Padłe i wygłodzone kozy na warszawskiej wyspie. Została połowa stada

Na wyspie odkryto padłe kozy

Na wyspie odkryto padłe kozy
Na wyspie ujawniono martwe kozy
Źródło: TVN24

Było 60, została połowa. W niedzielę wieczorem służby odkryły wygłodzone i padłe kozy na wyspie położonej pomiędzy mostem Gdańskim a mostem Grota-Roweckiego.

O sprawie poinformował Piotr Świstak z Komendy Stołecznej Policji. - W niedzielę o godzinie 17.30 otrzymaliśmy zgłoszenie od inspektorów do spraw ochrony zwierząt, że na wyspie w okolicy mostu Gdańskiego ujawniono martwe kozy - mówił w rozmowie z tvnwarszawa.pl.

I dodał, że na miejscu odkryto 12 szkieletów kóz przysypanych ziemią i 30 żywych wygłodzonych zwierząt.

"W stanie zagrożenia życia i zdrowia"

Jak dodał Dawid Fabjański z fundacji Animal Rescue, zgłoszenie o martwych zwierzętach wpłynęło od mieszkańca spacerującego w okolicach wyspy. Jeszcze tego samego dnia lekarz weterynarii wraz z wolontariuszami zszedł na wyspę, gdzie podał zwierzętom leki i wdrożył leczenie.

- Lekarz ocenił ich stan zdrowia i zakwalifikował kilkanaście sztuk jako znajdujących się w stanie zagrożenia życia i zdrowia - mówił. I poinformował, że dzień później na miejsce przyjechać miał także technik kryminalistyki.

Z kolei, jak przekazał w poniedziałek rano Jerzy Jabraszko ze straży Miejskiej, Ekopatrol który również zjawił się na miejscu nie stwierdził tam obecności martwych zwierząt. - Wezwany lekarz podejrzewa, że część może być trochę chora. Poproszono o możliwość przewiezienia ich do lecznicy, bo nie dysponujemy odpowiednio dużym i dostosowanym sprzętem - mówił.

"Kozy zaczęły chorować i padać"

Zwierzęta znajdowały się pod opieką mężczyzny, który zajmował się nimi na polecenie właściciela, cudzoziemca Abdula.

- W pewnym momencie - jak opowiada pan Bolesław - kozy zaczęły chorować i padać. Najpierw martwe wrzucał do Wisły, potem miał prosić Abdula o łopatę, której nie otrzymał. Zaczął je zakopywać w piachu, gdzie teraz leżą - relacjonował reporter TVN 24 Paweł Łukasik. I dodał, że pracownicy miejskiego Zarządu Zieleni zajmują się tą sytuacją.

- Założenie miasta było takie - i to jest zapisane w umowie - że kozy sprowadzone były po to, aby utrzymać efekt ekologiczny - tłumaczyła Renata Kuryłowicz z Zarządu Zieleni. Jak dodała, pełna odpowiedzialność za bezpieczeństwo, zdrowie i ewentualny transport zwierząt spoczywała na właścicielu stada. – Jedyne co sprawdzaliśmy, to fakt czy liczba zwierząt jest odpowiednia w stosunku do zapisów w umowie - mówiła.

Jak poinformowała Kuryłowicz, właściciel nie zgłaszał sytuacji, że zwierzęta padły, - Jedyne co powiedział, to że stado atakują systematycznie duże psy. Zdaje się, że w zeszłym tygodniu był kolejny atak - podała. I podsumowała, że sytuacja badana jest obecnie przez powiatowego lekarza weterynarii i lekarza z Lasów Miejskich.

Pozostało 30 sztuk

Na miejscu nie ma właściciela. - W niedzielę policja zatrzymała jedną osobę, trwa namierzanie właściciela. Zobowiązany jest, żeby stawić się na komendę - poinformował Fabjański z Animal Rescue.

Na wyspie cały czas przebywa 30 pozostałych sztuk ze stada. Jak informowaliśmy kilka miesięcy temu na tvnwarszawa.pl, kozy miały być "naturalnymi kosiarkami", by przygotowywać legowiska dla ptaków.

Czytaj także: