowo powołany do składu.

Amerykanin stanął ponownie przed sądem po koniec listopada. Wówczas Pfeffer nie przyznał się do winy i złożył obszerne, kilkugodzinne wyjaśnienia. Twierdził między innymi, że matka prawdopodobnie żyje, a z wynajmowanego przez nich mieszkania na Żoliborzu spakowała się, a następnie wyjechała.

"Widziałem śmierć matki". Nagrania z przesłuchania

Sąd odtworzył w poniedziałek zapis wideo oskarżonego z jego przesłuchania w prokuraturze z 25 maja 2021 roku, czyli cztery dni po zatrzymaniu w Stanach Zjednoczonych i przekazaniu polskim organom ścigania. Słuchając swoich słów sprzed kilku lat, oskarżony był wyraźnie znudzony. Co jakiś czas ziewał, śmiał się pod nosem, przewracał oczami. Dziennikarze mogli słyszeć jedynie dźwięk. Obraz telewizora dostępny był dla sądu oraz oskarżonego, obrońcy i oskarżycieli obecnych na sali. Przesłuchiwany odpowiadał na pytania w towarzystwie tłumaczki. W drugiej połowie odtwarzanych nagrań coraz więcej starał się mówić po polsku, jednak większość zdań była niezrozumiała.

- Nie przyznaję się - słyszmy na nagraniu, kiedy śledczy zapytali Pfeffera o zabicie Gretchen P. - Moja matka nie żyje (...) od roku. To dla mnie bardzo intymna sprawa, to zdarzenie spowodowało u mnie traumę. Jestem od roku rozdarty, duch matki mnie nawiedza - mówił na przesłuchaniu przeszło trzy lata temu.

- Widziałem śmierć matki. Jedyny dowód na śmierć mojej matki to moje oświadczenia. Chciałem pokazać światu traumę, którą przeszła moja matka. Zmarła z powodu swojej choroby, od infekcji, infekcji zęba i od gorączki - przekonywał wówczas śledczych. Jego zdaniem, matka słabo dbała o swoje zdrowie. - I to jest moja wina, bo nie zapewniałem środków finansowych, a byłem odpowiedzialny za jej życie, za jej śmierć i za jej spuściznę, za jej ożywienie i wskrzeszenie - ocenił.

Na pytanie śledczej o to, co się stało z ciałem Gretchen, odpowiedział: - Jest w tymczasowym przechowaniu w Wiśle. Podałem policjantom lokalizację. Można ją znaleźć w Wiśle.

Przyznał też, że dostał rady od swojego kolegi z Anglii, "jak przyszykować ciało". Następnie pociął je na sześć części.

Szczątki matki w sześciu paczkach

Prokurator drążyła dalej. W końcu Pfeffer wyjawił, jak to się stało, że ciało jego matki zostało rozczłonkowane. - Po jej śmierci byłem w bardzo złym stanie psychicznym. Nie wiedziałem, z kim się kontaktować, nie wiedziałem, co mam powiedzieć, miałem milion głosów w głowie. Skontaktowałem się z kolegą w UK, żeby mi dokładnie doradził, jak mogę zakonserwować mamę. Moje rozwiązanie to zapakować mamę w sześć kawałków - opisał. Powiedział też, że wszystko wykonał podczas wideorozmowy z kolegą.

- Moja mama umarła w sposób bezkrwawy. Nie czuła bólu, gdy umierała. Moja mama była w szoku i myślałem, że mogę ją uratować. Obserwowałem, jak umiera i nie mogłem jej uratować. Byłem pod wpływem fentanylu - bronił się syn ofiary. Dodał, że "przez większość życia był pod wpływem substancji odurzających" i nadal nie wie, "czy śmierć jego matki była prawdziwa". Jego zdaniem matka chorowała wtedy od tygodnia i leżała w swoim pokoju. Martwił się wówczas, że może to być koronawirus i że mogła go zarazić albo on ją.

- 21 marca (2020 roku - red.) obudziłem się, będąc pod wpływem fentanylu i zobaczyłem matkę w swoim pokoju. Dusiła się własnym oddechem, śluzem. Była w łóżku. Miała nakrycie na głowie - powiedział i doprecyzował, że chodziło o poduszkę. Gdy śledczy dopytywali, skąd ta poduszka wzięła się na jej głowie, Pfeffer uznał, że chodziło o "sposób domowego leczenia" i były to kompresy z cytryn i ryżu.

