Jest wyrok w głośnej sprawie sprzed blisko dziewięciu lat. Warszawski sąd uznał, że Konrad P. jest winny wykorzystania seksualnego kobiet, które przesłuchiwał jako prokurator. Ofiar w tej sprawie było aż 19.
To sprawa, jakiej wcześniej nie było w historii polskiej prokuratury. Zdarzało się, co prawda, że prokuratorzy byli oskarżani o żądanie bądź przyjmowanie łapówek. Ale nigdy w takiej formie i w takiej skali.
W poniedziałek, blisko dziewięć lat po zatrzymaniu i blisko siedem, od kiedy skierowano akt oskarżenia, Sąd Rejonowy dla miasta stołecznego Warszawy wydał wyrok w tej sprawie i skazał Konrada P. na osiem lat więzienia.
Oględziny ciała
Zaczęło się od przestępstwa, jakich tysiące. Na początku maja 2010 roku w centrum handlowym na warszawskiej Ochocie policja zatrzymała kobietę podejrzaną o próbę kradzieży. Postępowanie prowadził oskarżyciel z tamtejszej prokuratury rejonowej - prokurator Konrad P., wówczas 36-letni, dziś 45-latek.
Kobieta została zawieziona na przesłuchanie. W jego trakcie, jak wynika z ogłoszonego w poniedziałek wyroku, Konrad P. nakłonił ją, by się rozebrała. Pretekstem była "konieczność przeprowadzenia oględzin ciała", by znaleźć na nich znaki szczególne. Podejrzana zdjęła całe ubranie, łącznie z bielizną. Prokurator zlustrował je.
Ale na tym się nie skończyło. Konrad P. przedstawił też podejrzanej propozycję, w której miał obiecać, że złoży w sądzie wniosek o warunkowe umorzenie jej postępowania karnego w zamian za seks.
Pokój 211
Kobieta powiadomiła o sprawie przełożonych P., a ci policję. Funkcjonariusze zajmujący się zwalczaniem korupcji przygotowali zasadzkę. W budynku prokuratury przy ulicy Wiślickiej, w pokoju o numerze 211, w którym urzędował prokurator założono, jak relacjonowały później media, ukryte kamery i mikrofony.
12 maja 2010 roku podejrzana ponownie stawiła się w prokuraturze. Konrad P. zamknął drzwi na klucz i rozebrał się. Miał przy sobie paczkę prezerwatyw. Gdy był już nagi, do środka weszli policjanci.
Pod koniec 2010 roku Konradowi P. został uchylony immunitet, który chronił go jako prokuratora. Wówczas też zostały mu postawione zarzuty dotyczące przekroczenia uprawnień oraz żądania korzyści osobistej.
Ale to nie był koniec sprawy.
18 innych pokrzywdzonych
Śledztwo przeciwko Konradowi P. prowadziła Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga. Czyli z zupełnie innego terenu Warszawy. Chodziło o to, by uniknąć zarzutu braku bezstronności.
Nadzorująca je prokurator zdecydowała się zbadać sprawy, którymi zajmował się oskarżyciel z Ochoty. Przeanalizowała dochodzenia i śledztwa Konrada P.
W przypadkach, w których podejrzanymi były kobiety, wzywała je na przesłuchanie.
W ten sposób dowiedziała się o 18 innych pokrzywdzonych, które w ciągu dwóch lat przed swoim zatrzymaniem miał skrzywdzić lub próbować skrzywdzić prokurator P. Części z nich proponował seks, niektóre doprowadził do bezprawnego rozebrania się pod pozorem oględzin ciała.
Jak podkreślał sąd w wyroku, P. działał na szkodę pokrzywdzonych, naruszając ich "prawo do czci i nietykalności osobistej".
Po ponad sześciu latach
Akt oskarżenia przeciwko Konradowi P. trafił do sądu w 2012. Wyrok zapadł w poniedziałek, po ponad sześciu latach.
Ze względu na dobro pokrzywdzonych kobiet sprawa toczyła się za zamkniętymi drzwiami. Jawne było jedynie ogłoszenie wyroku. Jego uzasadnienie już nie.
Z odczytanej w poniedziałek przez sędzię Annę Ziembińską sentencji wyroku wynika, że Konradowi P. przedstawiono łącznie 20 zarzutów. We wszystkich został uznany za winnego. Był oskarżony między innymi o przekroczenie uprawnień, żądanie korzyści osobistej oraz doprowadzenie do obcowania płciowego przez "nadużycie stosunku zależności lub wykorzystanie krytycznego położenia".
Groziło mu do dziesięciu lat więzienia. Sąd skazał go na osiem. Dodatkowo orzekł wobec Konrada P. zakaz wykonywania zawodu prokuratora przez dziesięć lat. Okres takiego zakazu nie biegnie jednak, gdy skazany znajduje się w więzieniu.
Dodatkowo Konrad P. będzie musiał zapłacić ponad 10 tysięcy złotych kosztów sądowych.
Oskarżonego nie było w sądzie podczas ogłaszania wyroku.
Orzeczenie nie jest prawomocne.
Piotr Machajski