Jak opisał rzecznik śródmiejskiej policji Robert Szumiata, wszystko zaczęło się 9 października. Tego dnia prawnik oraz właściciele spółki zaczęli otrzymywać pierwsze esemesy i maile z pogróżkami.
- Znana im osoba, były pracownik firmy, przez kolejne cztery dni groził im pozbawieniem życia, zdrowia oraz zniszczeniem mienia, jeśli nie zwrócą mu 58 tysięcy złotych i 200 tysięcy euro, które rzekomo byli winni 48-latkowi za wykonaną dla spółki pracę. Mężczyzna, chcąc zmusić pokrzywdzonych do zwrotu wierzytelności, wysyłał im także zdjęcia granatów hukowo-błyskowych oraz pistoletu grożąc ich użyciem - przekazał policjant.
Atrapa pistoletu i granaty w mieszkaniu
Szumiata podkreślił, że jak tylko zawiadomienie dotarło do policji, zajęli się nią funkcjonariusze ze śródmiejskiego Wydziału do walki z przestępczością przeciwko życiu i zdrowiu. - To oni, mając świadomość zagrożenia, błyskawicznie namierzyli i zatrzymali 48-latka. Podczas przeszukania jego mieszkania oraz samochodu znaleźli atrapę pistoletu oraz granaty hukowo-błyskowe - podał policjant.
Mężczyzna usłyszał już zarzuty. Policja podkreśla, że za to przestępstwo kodeks karny przewiduje do pięciu lat więzienia. - Sąd na wniosek policjantów podjął już decyzję o tymczasowym aresztowaniu podejrzanego - podsumował Robert Szumiata.
W sierpniu informowaliśmy o agresywnym mężczyźnie, który zaatakował pasażerki autobusu:
Autorka/Autor: katke/b
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: KSP