Obserwował, jak matka się dusi

Pfeffer przyznał też, że stał i obserwował matkę, zastanawiał się, czy jej pomóc. - Ignorowałem to przez 14 minut i widziałem, jak matka się dusi - mówił. Dopytywany o to, co się stało później z jej ciałem, mówił: - Zostawiłem je w pokoju. Było bez pulsu. Poszedłem do salonu i zemdlałem na sofie. Sądziłem, że doświadczyłem jakiegoś koszmaru. Obudziłem się rano i ciało mojej matki było dalej bez życia.

Pfeffer powiedział, że ciało przeleżało jeden dzień. On szukał "sposobu na to, co może zrobić z mamą". Bał się skontaktować z rodziną i z władzami, bo "nie chciał stracić swojego stylu życia, swojego zdrowia". Nie chciał też, żeby przeprowadzono sekcję zwłok. - Nie chciałem, żeby ktokolwiek dotykał ciała mojej matki - stwierdził.

Ciało - jak mówił - miał rozczłonkować w łazience, na podłodze. W mieszkaniu rozłożył folię. - Ten proces zajął mi pięć godzin. Przez cały czas płakałem i ładnie zapakowałem matkę w sześć paczek. Wszystko w mieszkaniu zostało wyczyszczone wybielaczem. Nie ma żadnych śladów DNA - przyznał. - Jej dusza jeszcze jest w tym mieszkaniu - dodał.

Po co użył wybielacza? - Chciałem, żeby było czysto. Chciałem wyczyścić mieszkanie dla nowych najemców - wytłumaczył. - Wciąż mam obrazy tego przed oczami, potrzebuję pomocy psychologicznej - mówił śledczym.

Opowiadał, że w każdy pakunek wsadził cegłę i fragment ciała. Potem owinął folią i taśmą. Piłę, którą pociął zwłoki, również miał wyrzucić do Wisły. - Pakunki umieściłem w walizkach i transportowałem taksówką i pociągiem. Wykonałem trzy kursy - powiedział. Wskazał też miejsce, gdzie miał wyrzucić szczątki - z mostu w Nowym Dworze Mazowieckim. Wybrał to miejsce, bo jego zdaniem "było tam cicho" i "niedużo osób". - Nie odpowiadam za to szaleństwo. Muszę ocalić mamę. Muszę ją z powrotem złożyć i potrzebuję do tego laboratorium - mówił.

Śledczy na nagraniach pytali go również o relacje, jakie miał z matką. - Kocham swoją mamę. Jest najbardziej zagmatwaną osobą na Ziemi. Jest gorsza ode mnie pod każdym względem - ocenił. Mówił, że gdy ojciec zmarł w 2002 roku, matka zaczęła rozporządzać majątkiem. - Mama mówiła, że nie mogę mieć przyjaciół, że nie mogę się ożenić - tłumaczył.

Pfeffer opowiadał też, że siostry odziedziczyły biznes ojca, a on z matką miał mieć do podziału fundusze inwestycyjne i środki od sprzedaży nieruchomości. - Matka wzięła wszystko dla siebie, zabrała mnie ze szkoły i zmusiła do podróżowania - mówił dalej.

Przyznał, że kłócił się z matką, choć nie jest agresywnym człowiekiem. - Pochodzę z domu, w którym była przemoc. Kiedy byłem dzieckiem, widziałem, że wszyscy znęcają się nad moją mamą. Byłem przerażony, jestem osobą, która lubi izolację, lubię się uczyć, nie lubię być wokół ludzi, boję się ich. Kiedy miałem 17 lat, próbowałem zabić mamę - powiedział.

FBI szukało ciała w Wiśle
FBI szukało ciała w Wiśle
Źródło: Artur Węgrzynowicz, tvnwarszawa.pl

"Nudne, żenujące i zawierają kłamstwa"

Oskarżony i jego obrońca zwrócili się do sądu o zmianę środka zapobiegawczego na dozór policji. Pfeffer wskazał, że ma możliwość zamieszkania w Polsce. Obecny areszt obowiązuje do 23 grudnia tego roku. Wnioskowali też, by ponownie przesłuchać wszystkich świadków.

Prokurator przychylił się do tego drugiego wniosku, ale jego zdaniem konieczne jest przedłużenie aresztu o trzy miesiące, ponieważ są ku temu "wszystkie przesłanki". - Mamy tu do czynienia zarówno z przesłanką obawy matactwa, przesłanką ucieczki i ukrywania się oskarżonego, jak również przesłanką do popełnienia czynu podobnego, na co wskazywał już sąd w rozpoznaniu pierwszej instancji w uzasadnieniu - podnosił prokurator Maciej Nowicki.

- Nie sposób odnieść wrażenia, że wniosek o przesłuchanie wszystkich świadków zmierza przede wszystkim do przedłużenia postępowania - mówił z kolei Piotr Modzelewski pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego, siostry ofiary.

