Sąd uniewinnił przyjaciela zamordowanego Krzysztofa Olewnika

05.09 | Europejski Trybunał Praw Człowieka zasądził odszkodowanie za śmierć Krzysztofa Olewnika
Sąd uniewinnił głównego podejrzanego w sprawie porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika
W Sądzie Okręgowym w Płocku odbył się drugi proces w głośnej sprawie uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa Olewnika. Do zbrodni doszło ponad 20 lat temu. Uniewinniony został przyjaciel ofiary Jacek Krupiński. Zapadły też wyroki na kolejnych oskarżonych. Wszystkie nieprawomocne.
Kluczowe fakty:
  • To był już drugi proces ws. morderstwa Olewnika. W pierwszym sąd skazał dwóch zabójców i ośmiu innych oskarżonych. Zabójcy i jeszcze jeden z oskarżonych popełnili samobójstwa w zakładach karnych.
  • Obecnie zakończony proces to efekt przeniesienia sprawy przez Zbigniewa Ziobrę z Gdańska do Krakowa. Ustalenia śledczych z Gdańska znacznie różniły się od tych zawartych ostatecznie w akcie oskarżenia, który trafił do sądu w Płocku.
  • Sprawa Olewnika ma wciąż wiele niewyjaśnionych elementów.

Sąd Okręgowy w Płocku uniewinnił Jacka Krupińskiego, który był głównym podejrzanym w tej sprawie. Krupiński to bliski znajomy i wspólnik Olewnika, wyraził przed sądem zgodę na publikację wizerunku i nazwiska.

- Świadkowie wielokrotnie przychodząc przed sąd, składając zeznania, zaczynali swoją wypowiedź od tego, że sami już nie są przekonani, czy to o czym donoszą, to jest ich wiedza, czy wiedza, która jest w pewnym sensie skorelowaniem ich śladów pamięciowych z tym, co usłyszeli później już w toku kolejnych miesięcy, czy też lat od uprowadzenia Krzysztofa. Zwłaszcza, że większa liczba świadków, których sąd przesłuchiwał to osoby, które były osobami zamieszkującymi wokół Krzysztofa – mówiła w uzasadnieniu wyroku sędzia Justyna Wawrzyńczak.

Oceniła też, że Drobin to mała miejscowość, a rodzina państwa Olewnik była tam dobrze znana jako prawdopodobnie największy pracodawca w rejonie. Sędzia dodała, że oczywiste jest zatem, że każdy, kto chociaż raz usłyszał jakąś wiadomość w mediach, a – według niej – były one niejednokrotnie przekręcane, docierały do ludzi i zmieniały ich proces postrzegania.

Ojciec ofiary: wykorzystali moją miłość do syna

Przed ogłoszeniem wyroku głos zabrał także ojciec ofiary. Jak stwierdził, przez tyle lat śledztwa, "zmuszony jest żyć z tym bagażem i prowadzić firmę". - To jest skrajnie ciężkie, a szczególnie teraz, gdzie jestem w podeszłym wieku. Ale tego wątku użalania nad sobą nie chcę przed wysokim sądem komentować - powiedział Włodzimierz Olewnik.

Odniósł się także do wypowiedzi oskarżonych: - Wszyscy naruszyli moje dobra moralne, jak i materialne, wykorzystując moją miłość dla mojego ukochanego syna, za którą oddałbym ostatnią złotówkę - ubolewał.

W akcie oskarżenia krakowski oddział Prokuratury Krajowej zarzucił Jackowi K. udział w zorganizowanej grupie przestępczej o charakterze zbrojnym. Zarzucał mu także porwanie Krzysztofa Olewnika w październiku 2001 r. i przetrzymywanie go do zapłaty 300 tys. euro okupu. Sposób przetrzymywania uprowadzonego miał łączyć się z jego szczególnym udręczeniem, a ostatecznie we wrześniu 2003 r. mężczyzna został zamordowany.

