Do zdarzenia doszło w piątek po południu. Skodą jechała matka z dziećmi. Nagle w bok auta uderzył seat. Do rozbitego samochodu podbiegło trzech mężczyzn, wybili szyby i zabrali dzieci. Kobieta została przewieziona do szpitala. Wszyscy mężczyźni zostali zatrzymani, wśród nich był ojciec.
- W sobotę w nocy dwóm z mężczyzn zostały przedstawione zarzuty - informuje Sylwester Marczak rzecznik Komendy Stołecznej Policji.
Zarzuty dla ojca i drugiego mężczyzny
Policja do sprawy zatrzymała trzech mężczyzn. - Jeden z nich został przesłuchany w charakterze świadka - tłumaczy rzecznik.
Mężczyzna nie usłyszał zarzutów, ponieważ policjanci na tym etapie śledztwa uznali, że był na miejscu zdarzenia, jednak "nie brał w nim udziału".
- Drugi z zatrzymanych usłyszał zarzut z artykułu 160 kodeksu karnego, który mówi o narażeniu na niebezpieczeństwo. Grozi mu trzy lata więzienia, zdecydowano o dozorze policyjnym - mówi Sylwester Marczak.
Z kolei ojciec dzieci usłyszał cztery zarzuty. Według policji, po pierwsze naraził matkę i dzieci na niebezpieczeństwo, po drugie spowodował u kobiety uszczerbek na zdrowiu, po trzecie zniszczył mienie.
- Czwarty zarzut dotyczy znęcania - podaje rzecznik. Jak dalej tłumaczy, policja nie będzie udzielała komentarza w sprawie tego zarzutu.
Udało nam się jednak ustalić, że ofiarą mogła być żona mężczyzny. Również nieoficjalnie wiemy, że on miał prawa rodzicielskie, dlatego nie przedstawiono mu zarzutu dotyczącego porwania dzieci.
Prokuratura wnioskowała o areszt dla ojca. - Sąd nie uwzględnił wniosku o tymczasowy areszt. Zdecydował o dozorze policyjnym i zakazie zbliżania się do pokrzywdzonej - przekazał nam w niedzielę po południu prokurator Łukasz Łapczyński.
"Wybijane szyby, wyciągane są dzieci"
Dwie dziewczynki, półtoraroczna i czteroletnia, początkowo trafiły pod opiekę policjantów i lekarzy. Teraz są już z matką.
- Od początku wszystko wskazywało na to, że mamy do czynienia z więcej niż jednym sprawcą. Dochodzi do zderzenia, wybijane są szyby i przez nie wyciągane są dzieci. Okoliczności wskazywały, że doszło do poważnego zdarzenia – mówił w piątek Sylwester Marczak.
kz/mś