W mediach społecznościowych krąży opis incydentu, o którego miało dojść w piątek wieczorem w miejskim autobusie. Wedle autorki wpisu, kierowca z premedytacją, trzykrotnie przytrzasnął drzwiami muzułmańską rodzinę z wózkiem, która próbował wysiąść z pojazdu.
"Przy ulicy Ryżowej, kierowca autobusu numer 517 (...), podczas wysiadania specjalnie trzykrotnie przyciął wózek z małym dzieckiem wysiadającej muzułmańskiej parze. Kierowcy nie są od demonstrowania swojego rasizmu, swoich poglądów, kto może jeździć autobusem, a kto nie. Mają nas wszystkich bezpiecznie dowieźć. To jest niedopuszczalne. Może zaraz będzie apartheid, kto może korzystać z komunikacji, a kto nie" - napisała oburzona kobieta. Wpis został wielokrotnie udostępniony, dlatego szybko obiegł internet.
"Trzykrotnie przyciął wózek"
Autorka uznała zachowanie kierowcy za celowe i zgłosiła sprawę do Zarządu Transportu Miejskiego. Udostępniła numer boczny i rejestrację autobusu. W sobotę przedstawiciel ZTM nie potrafił potwierdzić, że skarga wpłynęła, ale obiecał, że sprawdzi to w poniedziałek.
W komentarzach szybko rozgorzała się dyskusja. Internauci dzielili się podobnymi obserwacjami.
"Trzy lata temu byłem świadkiem takiej sytuacji: do tramwaju biegła para Azjatów w średnim wieku. Pani motornicza zatrzymała się dłużej na przystanku, otworzyła specjalnie przed nimi drzwi, a kiedy już dobiegali, zamknęła je im przed nosem" - czytamy w jednym z nich.
Ale pojawiały się również komentarze polemiczne. Autorzy dowodzą, że mógł to być przypadek. Na jednym z lokalnych portali pojawił się list czytelnika, który twierdzi, że temat "zna od podszewki",a fachowość tekstu zdaje się to potwierdzać. Dowodzi on, że technicznie niemożliwe jest, aby kierowca "machał drzwiami", bo przycisk otwierania/zamykania działa z 2-sekundowym poślizgiem. Zwraca również uwagę, że czujniki w drzwiach same je uchylają, gdy zarejestrują przeszkodę.
Przewoźnik wyjaśni
W związku z tym o komentarz poprosiliśmy rzecznika prasowego Miejskich Zakładów Autobusowych, które obsługują linię 517. Przyznaje, że o sprawie dowiedział się od nas, ale obiecuje, że się jej przyjrzy.
- Nie tolerujemy żadnych zachowań wymierzonych przeciwko pasażerom. Przekażemy sprawę do wyjaśnienia odpowiedniej zajezdni - zapewniał nas Adam Stawicki, rzecznik prasowy MZA. Ale wyjaśnić sprawę będzie bardzo trudno, bo w autobusie nie ma monitoringu. - Dlatego prosimy o kontakt wszystkie osoby, które były świadkami zdarzenia, ewentualnie posiadają nagrania filmowe - dodał Stawicki.
Rzecznik zapewnił, że przewoźnik sprawdzi stan techniczny autobusu, co pozwoli ustalić, czy opisywane zachowanie kierowcy było zamierzone (o ile w ogóle miało miejsce), czy doszło do usterki.
We wtorek rzecznik MZA powiedział nam, że kierowca nie przypomina sobie sytuacji. - Nie zgłosili się do nas żadni świadkowie, nie mamy jakichkolwiek dowodów przeciwko kierowcy - podsumował.
Zobacz również: Niebezpieczny manewr autobusu. "Skręcał na czerwonym":
Niebezpieczny manewr autobusu
kz/b
Źródło zdjęcia głównego: Facebook, tvnwarszawa.pl