Sąd wydał wyrok w sprawie wypadku drogowego, w którym uczestniczył znany warszawski ratownik wolontariusz Marcin "Borkoś" Borkowski. W orzeczeniu stwierdzono, że poruszał się on pojazdem uprzywilejowanym, a winę za spowodowanie wypadku ponosi kierująca samochodem osobowym.
Marcin "Borkoś" Borkowski przez wiele lat był ratownikiem w stołecznym pogotowiu ratunkowym. Zasłynął tym, że w pierwszych tygodniach pandemii, po dyżurze w karetce, wsiadał na swój motoambulans i już jako wolontariusz dalej udzielał pomocy. W trakcie takiego patrolu, w październiku 2021 roku, na ulicy Radzymińskiej zderzył się z samochodem osobowym.
Zbiórka krwi i długa rehabilitacja
W wyniku odniesionych obrażeń Borkowski przeszedł pięć operacji i prawie 30 dni przebywał w śpiączce. Stan jego określany był jako ciężki. W pierwszych dniach po wypadku ruszyła akcja oddawania krwi dla "Borkosia".
Po wyjściu ze szpitala, dzięki środkom ze zbiórki internetowej, rozpoczął rehabilitację. Jak sam mówił, musiał od nowa nauczyć się chodzić. Obrażenie, jakich doznał podczas zderzenia, były jednak na tyle poważne, że do dzisiaj nie odzyskał pełnej sprawności - nie może w pełni wyprostować prawej ręki, nadal uczestniczy w rehabilitacji.
W czerwcu 2022 roku, ponownie jako wolontariusz, wyjechał na ulice. Motocykl zamienił na samochód, który nazywa "ambulansem szybkiego reagowania". Filmy z akcji ratunkowych oraz wskazówki, jak udzielać pierwszej pomocy, publikuje w mediach społecznościowych.
"Nie ustąpiła pierwszeństwa pojazdowi uprzywilejowanemu"
Sąd uznał, że winę za spowodowanie wypadku ponosi kierująca samochodem osobowym.
"Włączając się do ruchu z miejsca postoju pojazdów znajdującego się przy jezdni ul. Radzymińskiej z zamiarem jazdy w lewo na ul. Radzymińską, nie zachowała należytej ostrożności i nie ustąpiła pierwszeństwa przejazdu pojazdowi uprzywilejowanemu, przez to doprowadziła do zderzenia z jadącym na wprost motocyklem (…) kierowanym przez Marcina Borkowskiego, który uczestniczył w akcji związanej z ratowania życia" - czytamy w orzeczeniu.
- Biegli stwierdzili, że w chwili wypadku poruszałem się z prędkością 57 kilometrów na godzinę - mówi tvnwarszawa.pl "Borkoś".
Sąd, na podstawie dokumentacji medycznej, stwierdził także, że obrażenia, których doznał poszkodowany, "realnie zagrażały życiu".
W związku z tym sędzia Marcin Krakowiak wydał wyrok, w którym skazał kierującą oplem na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata. Kobieta musiała także zapłacić na rzecz ratownika 40 tysięcy złotych oraz ponieść koszty sądowe w kwocie nieco ponad 5200 złotych.
Żadna ze stron nie odwołała się od wyroku, który stał się prawomocny.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24