To był mecz mistrza z wicemistrzem, wicelidera z liderem. Minus piętnaście na termometrach, stadion wypełniony w połowie, a na boisku działy się niesamowite rzeczy.
Legia zagroziła tylko raz, w pierwszej minucie, gdy Eduardo nie potrafił wpakować piłki do pustej bramki. Mógł być gol, mistrz powinien prowadzić.
Za chwilę w Warszawie zaczęły się rządy Jagiellonii i oblężenie bramki Arkadiusza Malarza. Jakimś cudem jeszcze obronił strzał Romana Bezjaka, a dobitka zatrzymała się na ciele Artura Jędrzejczyku.
Po kwadransie Jadze przybyło argumentów. Za brutalny faul z boiska wyleciał pomocnik Legii Domagoj Antolić. Sędzia posłużył się systemem VAR i pokazał Chorwatowi czerwoną kartkę. Chyba miał rację, bo Piotr Frankowski omal nie stracił stopy.
Gol anulowany
W każdym razie Antolić już nie grał, a Frankowski za chwilę strzelił gola. Piłkarze Jagiellonii zasłużenie prowadzili. Legia była do tego momentu bezradna, rozpaczliwie się broniła. Tyle że goście zbyt wcześnie cieszyli się z gola. Sędzia znów użył VAR-u. Chwila przerwy i tym razem Daniel Stefański podjął decyzję korzystną dla legionistów. Bramkę anulował, ale z jakiego powodu, trudno powiedzieć. Czy dopatrzył się pozycji spalonej i kiedy, a może gdzieś faulu? Tylko on to wie, bo wielokrotne powtórki nie dały odpowiedzi.
Legia stłamszona
Jagiellonia nie zamierzała się zatrzymywać. Po pół godzinie miała oddanych 11 strzałów na bramkę Malarza, Legia ledwie dwa. Bramkarz mistrzów Polski bronił nogami, rękami, wyrastał na bohatera wieczoru. Do 43. minuty Malarz wychodził ze wszystkich akcji obronną ręką. Wtedy pierwszy raz się pomylił, gdy wyciął w polu karnym Bezjaka. Arvydas Novikovas strzelił gola do szatni, w sektorze gości zapanowała euforia. Jagiellonia prowadziła i to naprawdę zasłużenie. Grała imponująco, a dla gospodarzy to był najniższy wymiar kary. Niech przemówią statystyki, do przerwy wyglądało to tak: 3:15 strzałach, 0:5 w strzałach w światło bramki, 33:67 procent w posiadaniu piłki.
Gwóźdź do trumny Owszem, Legia grała w osłabieniu, ale to nie tłumaczy, dlaczego dała się tak stłamsić. W drugiej połowie musiała zaryzykować, jeśli chciała skończyć z jakimś punktem. Niby się starała, ale celnego strzału jak nie mogła oddać, tak nie oddała. Jagiellonii pozostało czyhać na jakąś jedną sytuację, żeby dobić rywalem. Katem gospodarzy mógł zostać Novikovas, który raz uciekł obrońcom, był sam przed Malarzem, nawet go przerzucił, ale piłka odbiła się tylko od słupka. Karol Świderski w przedostatniej minucie już się nie pomylił. To był gwóźdź do trumny Legii.
Mistrz kraju pokonany. Jagiellonia liderem, z trzypunktową przewagą nad warszawskim zespołem.
Legia Warszawa - Jagiellonia Białystok 0:2 (0:1) Bramki: Arvydas Novikovas (44-karny), Karol Świderski (88) Czerwona kartka za drugą żółtą: Marko Vesović (90+2) Czerwona kartka: Domagoj Antolic (15).
twis