Zjechał na linie do jubilera w Arkadii. Za "filmowy skok" grozi mu 10 lat

Nagranie ze sklepowego monitoringu (wideo bez dźwięku)
Źródło: ksp
Wszedł do galerii handlowej i ukrył się w technicznych pomieszczaniach. Potem przez wentylację dostał się do jubilera i zsunął po kupionej wcześniej linie. Ukradł biżuterię i zegarki za ponad 700 tysięcy złotych. Dziś w areszcie czeka na proces.

Pod koniec grudnia do sądu trafił akt oskarżenia przeciwko Yevheniejowi K., podejrzanemu o dokonanie w listopadzie ubiegłego roku kradzieży z włamaniem do jubilera.

"Oskarżony przyznał się do popełniania zarzucanego mu czynu i złożył wyjaśniania, w których opisał przebieg kradzieży. Rozpoznał siebie na zabezpieczonych nagraniach z monitoringu Galerii. Wyjaśnił ponadto, że skradzione rzeczy przekazał za kwotę 30 tysięcy złotych mężczyźnie, by ten sprzedał rzeczy w lombardzie" – informuje w komunikacie Prokuratura Okręgowa w Warszawie.

Jak tłumaczą śledczy, głównym oskarżonym jest K., ale w odrębnym śledztwie badany jest wątek osoby, która miała pomóc w kradzieży.

Mężczyźnie przedłużono areszt tymczasowy do 10 lutego. Grozi mu do 10 lat więzienia.

Kradzież jak z filmu

Zdaniem policji, która badała sprawę, kradzież miała iście filmowy przebieg: mężczyzna zaczekał do zamknięcia centrum handlowego. Gdy opuścili je klienci i pracownicy, wykorzystał szyb wentylacyjny, by dotrzeć do salonu jubilerskiego. Po linie zjechał wprost na jego zaplecze. Tam dostał się do sejfu i zabrał z niego biżuterię oraz markowe zegarki warte ponad 700 tysięcy złotych.

Później, jak informowała policja, wyszedł tą samą drogą i do momentu otwarcia galerii czekał w toalecie. Rano niepostrzeżenie się wymknął.

Pomogły badania DNA

Dzięki nagraniom z monitoringu udało się ustalić wizerunek podejrzanego. To co zarejestrowały kamery, doprowadziło śledczych do informacji, skąd pochodziła lina wykorzystana do napadu. - Mężczyzna kupił ją dzień wcześniej w supermarkecie, na terenie tego samego centrum handlowego - wyjaśniał Robert Szumiata ze śródmiejskiej komendy rejonowej.

Do ustalenia tożsamości podejrzanego przyczyniła się też praca techników kryminalistyki. - Na miejscu przestępstwa zostały ujawnione i zabezpieczone ślady DNA - tłumaczył policjant.

Po sprawdzeniu policyjnych baz okazało się, że zabezpieczony ślad pokrywa się z tym, który wcześniej znaleźli niemieccy funkcjonariusze. - Mężczyzna w czerwcu 2017 roku dopuścił się identycznego przestępstwa w Niemczech, gdzie był już notowany za inne czyny i poszukiwany Europejskim Nakazem Aresztowania – mówił Szumiata.

W czerwcu tego roku 35-latek został zatrzymany, gdy próbował wjechać do Polski przez przejście w Hrebennem. Śledczy przewieźli go do Warszawy, gdzie trafił do aresztu i usłyszał zarzuty.

ml/r

Czytaj także: