Choć ratownicy zgłaszają problemy od miesięcy, na bezpośrednie negocjacje z własnym dyrektorem musieli poczekać. Jak twierdzą, pierwsze rozmowy odbyły się dopiero trzy dni temu.
Warto przypomnieć, że pierwszą petycję z prośbą o rozmowy warszawscy ratownicy złożyli 30 lipca. Później w ramach protestu wzięli wolne. 1 września na ulice Warszawy nie wyjechało ponad 30 karetek. Pomagali strażacy i śmigłowce Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. W kolejnych dniach do ogólnopolskich negocjacji włączyło się Ministerstwo Zdrowia, które 21 września ogłosiło porozumienie z ratownikami. Koniec protestu, minimum 40 złoty za godzinę i dodatki wyjazdowe plus 30 procent - to wynik negocjacji. Jednak minister Adam Niedzielski porozumiał się tylko z jednym związkiem. Wielu ratowników z Warszawy, ale też innych miast nie chce tych warunków zaakceptować.
- Rozmawia się tylko z wybranymi grupami po to, żeby legitymizować te władze i legitymizować w ogóle ich decyzje - uważa dr hab. Tomasz Słomka, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
W czwartek nie doszli
Z początkiem października przyszła ponowna wzmożona niedyspozycja ratowników. Do premiera trafiło też pismo z prośbą o zmianę dyrekcji warszawskiego pogotowia. Wreszcie 5 października dyrektor firmy Meditrans Karol Bielski spotkał się z ratownikami, ale bez konkretnych propozycji, czekają na środki z ministerstwa.
Jednak pieniędzy do tej pory nie ma. Po czwartkowych negocjacjach nie wiadomo, czy i jakie pieniądze trafią do ratowników. - Do porozumienia nie doszło. Dyrekcja proponuje nam tak naprawdę te minimalne stawki - powiedział reporterce TVN24 Damian Stachowiak, ratownik medyczny, który uczestniczył w rozmowach z dyrektorem Bielskim.
- Koszty życia w Warszawie są dużo wyższe niż w innych miastach, My mamy również największe obłożenie wyjazdami w całym kraju - stwierdził Michał Gościński, również ratownik stołecznego pogotowia.
Po czwartkowej odsłonie rozmów dyrekcja Meditrans odmówiła komentarza i odesłała do członkini zarządu województwa mazowieckiego Elżbiety Lanc, która miała wspierać negocjacje - pogodzić ratowników i firmę dla dobra pacjentów.
- Te kwoty, które wynikają z tych zaproponowanych przez ministra zdrowia, są nie wystarczające do pokrycia oczekiwań ratowników - przyznała Elżbieta Lanc. - Warto pomyśleć o dodatku tak zwanym stołecznym, jak my to nazywamy - dodała.
"Około 100 wypowiedzeń leży na stole"
Na razie konkrety ze strony firmy nie padły, nie wiadomo też, kiedy dojdzie do rozmowy o pieniądzach. W piątek strony spotkają się w urzędzie, aby łagodzić konflikt. - Wierzę, że jutrzejsze spotkanie (piątkowe - red.), które ma się odbyć przyniesie "spotkanie w pół drogi" - powiedziała Lanc.
Bo ratownicy w pogotowiu warszawskim coraz częściej nie chcą pracować. - Na tę chwilę około 100 wypowiedzeń leży na stole pana dyrektora - powiedział Gościński. - Karetki będą stały puste, mało tego - one nie będą stały puste, bo ratownicy strajkują, one będą stały puste, bo tych ratowników już nie będzie - dodał.
Tylko w czwartek pogotowie kilkukrotnie musiał wspierać śmigłowiec. Leciał m.in. do omdlenia i duszności. - Normalnie w takich warunkach szybciej, w miejskiej, zwartej zabudowie dojedzie karetka - przyznała Justyna Sochacka, rzeczniczka Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. O ile są w niej ratownicy.
Autorka/Autor: Karolina Bałuc
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvnwarszawa.pl