Mężczyzna został przesłuchany we wtorek wieczorem. Po złożeniu wyjaśnień został wypuszczony do domu.
Jak zaznaczył Robert Opas z komendy stołecznej, 39-latek przyznał się do używania drona w czasie niebezpiecznego incydentu w okolicy Piaseczna. - Przyznał do tego, że faktycznie mniej więcej w tym czasie używał tego urządzenia. Zostało ono zabezpieczone. Zachodzi duże prawdopodobieństwo, że rejestrowało tor swojego lotu, więc najważniejszą kwestią będzie opinia biegłych - jaki był tor lotu i kiedy ta maszyna była używana - wyjaśnił.
- Jeśli potwierdzi się, że to ta maszyna, mężczyźnie za spowodowanie zagrożenia w ruchu powietrznym może grozić nawet do 8 lat więzienia - zaznaczył.
Gdyby dron wleciał w silnik lądującego samolotu, mogłoby dojść do katastrofy. Na pokładzie Embraera było 113 osób.
Jak dodał Opas, 39-latek nie miał wcześniej problemów z prawem. - Jest to osoba nienotowana, niekarana - powiedział policjant.
Mężczyzna jest przesłuchiwany przez policję
Niebezpieczny incydent
Do zdarzenia doszło w poniedziałek, gdy samolot Lufthansy lecący z Monachium do Warszawy podchodził do lądowania od strony Piaseczna. Piloci w odległości stu metrów zauważyli wtedy drona. Udało im się jednak bezpiecznie wylądować i powiadomić wieżę.
W rejon zdarzenia wysłano śmigłowiec operacyjny i patrole policji. Teren sprawdził też śmigłowiec wojskowy, ale ani drona, ani jego właściciela nie udało się wtedy namierzyć.
O SPRAWIE CZYTAJ WIĘCEJ NA TVN24.PL
Dron blisko zderzenia z samolotem
Piloci zauważyli, że zaledwie 100 m od ich maszyny latał dron
jk,PAP, eos/ja, /ran