Konflikt o bazarek "Na Dołku" przeniósł się na ulice. I to dosłownie: mieszkańców Ursynowa uraczono właśnie mobilnymi reklamami z komunikatem radnego Piotra Karczewskiego.
Spór trwa od dwóch lat. Targowiskiem zarządza Stowarzyszenie Kupców-Inwestorów Giełdy "Na Dołku", na czele którego od dekady stoi Piotr Karczewski, radny PO. Łączenie funkcji od dawna przeszkadzało dzielnicowej opozycji. Ostatnio poważne wątpliwości zgłaszał też wojewoda Zdzisław Sipiera (PiS), który nakazał radzie wygasić mandat.
Radny postanowił się bronić i przekonać mieszkańców o swojej niewinności. Za broń służą mu zaś mobilne reklamy.
"Smutne i żałosne"
Pojawiły się w różnych miejscach Ursynowa. To samochody z przyczepami lub same przyczepki, skądinąd zajmujące miejsca parkingowe w okolicy, w której ciągle jest z nimi problem.
Na przyczepkach ze stelażami wiszą ogłoszenia, na których nie mogło zabraknąć dużego zdjęcia samego radnego.
Obok czytamy: "Bezprecedensowy atak na Bazarek Na Dołku to polityczny plan! Nie damy się skłócić z naszymi klientami".
Radny informuje też, że kilku lokalnych działaczy chce zniszczyć bazarek, by pokazać, że władze Ursynowa nie zadbały o niego. Twierdzi, że padają propozycje niemożliwych lokalizacji, tylko po to, "żeby Bazarek nie przeniósł się tam, gdzie to ma sens".
Mieszkańcy są oburzeni. Ale nie tym, co opisuje radny, tylko jego pomysłem. Wymieniają się zdjęciami "reklam" i komentują:
"Ursynów to nie jarmark, ani żaden bazarek i takie przyczepki z politycznymi sloganami w mojej skromnej opinii szpecą naszą okolicę. Może niech Pan sobie załatwia swoje interesy poza przestrzenią publiczną".
"Kuriozalny bilbord. Z daleka nieczytelny (jakiś pan z filuternym zarostem pisze, że nie da się skłócić z klientami), po przeczytaniu widzimy bzdury i kłamstwa. Wszystko to na smutnej przyczepie, która blokuje mieszkańcom miejsca parkingowe. Smutne i żałosne".
"Podejście spiskowe - ktoś rzekomo próbuje go "skłócić z sąsiadami"? Nie, mieszkańcy Polaka nie chcą u siebie bazaru, bo nie, a nie bo ktoś ich do tego nakłonił".
Negatywnych komentarzy jest kilkadziesiąt. Zniesmaczeni są też aktywiści. - Jak tu nie mówić o konflikcie interesów, skoro radny wystawia takie plakaty, które promują jego działalność gospodarczą na Ursynowie, to niezły obciach dla Platformy Obywatelskiej? - komentuje Piotr Skubiszewski, były radny, prezes stowarzyszenia Otwarty Ursynów.
"Element komunikacji społecznej"
Co na to Karczewski? - To element komunikacji społecznej - odpowiada. - Sugeruje się nam, że mamy rzekomy konflikt z mieszkańcami. To nie prawda, ale czarny PR działa i wielu ludzi pyta nas o to. Dlatego zdecydowaliśmy się na tę formę komunikacji społecznej, aby dotrzeć do jak największej liczby zainteresowanych osób - dodaje.
Zapewnia przy tym, że wybrał okres świąteczny, gdy walka o miejsca parkingowe zdecydowanie słabnie. - Ewentualne zajęcie nie jest dotkliwe - przekonuje.
Tymczasem na Ursynowie cały czas trwa dyskusja o nowej lokalizacji targowiska. W dotychczasowym miejscu (u zbiegu Płaskowickiej i al. KEN) zostać może, ze względu na rozpoczynająca się budowę Południowej Obwodnicy Warszawy. Kupcy muszą wynieść się stamtąd do końca czerwca. Dokąd?
Karczewski i jego stowarzyszenie apelowali, by przenieść ich na drugą stronę ulicy, przy Polaka. Sprzeciwili się temu mieszkańcy. Twierdzili, że targowisko oszpeci okolicę i zdewastuje zieleń. Decyzja - choć czasu zostało już niewiele - wciąż nie została podjęta.
kz/r