Nie znały się. W noc, w którą wspólnie zginęły, wracały razem z pasterki. Na przejściu dla pieszych w podwarszawskiej Kobyłce śmiertelnie potrącił je 22-letni kierowca. W poniedziałek rozpoczął się jego proces.
W wigilijną noc Katarzynę obudził partner. - Powiedział, że jest już po drugiej, a Angeliki nie ma w pokoju - opisywała podczas poniedziałkowej rozprawy w wołomińskim sądzie matka 16-latki.
"Zacząłem mieć dziwne myśli"
Dziewczyna spędziła wigilię z rodziną, później pomogła przy myciu naczyń i poszła na pasterkę.
- Córka zawsze pisała SMS-y, że się spóźni - mówiła dalej matka nastolatki. Jednak tej nocy się nie odezwała. Partner matki zaczął jej szukać. - Myślał, że zagadała się z koleżankami. Później zadzwonił do mnie i powiedział, że Angelika nie żyje. Miałam jej osiemnastkę wyprawić, a nie pogrzeb - mówi kobieta.
16-letnia Angelika nie była jedyną ofiarą. Oprócz niej w wypadku zginęły też dwie kobiety: 43-letnia i 70-letnia.
Krzysztof o śmierci matki dowiedział się rano w Boże Narodzenie. - Kiedy widzieliśmy się w Wigilię wieczorem, mama siedziała w fotelu i oglądała pasterkę. Powiedziała, że w tamtym roku nie była w kościele, to w tym pójdzie. Rano zobaczyłem, że jej łóżko jest pościelone, puste. Zacząłem mieć dziwne myśli. Dzwoniliśmy do mamy, jednak telefon milczał - opowiadał w sądzie.
Krzysztof oraz matka 16-letniej Angeliki są w rozpoczętym w poniedziałek procesie oskarżycielami posiłkowymi. Nikt z bliskich trzeciej ofiary, 43-letniej kobiety, nie przyszedł do sądu.
Tajne wyjaśnienia
Za kierownicą białego, firmowego citroena berlingo siedział 22-letni Grzegorz W.
- Zawsze bardzo zorientowany na swoją rodzinę, na rodzeństwo. Odpowiedzialny - opisywał kierowcę jego ówczesny pracodawca.
- Mój syn jeździł spokojnie. Młodsze dzieci nie bały się z nim jeździć - przekonywała matka oskarżonego.
Jednak według prokuratury tego dnia mężczyzna "umyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu lądowym", "nie zachował szczególnej ostrożności" w rejonie przejścia dla pieszych i "nieumyślnie spowodował wypadek".
Według biegłych w miejscu, gdzie obowiązuje ograniczenie prędkości do 60 km/h, jechał ponad 90 km/h.
Czy miał coś na swoją obronę? Czy wyraził skruchę? Czy przeprosił bliskich zmarłych kobiet? Tego nie wiemy, bo sędzia Robert Żak utajnił tę część rozprawy, w której oskarżony składał wyjaśnienia. - Jest młody, pierwszy raz w sądzie, co może mieć wpływ na wyjaśnienia - argumentowała jego adwokat Ewa Radlińska. Sąd się z tym zgodził, a prokurator Damian Zawadka nie oponował.
Powiedziała, żeby zwolnił
O przebiegu zdarzenia opowiedziała też znajoma oskarżonego - Zuzanna. W chwili wypadku siedziała w fotelu pasażera. Jako jedyna z przesłuchanych w poniedziałek świadków zeznawała pod przysięgą.
Grzegorz wspominał swojej matce o Zuzannie, ale - jak oceniła ona podczas rozprawy - dziewczyna była jego znajomą, "do związku tam było daleko".
- Miałam spotkać się z Grześkiem i pojechać do naszego kolegi. Nie weszliśmy do środka, bo byli tam znajomi, których nie chciałam widzieć. Odjechaliśmy. Jechaliśmy dość szybko, Grzesiek był zamyślony. Mówiłam coś do niego, a on nie odpowiadał. Tak było przez całą drogę - zeznawała.
Zaznaczyła, że nie obserwowała licznika, ale chwilę przed wypadkiem powiedziała Grzegorzowi W., żeby zwolnił. Kilkanaście sekund później zauważyła ludzi na pasach.
Stali na poboczu, płakali
- Krzyknęłam: "o Boże, ludzie!". Grzegorz zaczął hamować, ale nie zdążył. Po uderzeniu wysiedliśmy z samochodu. Grzegorz krzyczał, żeby dzwonić po karetkę, na policję. Krzyczał: "chyba ich zabiłem", a do mnie, że mnie przeprasza, że nie widział tych ludzi - opisywała świadek.
O tym, co się działo na miejscu zdarzenia, mówił też inny świadek. Jak relacjonował, tej nocy wspólnie z narzeczoną wracali z pasterki.
- Zauważyłem nadjeżdżający samochód z przeciwka z osobą na masce. Zatrzymaliśmy się. Pod pojazdem z lewej strony wystawały nogi. Kobieta ubrana na ciemno leżała na brzuchu, nie dawała oznak życia. Drugie ciało leżało w rowie. Sprawdziłem, serce nie biło. Na lewym poboczu w zaroślach było trzecie ciało - opisywał. W kolejnym przesłuchaniu jego partnerka dodawała: - Na poboczu stały dwie osoby, chłopak i dziewczyna. Byli przytuleni i płakali.
Biegli wykluczyli
W trakcie badań toksykologicznych w organizmie oskarżonego znaleziono ślady marihuany.
- Jak się trzy dni wcześniej bierze narkotyki, to się nie wsiada do samochodu - skomentowała matka Angeliki.
Adwokat oskarżonego dopytywała, skąd ten wniosek.
- Czytałam opinie biegłego i z tego wnioskuję, że brał narkotyki trzy dni wcześniej - odpowiedziała matka.
Koleżanka W. stwierdziła, że Grzegorz "popalał marihuanę", ale zapewniła, że w dniu wypadku tego nie robił. Takiego samego zdania byli biegli. Wykluczyli, by podczas zdarzenia 22-latek był pod wpływem środków odurzających.
"Chcę wrócić do domu"
Na koniec rozprawy mec. Ewa Radlińska złożyła wniosek o uchylenie tymczasowego aresztu. Podkreślała, że kluczowy świadek, czyli pasażerka samochodu, którym kierował W., został już przesłuchany. Zamiast aresztu adwokat zaproponowała kaucję w kwocie 10 tysięcy złotych i dozór policyjny.
- Mieszkam 400 metrów od sądu, będę się zgłaszał codziennie. Chcę po prostu wrócić do mamy i rodzeństwa - mówił oskarżony.
Sąd jednak nie wyraził na to zgody. Grzegorzowi W. grozi do ośmiu lat wiezienia.
Klaudia Ziółkowska