W sprawie - jak przekazuje prokuratura - gromadzony jest materiał dowodowy. Były premier miał rzekomo nie oddać byłemu pracodawcy telefonu, komputera oraz samochodu. O sprawie jako pierwsi poinformowali dziennikarze RMF FM. Przekazali oni, że Marcinkiewicz z poprzednim pracodawcą miał rozstać się "w burzliwych okolicznościach".
- Postępowanie prowadzone jest w sprawie, co oznacza, że na obecnym etapie nikomu nie przedstawiono zarzutów - przekazuje rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie Aleksandra Skrzyniarz.
Marcinkiewicz mówi o "nagonce"
Kazimierz Marcinkiewicz zapytany przez nas o prokuratorskie śledztwo stwierdził, że "(Zbigniew - red.) Ziobro robi kolejną nagonkę na jego osobę":
"Chce odwrócić uwagę od złodziejstwa tej władzy i problemów z rolnikami" - przekazuje w oświadczeniu wysłanym do redakcji tvn24.pl.
Były premier podkreśla, że o śledztwie dowiedział się z mediów. Zaznaczył, że u pracodawcy, któremu rzekomo miał nie oddać sprzętu pracował 12 miesięcy. "Otrzymałem wypłatę za pierwszy miesiąc (...) Spółka winna mi jest ponad 70 tys. euro niewypłaconych wypłat i innych należności" - przekazał Marcinkiewicz.
W oświadczeniu wskazuje też, że chodzi o spółkę, która została zamknięta w Luksemburgu i "bez ciągłości prawnej" otwarta przez właścicieli w Londynie. Były premier zaznacza, że "nie posiada żadnego mienia" spółki, w której pracował, bo ona "już nie istnieje". Zaznacza jednak, że ma "zdeponowany" laptop, ale - jak twierdzi Marcinkiewicz - należy on do jeszcze innej spółki (z oświadczenia nie wynika jakiej). Na tym urządzeniu były premier ma rzekomo mieć "zgromadzone informacje dotyczące niedozwolonej działalności luksemburskiej spółki".
Czytaj też: Kazimierz Marcinkiewicz skazany za niepłacenie alimentów byłej żonie.
Dodaje, że już wcześniej opisywał nieprawidłowości w działaniu spółki, dla której przez rok pracował.
bż/gp/b
Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24