Tam było wszystko - tak Bazar Różyckiego wspominają jego najdawniejsi klienci. Historię tego miejsca opowiada najnowsze słuchowisko stworzone przez Muzeum Warszawskiej Pragi. Opowieść zmontowana ze wspomnień i dźwięków powstała na bazie 500 godzin archiwalnych nagrań.
Najnowsze słuchowisko dokumentalne Muzeum Warszawskiej Pragi nosi tytuł "Bazar Różyckiego. Tam było wszystko". Jego premiera odbyła się 8 czerwca.
- To już nasze trzecie słuchowisko, w związku z czym już trochę okrzepliśmy w tej formie, dlatego zależało nam, by traktowało ono o czymś specjalnym. A co może być bardziej wyjątkowego i charakterystycznego dla Starej Pragi niż Bazar Różyckiego, który mieści się notabene tuż obok naszej siedziby. Słuchowisko powstało z naszych zbiorów Archiwum Historii Mówionej. Po przesłuchaniu 500 godzin nagrań, 400 relacji świadków historii wybraliśmy kilkadziesiąt cytatów, krótkich fragmentów, które stworzyły swoistą opowieść o Bazarze - opowiada o projekcie kustosz placówki i autorka scenariusza Anna Mizikowska.
Jak relacjonuje, te fragmenty przeplatają się w formie dialogu "tak, jakby stanęła grupka ludzi i wspominała". - Starałam się, by słuchowisko przybliżało dzieje bazaru przez pryzmat takich osobistych wspomnień. Ludzie opowiadają na przykład do jakiego kupca chodzili i jakie miał towary, a także co generalnie można było kupić oraz usłyszeć na Bazarze. Bo te dźwięki to również bardzo istotna część ich wspomnień - szum targowiska, okrzyki przekupek, kapela, która chodziła po bazarze i przygrywała, krzyki milicjantów, którzy łapali rzezimieszków, nawoływania do gry w trzy karty - opisuje.
Okrzyki przekupek, muzyka kapeli, krzyki hazardzistów i milicjantów
- Te wszystkie dźwięki opisane przez ludzi zostały dodatkowo zilustrowane przez nas, ponieważ całe słuchowisko ma swoistą formę wycieczki w czasie. To takie zanurzenie się w dźwięku, dlatego cała warstwa słowna została nałożona na dźwięki bazaru, połączona z okrzykami przekupek, co jakiś czas przechodzi koło nas kapela grająca bardzo charakterystyczną przedwojenną piosenkę, nieformalny hymn dzielnicy "Chodź na Pragie", we współczesnym wykonaniu Kapeli Czerniakowskiej - mówi Mizikowska.
Zależało jej - jak tłumaczy - by to była opowieść o wszystkim, co działo się na Bazarze Różyckiego. - Ciekawe jest, że pomimo iż bazar funkcjonuje już bardzo długo, bo co najmniej 130 lat, to w zasadzie nie tak znów wiele się na nim zmieniało, mimo tak wielu przemian historycznych wokół. Ale rozkład Bazaru, to czym handlowano, kto przychodził, jacy byli kupcy, jak się zachowywali, podlegał tak naprawdę bardzo niewielkim zmianom przez cały ten okres zapamiętany przez świadków historii. A nasza najstarsza wspominająca urodziła się w 1918 roku i przychodziła na bazar z babcią już jako mała dziewczynka - zauważa.
Od dokumentów przez broń i waluty po kwiaty i książki
Słowno-dźwiękowa opowieść o Bazarze zaczyna się więc w późnych latach 20. XX wieku i kontynuowana jest w zasadzie aż do czasów obecnych. - Nie jest w niej jakoś ściśle zachowana chronologia. Zaznaczenie tej granicy czasowej występuje w zasadzie głównie w przypadku drugiej wojny, która była jednak okresem odmiennym także na bazarze. Staramy się też nie mówić jakoś specjalnie o tym, co będzie, choć zostawiłam nadzieje prażan wyrażane w naszych wspomnieniach co do rozwoju Bazaru i takie marzenia, że on będzie trwał, nadal przyciągał, na nowo rozkwitnie. Mówimy także, dlaczego zaczął upadać - zaznacza muzealniczka.
- Jednak głównie koncentrujemy się na tym, że - tak jak w podtytule - tam było wszystko. Faktycznie wymieniane jest absolutnie wszystko, co można było kupić: od dokumentów przez broń, wszystkie waluty, ubrania w pierwszych komisach z lat pięćdziesiątych, które na bazarze się pojawiły, po wyroby rzemiosła, książki, kwiaty i zwykłe sprawunki spożywcze - podkreśla.