Sąd skazał natomiast dwóch innych oskarżonych. Za doprowadzenie ojca ofiary do niekorzystnego rozporządzenia mieniem Andrzej Ł. usłyszał wyrok 2 lat więzienia w zawieszeniu. Chodziło m.in. o ponad 120 tys. zł oraz nieprawdziwe zapewnienie o możliwości doprowadzenia do uwolnienia porwanego.

Mikołaj B. z kolei dostał za to samo przestępstwo 8 miesięcy w zawieszeniu na trzy lata. W jego przypadku chodziło m.in. o przekazanie 13 tys. zł i wprowadzenie w błąd co do możliwości zidentyfikowania miejsc logowań telefonu używanego przez sprawców uprowadzenia. 

Wśród uniewinnionych, oprócz Krupińskiego, jest Eugeniusz D., ps. Gieniek. W akcie oskarżenia krakowski oddział Prokuratury Krajowej zarzucił mu, podobnie jak Jackowi K., udział w zorganizowanej grupie zbrojnej, która porwała Krzysztofa Olewnika.

Uniewinniony został też Grzegorz K., były samorządowiec z Sierpca, któremu zarzucono m.in. wykorzystanie, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej stanu emocjonalnego i położenia Włodzimierza Olewnika, czyli ojca uprowadzonego, i przekazywanie mu nieprawdziwych informacji oraz wyłudzenie 160 tys. zł.

Proces dotyczący uprowadzenia i zabójstwa Olewnika rozpoczął się przed płockim Sądem Okręgowym w marcu 2022 r. Akta sprawy liczyły wtedy ponad 400 tomów. Już podczas pierwszej rozprawy Jacek K. nie przyznał się do zarzucanych mu czynów, a zarzuty określił jako absurdalne. W mowie końcowej prosił sąd o wnikliwą analizę materiału dowodowego i wydanie sprawiedliwego wyroku.

Nieścisłości w zeznaniach i przerzucenie śledztwa przez ministra Ziobrę

Skomplikowaną sprawę Krzysztofa Olewnika opisywał na łamach tvn24.pl Maciej Duda.

Gdy śledztwo było prowadzone jeszcze przez istniejącą wtedy Prokuraturę Apelacyjną w Gdańsku to prokuratorzy zweryfikowali, czy w ogóle mogło dojść do porwania. Znaleźli nieścisłości w dotychczasowych zeznaniach świadków mówiących o porwaniu i wyjaśnieniach podejrzanych. Było ich pięć.

1. Bandyci nie weszli do domu przez basen. W piątek, policjanci udający bandytów dwukrotnie czekali w polu kukurydzy, w którym skazani za porwanie mieli oczekiwać na sygnał Franiewskiego (herszt skazanych za porwanie – red.) do wejścia do domu. Policjanci przechodzili przez specjalną folię, a później wchodzili do pomieszczenia z basenem. W obu przypadkach zostawiali ślady piasku i błota. Tymczasem, na filmie z oględzin domu Krzysztofa tuż po jego zniknięciu (z soboty 27 października 2001 r. - red.) nie ma żadnych śladów butów na podłodze. Może to także świadczyć o tym, że ktoś te ślady sprzątnął lub bandyci weszli w inny sposób do domu. Każda z tych wersji oznacza jedno: Zniknięcie Krzysztofa wyglądało zupełnie inaczej, niż mówi o tym wersja ustalona w sądzie.

2. Policjant, który posturą przypominał Wojciecha Franiewskiego nie mógłby wejść do domu wspinając się na balkon z tyłu domu. Funkcjonariusz, który grał rolę Franiewskiego był nawet wyższy, a także sprawniejszy od nieżyjącego już bandyty. Mimo, to nie potrafił wejść na balkon. Jedna z wersji wydarzeń zakładała, że Franiewskiemu pomagali gangsterzy z Nowego Dworu Mazowieckiego. Mieli go podsadzić. Śledczy sprawdzili także tę wersję. Policjanta podsadzono. Nie miał możliwości, by podciągnąć się na balkon.

