- O użyciu broni gładkolufowej zdecydował dowódca pododdziału zaatakowanego przez agresywną grupę demonstrantów - wyjaśnił rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji Sylwester Marczak, pytany, czy było pozwolenie ze strony dowodzącego akcją.
Rzecznik KSP opowiadał o okolicznościach użycia broni gładkolufowej podczas zamieszek na marszu narodowców. Jak podkreślał, policji zależy na zbadaniu wszystkich wątpliwości.
"Zgody może udzielić dowódca pododdziału"
Radio RMF FM poinformowało, że policjanci zabezpieczający marsz użyli broni gładkolufowej bez zgody dowódcy operacji. "O użyciu broni gładkolufowej zdecydował dowódca pododdziału zaatakowanego przez agresywną grupę demonstrantów. Zrobił to, mimo że dowódca operacji zezwalając na używanie wszystkich środków przymusu bezpośredniego, zastrzegł, że broń gładkolufową można wykorzystywać tylko na jego rozkaz" - czytamy na rmf24.pl.
Rzecznik KSP, zapytany przez PAP o te doniesienia, zaznaczył, że wszystkie okoliczności są wyjaśniane. - To są szczegółowe wyjaśnienia wydziału kontroli. Zależy nam na dokładnym zbadaniu wszystkich wątpliwości, więc proszę o cierpliwość - dodał.
- Tu jednak trzeba pamiętać, że zgody na użycie środków przymusu bezpośredniego może udzielić sam dowódca pododdziału zwartego, gdy zwłoka w użyciu lub wykorzystaniu tych środków groziłaby bezpośrednim niebezpieczeństwem dla życia lub zdrowia - podkreślił nadkom. Marczak.
Konieczność czy nadużycie?
RMF FM podało, że zaatakowani policjanci mieli poczuć, że ich życie i zdrowie są zagrożone. "Wtedy bez rozkazu można używać gumowych kul" - wskazał reporter.
"Część rozmówców RMF FM - wysokich rangą funkcjonariuszy - twierdzi jednak, że policjanci mogą mieć kłopoty. Ich zachowanie może zostać ocenione jako nadużycie. Trwa wyjaśnianie, czy podczas interwencji wystarczyłyby pałki i miotacze gazu pieprzowego. Użycie przez funkcjonariuszy broni może wynikać między innymi z nienależytego wyszkolenia - stwierdził jeden z oficerów" - czytamy dalej na portalu.
Zamieszki podczas marszu
Podczas środowego marszu doszło do starć między demonstrantami a policją. Na rondzie de Gaulle'a w stronę policjantów poleciały kamienie i race. Race wrzucono też do jednego z mieszkań na Powiślu, co spowodowało pożar. W zamieszkach ranny został m.in. 74-letni fotoreporter Tomasz Gutry. Mężczyzna trafił do szpitala postrzelony gumowym pociskiem, który utkwił mu w twarzy. Według jego relacji, policjant miał strzelić z kilku metrów.
W odniesieniu do środowych wydarzeń komendant stołeczny policji nadinsp. Paweł Dobrodziej zapewniał, że policjanci używali broni gładkolufowej wyłącznie wobec chuliganów, a w przypadku fotoreportera był to "nieszczęśliwy wypadek". Policja zapewniła, że okoliczności tej sytuacji zostaną dokładnie wyjaśnione.
Źródło: PAP