Jednak Bazar Różyckiego to jej zdaniem przede wszystkim historia ludzi. - Bo kto z nas wie lub pamięta dzisiaj, jak się nazywa ktoś, kto sprzedaje mu książki. A jest między innymi w tych relacjach opowieść o pani Zosi, która przez trzydzieści lat miała na bazarze skrzynię z książkami i w momencie kiedy zniknęła, a skrzynia została, zaczęto się niepokoić, czy nic się nie stało. Uświadomiono sobie wtedy, jak wyglądała, skąd przyjeżdżała autobusem do pracy i tak dalej. Są też wspomnienia o dawno zapomnianych kupcach żydowskich, którzy przecież przed wojną stanowili część handlujących. Wymieniane są panie, które sprzedawały warzywa, z imienia i nazwiska. To więc też taki bardzo intymny portret tego Bazaru - mówi.
- Jest również między innymi wspomnienie pani, która zamiast pracować jako robotnica w Wedlu, wybrała sprzedaż herbaty i kawy i - jak opowiadała - ona, jej matka i jeszcze dwie studentki się z tego całkiem nieźle utrzymywały. Niestety nie mamy jednak nagranych zbyt wielu kupców, ponieważ w momencie kiedy zaczęliśmy gromadzić historię mówioną, bazar już mocno podupadał. A zależało mi na tym, żeby to były wyłącznie głosy prażan, żeby nie uzupełniać tego żadną relacją "zewnętrzną". Są to więc głównie klienci bazaru, ale za to wieloletni - zaznacza Anna Mizikowska.
"Trafiały tam rzeczy wynoszone po cichu z fabryk"
Odnosząc się do swoistego fenomenu Bazaru, podkreśla, że można na niego różnie patrzeć. - Począwszy od jego genezy, czyli czasów kiedy Julian Różycki zdecydował się udostępnić posiadane przez siebie działki na bazar. To był moment, kiedy zaczęto likwidować handel w tym rejonie, takie samorzutnie rozwijające się stoiska robiące bałagan od strony Targowej. I nakazano, by kupcy działali w jednym miejscu. I już w tym momencie bazar zaczął pełnić istotną rolę, bo skupił wszystkich, którzy normalnie byli w różnych miejscach - opowiada.
W czasach powojennych zaś bazar był miejscem, gdzie można było kupić to, czego w sklepach nie było. - Bo trafiały tam rzeczy wynoszone po cichu z fabryk, wyroby rzemieślnicze, które bardziej opłacało się sprzedać tutaj, niż próbować puścić przez obieg oficjalny. Oczywiście, nie ukrywajmy, trafiały tam też rzeczy kradzione, ale także na przykład pyzy, taka wizytówka bazaru, przez długi czas były towarem nielegalnie sprzedawanym, "spod fartuszka", ponieważ ówczesne służby sanitarne próbowały walczyć ze sprzedawanym w ten sposób jedzeniem - relacjonuje Mizikowska.
- Poza tym Bazar Różyckiego był dużym, barwnym miejscem i skupiał bardzo wiele osobowości, w związku z tym myślę, że ten folklor, o którym się tak dużo mówi w kontekście Pragi, troszeczkę dojrzewał również na bazarze. Mam tu na myśli na przykład te okrzyki, które bardzo charakterystycznie pokazywały sposób tutejszego mówienia, myślenia. Ale także sama ta rzesza ludzi, czasem było to ponad sto tysięcy kupujących i sprzedających, również miała wielkie znaczenie dla jego legendy - ocenia.
Jej zdaniem wśród mieszkańców Pragi jest ogromny sentyment, potrzeba "takiego powrotu do lat świetności bazaru". - Szczególnie że prażanie odbierali bazar trochę jako magnes przyciągający ludzi z innych stron. Przyjeżdżano tu bowiem nie tylko z lewej strony Wisły, ale też z innych miast i miejscowości, a nawet zza wschodniej granicy. To było miejsce, do którego warto było przyjść, swoista wizytówka Pragi. I wydaje się, że to jest coś, co prażanom nadal się marzy - wyjaśnia Mizikowska.
Niestety materiału nie można odsłuchać w internecie. Trzeba się pofatygować do siedziby muzeum przy Targowej. - Słuchowiska można wysłuchać w sali wystawowej, w najstarszej z naszych piwnic, z końca XVIII wieku. Będzie dostępne do końca roku. Można przyjść, wygodnie usiąść i posłuchać. Jest dość długie, bo ma 60 minut, ale zostało tak zbudowane, by było jak podczas wizyty na bazarze, że można wejść i wyjść, kiedy się chce i posłuchać tego, co akurat wpadnie nam w ucho. Jest sporo anegdot, wspomnień o muzyce, żartach i sztuczkach sprzedających, o alejce złodziei, w której można było różne rzeczy zobaczyć, dużo zarobić albo dużo stracić. To takie odwzorowanie tego bazaru przez lata, spacer przez jego różne części. Najbarwniejsze, najbardziej warte zapamiętania wspomnienia o nim - dodaje kustosz Muzeum Warszawskiej Pragi.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Piotr Bakalarski / tvnwarszawa.pl