Ponadto na jaw wyszła jeszcze jedna okoliczność. Przypomnijmy, że według obowiązującej wersji Franiewski wszedł do domu, gdy trwała jeszcze impreza (potem otworzył drzwi od pomieszczenia z basenem swoim kompanom). Policjant, który odgrywał rolę bandyty przy próbach wejścia na balkon robił bardzo dużo hałasu. Trudno zatem sądzić, by Franiewski – bandyta z wieloletnim doświadczeniem – był tak nieroztropny, aby wdrapywać się na nieosiągalny balkon, robić przy tym harmider, gdy za oknami bawią się dobrze go znający policjanci z Płocka.

3. Żona Jacka K. (przyjaciela Krzysztofa - red.) nie mogła widzieć porywaczy. Kobieta w swoich zeznaniach szczegółowo opisała mężczyzn, których widziała w nocy przed zniknięciem Krzysztofa w samochodzie stojącym pod latarnią niedaleko jego domu. Na tej podstawie ustalono pózniej jednego z podejrzanych, choć finalnie nie został on oskarżony, a zamiast niego skazano Artura Rechula. Śledczy wsiedli do poloneza, podobnego do tego, którym bandyci mieli wywieźć Krzysztofa. Druga grupa funckjonariuszy jechała tą samą drogą, co żona Jacka K. Nie udało im się rozpoznać, którzy z ich kolegówe siedzą w polonezie.

Trzy lata temu okazało się, że Jacek K., przyjaciel i wspólnik Krzysztofa jest podejrzany o współudział w jego porwaniu. Według oficjalnej wersji, to Jacek K. był pierwszym, który odkrył porwanie Krzysztofa.

4. Sąsiedzi nie słyszeli samochodu porywaczy. Artur Rechul wyjaśniał w prokuraturze i w sądzie, że porywacze przyjechali jego polonezem, a potem tym wozem wywieźli skrępowanego Krzysztofa. Twierdził, że polonez miał urwany tłumik i przez to był bardzo głośny. Jednak pobliscy mieszkańcy zeznawali, że nie słyszeli żadnego auta, w porze, o której porywacze mieli podjeżdżać, a potem wywozić Krzysztofa. Śledczy sprawdzili, że ci sami sąsiedzi musieli bardzo dobrze słyszeć pracujacy na wysokich obrotach silnik poloneza, którym jechali policjanci odgrywający rolę bandytów. Auto miało tłumik, więc robiło mniej hałasu niż wóż porywaczy.

5. Śledczy potwierdzili godziny, w jakich Krzysztof rozwoził po imprezie policjantów bawiących się u niego w domu. Ale pamiętać trzeba, że jeden z niewielu wiarygodnych świadków widział samochód, jakim tej nocy poruszał się Krzysztof o godz. 0:30 na drobińskim rynku, oddalający się od domu. A to był czas, w którym Olewnik miał być uprowadzony.

Prokuratorzy z Gdańska pisali umorzenie śledztwa w sprawie porwania Krzysztofa Olewnika. Szeroko opisali co się nie zgadza w sprawie i dlaczego - ich zdaniem - obowiązująca wersja o porwaniu nie ma pokrycia w ustaleniach śledczych. Jednak wtedy rządy przejęła Zjednoczona Prawica. Decyzją podwładnych Zbigniewa Ziobro postępowanie odebrano gdańskim prokuratorom. Zdecydowano, że gdańskie uzasadnienie umorzenia nie nabierze biegu prawnego.

Sprawę oddano Małopolskiemu Wydziałowi Zamiejscowemu Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji w Krakowie. Kierował nim wtedy zaufany prokurator Zbigniewa Ziobry - Piotr Krupiński. Zdecydował on, że musi być skierowany akt oskarżenia wobec Jacka Krupińskiego (zbieżność nazwisk przypadkowa) i pozostałych podejrzanych. W środę płocki sąd ocenił ten akt oskarżenia. Krupińskiego uniewinniając.