Jego zdaniem "ciężko się spodziewać, żeby cokolwiek nowego w sprawie się pojawiło". Pełnomocnik wniósł o nieuwzględnienie tego wniosku. - Jeśli chodzi o zmianę środka zapobiegawczego (...) w całości przychylam się do stanowiska oskarżyciela publicznego - powiedział. Modzelewski wskazał też na jedną próbę ucieczki, którą oskarżony podjął już w czasie badań psychiatrycznych, a - jego zdaniem - jedyny sposób, by mu to uniemożliwić to właśnie przedłużenie tymczasowego aresztu.

Oskarżony potwierdził, że chce zamiany aresztu na dozór policyjny, podważał konieczność ponownego przesłuchania świadków. - Nie wiem, jaka jest zasadność przesłuchania tych świadków, ponieważ oni nie byli świadkami żadnej zbrodni - mówił Pfeffer.

Oskarżony chciał też odnieść się do argumentów przytoczonych na przesłuchanych w poniedziałek przez sąd nagraniach. - Mogłem zaoszczędzić sądowi półtorej godziny przesłuchania, twierdząc, że całkowicie nie zgadzam się z tym, co jest na nagraniach - stwierdził. Zwrócił się do sądu, by ograniczył się do odczytania zeznań, a nie ich odsłuchiwania. - Te nagrania są nudne, żenujące i zawierają kłamstwa - mówił Pfeffer. Jego zdaniem "nie mają żadnego związku ze sprawą".

Zdaniem oskarżonego, najbardziej istotne są zeznania, które składał przed CBŚ 16 października 2020 roku, kiedy wylatywał z Polski na lotnisku w Gdańsku. - Zeznania te w połączeniu z brakiem dowodów w sprawie pozwalają zamknąć to postępowanie - ocenił.

Oskarżony zostaje w areszcie

Sąd postanowił nie uwzględniać wniosku oskarżonego o zmianę środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztowania. Przedłużył go do 24 kwietnia 2025 roku.

Sędzia Agnieszka Wysokińska-Walczak argumentowała to obawą ucieczki, ukrywania się, mataczenia. Wskazała też, że z obserwacji psychiatrycznej wynika również, iż oskarżony ma "skłonność do zachowań kompulsywnych, agresywnych i łamiących zasady prawa i społeczne i przez to jest obawa popełnienia czynu podobnego do zarzucanego" oraz "realna obawa ucieczki i ukrywania się oskarżonego".

Sąd postanowił też, że na następnych zaplanowanych rozprawach zostanie przesłuchana część świadków.

Zagadkowe zniknięcie Gretchen P.

Ta zbrodnia wstrząsnęła opinią publiczną między innymi ze względu na wcześniejsze ustalenia śledczych. Wynikało z nich, że w listopadzie 2016 roku Gretchen P., wraz z synem, zamieszkała w wynajmowanym na warszawskim Żoliborzu mieszkaniu. 31 marca 2020 roku wszelkie kontakty kobiety ze znajomymi urwały się. Na jej kontach w mediach społecznościowych pojawiły się jednak wpisy sugerujące jej aktywność. Tylko że różniły się one stylem od wcześniejszych. Z postu z 4 kwietnia 2020 roku wynikało, że Gretchen ma przebywać w USA. Ale w tym czasie już nie żyła.

fbi2
Wrześniowa akcja na Wiśle
Źródło: Artur Węgrzynowicz, tvnwarszawa.pl

Jak informowała wcześniej Prokuratura Okręgowa w Warszawie, Karl P. w nocy z 31 marca na 1 kwietnia 2020 roku zabił matkę, dusząc ją poduszką. "Następnie dokonał zakupu narzędzi - piły ręcznej, taśmy naprawczej, folii malarskich oraz metalowej siatki ogrodzeniowej. Podejrzany rozczłonkował ciało swojej matki w mieszkaniu na warszawskim Żoliborzu. Następnie jego części owinął siatką ogrodzeniową. Rozczłonkowane ciało matki podejrzany zrzucił z mostu do Wisły w okolicach Nowego Dworu Mazowieckiego" - przekazywała prokuratura.

21 maja 2021 roku P. został zatrzymany w Stanach Zjednoczonych i przekazany do dyspozycji polskich organów ścigania.

Proces ruszył pod koniec grudnia. Na pytanie sądu, czy przyznaje się do popełnienia zarzucanego czynu, oskarżony odpowiedział wówczas, że "stosunkowo". - Jeśli dostanę ofertę do negocjacji co do przyznania się, mogę się przyznać - mówił w sądzie. Potem zaznaczył, "że jest odpowiedzialny za zniknięcie matki" oraz że "pochował ciało w rzece".

Czytaj także: