Instytut Pileckiego uhonorował Mariannę, Władysława i Stasię Banaszków, którzy zostali zamordowani za pomaganie Żydom w czasie okupacji niemieckiej. Po raz pierwszy w ramach projektu "Zawołani po imieniu" udało się nawiązać kontakt z potomkinią ocalonego rabina.
"Zawołani po imieniu" to Polacy, którzy za pomoc i ratowanie Żydów w czasie II wojny światowej zapłacili swoim życiem. Instytut Pileckiego przypomina ich historię i upamiętnia tablicą na kamieniu. Ostatnią odsłonięto we wtorek w Markach - jest poświęcona pamięci rodziny Banaszków.
- W ramach akcji upamiętnione zostały już 32 osoby. Dziś dołączą do nich Marianna, Władysław i Stasia z rodziny Banaszków. Cieszę się, że są z nami podczas tej uroczystości nie tylko ich bliscy, ale także mieszkańcy Marek, którzy w ten sposób pielęgnują pamięć o swoich mieszkańcach – powiedziała wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego profesor Magdalena Gawin. - Jeśli ktoś oddaje życie za niewinnych to śmierć cofnie swój wyrok. I my dzisiaj, przywołując po imieniu panią Mariannę, Władysława i Stasię Banaszków, cofamy ten wyrok - podkreśliła.
"Przywracamy pamięć w sensie dosłownym"
W rozmowie dziennikarzami Gawin zwróciła uwagę, że wtorkowe upamiętnienia to efekt długich poszukiwań w archiwach. - Również ta strona społeczna jest bardzo ważna. W takich przypadkach, gdy ginie cała rodzina, nie ma kontynuatorów pamięci. Często te boczne gałęzie rodziny dowiadują się od badaczy Instytutu Pileckiego, jakie były losy ich przodków. Przywracamy pamięć w sensie dosłownym, wołamy po imieniu, pamiętamy o tych, którzy zapłacili największą cenę – mówiła minister Gawin.
Dyrektor Instytutu Pileckiego Wojciech Kozłowski wyjaśnił, czym projekt "Zawołani po imieniu" różni się od odznaczeń nadawanych przez izraelski instytut Yad Vashen: - Liczba Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, siedem tysięcy osób, odznaczonych przez Yad Vashem jest liczbą zidentyfikowaną przez tenże instytut. Oni mają swoje kryteria przydzielania tych odznaczeń. Natomiast "Zawołani po imieniu" są projektem skoncentrowanym na ofiarach czy też na Polakach, którzy zostali zamordowani za pomoc Żydom.
Kozłowski podkreślał też, że upamiętnienia, takie jak to w Markach, pozwalają odkrywać kolejne podobne historie, docierać do nowych źródeł.
"Dali mojej rodzinie nie tylko schronienie"
Instytut Pileckiego odnalazł w Izraelu wnuczkę rabina Reuvena Ben-Shema (Rubina Feldszuha), uratowanego przez rodzinę Banaszków. Podczas uroczystości odczytana została wypowiedź Sharon Ben-Shem Da Silvy. Wnuczka ocalonego rabina w nagraniu wykonanym przez Instytut Pileckiego podkreśliła ogromną wdzięczność dla rodziny Banaszków.
- Myślę, że nie możemy oceniać nikogo. Nie oceniam nawet tych, którzy nie pomogli, bo nie każdy naraziłby tak swoją rodzinę. Naprawdę bardzo doceniamy to, że rodzina Banaszków zaryzykowała swoje życie, żeby ukryć moją rodzinę i innych ludzi, bo tam było więcej ludzi niż tylko moja rodzina. To jest coś niezwykłego, to wymagało wiele odwagi, bo wiedzieli przecież, że ich życie jest zagrożone - podkreśliła Sharon Ben-Shem Da Silvy.
Zwróciła uwagę, że rodzina Banaszków nie tylko dała jej rodzinie schronienie, ale również życzliwą opiekę i szacunek. - Nie wiem co stałoby się z moich dziadkiem, gdyby nie znalazł schronienia u rodziny Banaszków. Oni uratowali jego życie. Na szczęście później udzielano mu pomocy, przedostał się do Izraela i założył nową rodzinę. Bez tego nie byłoby mnie na świecie. I dlatego jestem bardzo wdzięczna rodzinie Banaszków. Wiem, że ich rodzinę spotkał tragiczny koniec – bardzo nam z tego powodu przykro - podsumowała wnuczka ocalonego Rubina Feldszucha.
Rozstrzelali całą rodzinę
Ministerstwo Kultury przypomniało, że w momencie wybuchu II wojny światowej Marianna Banaszek i jej dorastające dzieci Władysław, Wiktoria i Stanisława mieszkali w miejscowości Pustelnik niedaleko Warszawy. W czasie okupacji często głodowali. "Szukając dodatkowego źródła utrzymania, wspólnie zdecydowali się wynajmować swój dom Żydom zbiegłym z getta. Schronienie w domu Banaszków znalazło wielu Żydów, byli wśród nich m.in. Abram Frank oraz członkowie rodzin Szpak, Kossower i Feldszuh" - czytamy w komunikacie.
Jesienią 1943 roku Banaszkowie zostali ostrzeżeni o planowanej rewizji mieszkania przez Niemców. Marianna pomogła Żydom potajemnie opuścić kryjówkę, wiedząc, co może im grozić, jeśli zostaną odnalezieni. Rankiem żandarmi rozpoczęli rewizję. W domu zastali tylko dzieci, Marianna w tym czasie była w kościele.
Niemcy odnaleźli schron pod podłogą, co potwierdzało prawdziwość informacji na temat pomocy Żydom. Dzieci Władysław i Stanisława zostały zabrane do cegielni w Markach, tam rozstrzelane i pogrzebane. Marianna została zastrzelona w przedsionku domu, kiedy tylko wróciła z kościoła. Pochowano ją w ogrodzie. - Następnie ich kolejna córka zginęła w Warszawie, prawdopodobnie odszukana przez folksdojcza, który tutaj odegrał istotną rolę w prześladowaniu tej rodziny - wyjaśniła Gawin.
Po wojnie ciała Marianny, Władysława i Stanisławy Banaszków zostały przeniesione na cmentarz w Markach.
Za pomoc Żydom zapłacili życiem
Nazwa projektu "Zawołani po imieniu" nawiązuje do wiersza Zbigniewa Herberta "Pan Cogito o potrzebie ścisłości", wzywającego do precyzyjnego policzenia ofiar "walki z władzą nieludzką". Instytut Pileckiego rozpoczął go 24 marca 2019 roku w Sadownem – w Narodowy Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką.
Projekt poświęcony jest tym, którzy oddali życie za pomoc żydowskim sąsiadom. Naukowcy przeczesują archiwa, aby odnaleźć zapomniane historie i przywrócić je lokalnym społecznościom. Bohaterów upamiętniają zaś kamieniami z tablicami w miejscach zdarzeń.
Źródło: PAP, tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Patrycja Mic, Instytut Pileckiego