Dwa procesy

Uprowadzenie w 2001 r. i zabójstwo w 2003 r. Krzysztofa Olewnika, syna przedsiębiorcy branży mięsnej z Drobina pod Płockiem, to jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych ostatnich ponad dwóch dekad w Polsce. W pierwszym procesie w 2008 r. płocki Sąd Okręgowy skazał porywaczy, ale wiele wątków sprawy nie zostało wtedy wyjaśnionych. Część z nich sąd badał w obecnym procesie, który rozpoczął się w marcu 2022 roku.

Pierwszy proces w sprawie uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa Olewnika, oparty na akcie oskarżenia Prokuratury Okręgowej z Olsztyna, toczył się od października 2007 r. do marca 2008 r. przed Sądem Okręgowym w Płocku. Na ławie oskarżonych zasiadło wówczas 11 osób. Sąd skazał wtedy dwóch zabójców Krzysztofa Olewnika - Sławomira Kościuka i Roberta Pazika - na kary dożywotniego więzienia, ośmiu innych oskarżonych na kary od roku więzienia w zawieszeniu do 15 lat pozbawienia wolności, a jednego z oskarżonych uniewinnił.

W śledztwie ustalono, że Krzysztof Olewnik był więziony przez porywaczy ze szczególnym udręczeniem, m.in. w garażu przykuty do ściany łańcuchami, a także w betonowej studni na nieczystości, a następnie uduszony, po uprzednim skrępowaniu rąk i nóg oraz nałożeniu foliowego worka na głowę. Podczas porwania i w trakcie przetrzymywania przez porywaczy był dotkliwie bity. Z aktu oskarżenia wynika, iż członkowie grupy, którym postawiono 66 zarzutów, działali szczególnie bezwzględnie. Aby zdobyć pieniądze na utrzymanie więzionego Krzysztofa Olewnika, dokonywali m.in. napadów i rozbojów. Jeden z oskarżonych swą ofiarę polewał wrzątkiem.

Trzech sprawców porwania Krzysztofa Olewnika popełniło samobójstwa w zakładach karnych w Olsztynie i Płocku: szef grupy Wojciech Franiewski jeszcze przed procesem - w 2007 r., a po ogłoszeniu wyroku - Kościuk w 2008 r. i Pazik w 2009 r. Śledztwa w sprawie ich śmierci zostały umorzone.

Nieprawidłowości i drugi proces

W ramach śledztwa przeniesionego w 2018 r. do krakowskiego oddziału Prokuratury Krajowej sporządzony został akt oskarżenia wobec pięciu osób, obejmując m.in. bliskiego znajomego i wspólnika Krzysztofa Olewnika - Jacka Krupińskiego, któremu zarzucono udział w zorganizowanej grupie przestępczej o charakterze zbrojnym oraz udział we wzięciu zakładnika przy użyciu przemocy, przetrzymywanie pokrzywdzonego do zapłaty okupu w kwocie 300 tys. euro, przy czym okres i sposób przetrzymywania uprowadzonego łączył się z jego szczególnym udręczeniem, a ostatecznie we wrześniu 2003 r. został on pozbawiony życia.

Już podczas pierwszej rozprawy Jacek Krupiński nie przyznał się do zarzucanych mu czynów, a zarzuty określił jako absurdalne. Z kolei na koniec procesu, w mowie końcowej, którą wygłosił pod koniec kwietnia tego roku, prosił sąd o wnikliwą analizę materiału dowodowego i wydanie sprawiedliwego wyroku.

Identyczne zarzuty, jak Jacek K., w tym udziału w zorganizowanej grupie zbrojnej, która porwała Krzysztofa Olewnika, przedstawiono także Eugeniuszowi D., ps. Gienek.

