Sąd Okręgowy Warszawa-Praga zwiększył karę dla Grzegorza W., mężczyzny, który w pasterkę 2017 roku śmiertelnie potrącił trzy osoby na pasach. - To życia mojej córce nie zwróci, ale sześć lat to lepszy wyrok - powiedziała tuż po wyjściu z sali matka zmarłej 16-latki.
Bliscy 16-letniej Angeliki, 43-letniej Violetty i 70-letniej Jadwigi z trudem przyjęli wyrok sądu pierwszej instancji. Wtedy - w lutym 2019 roku - Grzegorz W, który w wigilię, na przejściu dla pieszych w Kobyłce śmiertelnie potrącił ich bliskich, usłyszał wyrok cztery lata więzienia i czteroletni zakaz prowadzenia pojazdów.
- Za psa jest więcej! - komentowali wówczas rozgoryczeni członkowie rodzin zmarłych. I zapowiadali apelację.
We wtorek sprawa trafiła ponownie na wokandę. Sąd Okręgowy Warszawa-Praga zajął się właśnie apelacją od wyroku z lutego.
"Kara nie będzie oddziaływała na społeczeństwo"
Zarówno prokuratura, jak i pełnomocnicy rodzin pokrzywdzonych domagali się, żeby Grzegorz W. w więzieniu spędził nie cztery a sześć lat. Przekonywali, że kara jest niewspółmierna do tego, co do dziś przeżywają rodziny zmarłych, a sam oskarżony powinien jeszcze długo mieć zakaz siadania za kółko.
- Piesze przechodziły przez przejście dla pieszych w sposób prawidłowy. To oskarżony rażąco złamał przepisy ruchu drogowego – przypominała pełnomocnik jednej z rodzin.
- Szkoda jest nienaprawialna. Zginęły trzy osoby, które zachowywały się prawidłowo, które nie mogły zrobić nic więcej - wtórowała jej adwokat reprezentująca drugą rodzinę.
Według biegłego, w miejscu gdzie obowiązuje ograniczenie prędkości do 60 km/h Grzegorz W. jechał ponad 90 km/h. Nie zwolnił przed przejściem dla pieszych. A - jak zeznali świadkowie - drogę znał.
– Miał pełne rozeznanie warunków jazdy. Miał czas na refleksję. Nie został zaskoczony. To nie było przyśpieszenie pod impulsem. Oskarżony jechał z wysoką prędkością przez długi czas, nocą. Wyrok czterech lat więzienia, za śmiertelne potracenie trzech osób nie będzie oddziaływał na społeczeństwo - przekonywali pełnomocnicy pokrzywdzonych.
I dalej zwracali uwagę na brak skruchy u oskarżonego. - Grzegorz W. na sali sądowej zwrócił się do rodzin ze słowem "przepraszam". Nic więcej nie zrobił. Skrucha powinna być skruchą rzeczywistą, skierowaną do pokrzywdzonych, a oni powinni tę skruchę zaakceptować. A tego nie było - przekonywali.
Nie chciał apelacji
Innego zdania była obrońca oskarżonego Ewa Radlińska, która jeszcze w lutym zapowiadała, że również złoży w tej sprawie apelację.
We wtorek jednak wniosła o utrzymanie pierwszego wyroku w mocy. - Mój klient okazał się osobą nad wyraz dojrzałą. Nie chciał składania apelacji w sprawie. Do wyroku podszedł z pokorą - powiedziała.
Przypomniała, że W. miał dobrą opinię w pracy. - Nie miał problemów z prawem. Pracował jako kierowca. Nigdy nie dostał nawet mandatu. Odnoszę wrażenie, że umyka to, że do tragedii doszło nieumyślnie - dodała.
Wyrok zwiększony
Jednak to sądu nie przekonało. Sędziowie zdecydowali się zmienić wyrok i podwyższyli karę do sześciu lat więzienia. Orzekli też dłuższy niż w wyroku pierwszej instancji zakaz prowadzenia pojazdów - na 10 lat.
Sędzia Zenon Stankiewicz w uzasadnieniu orzeczenia stwierdził, że "stopień społecznej szkodliwości jak i przede wszystkim stopień winy oskarżonego należy określić jako znaczny".
- Tu nie chodzi tylko o tragiczne skutki w postaci śmierci trzech osób, które w żaden sposób nie przyczyniły się do spowodowania zdarzenia. Chodzi przede wszystkim o to, że oskarżony w niezbyt korzystnych warunkach pogodowych, kiedy na jezdni pozostawały jeszcze kałuże wody, przekroczył dopuszczalną prędkość dość znacznym rozmiarze. W terenie, gdzie mógł rozwinąć 60 km/h, rozwinął prędkość do 96 km/h - argumentował sędzia Stankiewicz.
Sędzia przypomniał, że bezpośrednio przed spowodowaniem wypadku, przed wjechaniem na przejście dla pieszych, pasażerka która jechała z Grzegorzem W. prosiła go, aby zwolnił.
- Ta kara pozbawienia wolności powinna być na tyle dla oskarżonego dolegliwa, by w przyszłości wiedzieć jakimi konsekwencjami kończy się nieprzestrzeganie elementarnych zasad ruchu drogowego - powiedział sędzia Stankiewicz.
"Ja mu nie wybaczam"
- To było nie do pomyślenia. Cztery lata za zabicie trzech osób to za mało. Nikt mojej córce nie zwróci życia – skomentowała wyrok matka 16-letniej Angeliki.
- Ja mu nie wybaczam - dodała.
Wtorkowy wyrok sądu jest prawomocny. Grzegorza W. nie było we wtorek na sali.
Źródło: tvnwarszawa.pl