Aktem oskarżenia objęto też Grzegorza K., byłego samorządowca z Sierpca, któremu zarzucono m.in. wykorzystanie, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, stanu emocjonalnego i położenia Włodzimierza Olewnika, czyli ojca uprowadzonego, i przekazywanie mu nieprawdziwych informacji oraz wyłudzenie 160 tys. zł. Zarzuty doprowadzenia Włodzimierza Olewnika do niekorzystnego rozporządzenia mieniem przedstawiono również dwóm innym oskarżonym, w tym Mikołajowi B. - chodzi m.in. o przekazanie 13 tys. zł i wprowadzenie w błąd co do możliwości zidentyfikowania miejsc logowań telefonu używanego przez sprawców uprowadzenia oraz Andrzejowi Ł. - chodzi m.in. o ponad 120 tys. zł i nieprawdziwe zapewnienie o możliwości doprowadzenia do uwolnienia porwanego.

Akt oskarżenia w tej sprawie trafił z krakowskiego oddziału Prokuratury Krajowej do Sądu Okręgowego w Płocku pod koniec czerwca 2021 r. Zebrany materiał dowodowy liczył ponad 400 tomów. Proces ruszył pod koniec marca 2022 r.

W jego trakcie w charakterze świadków sąd przesłuchał m.in. bliskich Krzysztofa Olewnika, w tym ojca Włodzimierza, siostry Danutę i Annę, a także detektywa Krzysztofa Rutkowskiego, którego po porwaniu rodzina Olewników zatrudniła do poszukiwań uprowadzonego oraz policjantów biorących udział we wszczętym wtedy śledztwie. Jako świadek zeznawała także Katarzyna R., wdowa po Wojciechu Franiewskim, szefie grupy porywaczy.

Jednym ze świadków był również Ireneusz P., ps. Bokser, Bokserek, pochodzący, podobnie jak rodzina Olewników, z Drobina. W pierwszym procesie w latach 2007-2008 Sąd Okręgowy w Płocku skazał go na 14 lat więzienia z możliwością warunkowego przedterminowego zwolnienia po odbyciu kary 12 lat. W obecnym procesie był on świadkiem chronionym. Zeznawał ubrany w kominiarkę i kamizelkę kuloodporną, w asyście policjantów, w specjalnie zabezpieczonej sali poza głównym budynkiem sądu.

W nietypowych okolicznościach wyjaśnienia w procesie złożył też jako oskarżony, przebywający w Meksyku Mikołaj B. Do przesłuchania wykorzystano wtedy pomoc polskiej ambasady i połączenie wideo. Nie przyznał się on do zarzucanych mu czynów. Zgodził się jednocześnie odpowiadać na pytania stron. Po tym, jak zaczął mówić o swych związkach w czasach młodości z grupą przestępczą, jak to określił - największą wówczas w Wielkopolsce - i o późniejszych kontaktach z CBŚ, na wniosek prokuratury sąd wyłączył jawność rozprawy z uwagi na ważny interes państwa.

Podczas jednej z rozpraw obecnego procesu, we wrześniu 2024 r., sąd oznajmił stronom, że nie dojdzie do planowanego uprzednio przesłuchania w charakterze świadków brata i matki Roberta Pazika, ponieważ - jak ustalono - oboje już nie żyją. Pełnomocnik rodziny Olewników przekazał wtedy, że zmarł także inny świadek - były policjant, który pomagał bliskim Krzysztofa Olewnika w poszukiwaniach po uprowadzeniu.

Gdy obecny proces ruszał przed Sądem Okręgowym w Płocku, ojciec Krzysztofa Olewnika ocenił, że wśród pięciu oskarżonych brakuje osób, które zdecydowały o porwaniu. „Nadal ta ława oskarżonych jest za krótka. Nie ma decydentów” - mówił w marcu 2022 r. Włodzimierz Olewnik. „W tej sprawie nic nie idzie tak, jak powinno iść” - dodał wówczas. W obecnym procesie występował jako oskarżyciel posiłkowy.

Czytaj także: