- Proszę sobie wyobrazić, że teraz, gdy Polska objęła prezydencję w Unii Europejskiej, w podziemiach pod Placem Defilad można by zwiedzić Muzeum Pamięci Komunizmu. Podziemne Forum Wolności, które nie zbiera pamiątek po PRL, tylko pokazuje, że to właśnie w Polsce zaczęły się zmiany, które objęły całą Europę... - snuje wizję Czesław Bielecki.
Wizja ta nie zrealizuje się ani za naszej prezydencji, ani po niej. Ratusz porzucił właśnie projekt przygotowany przez politycznego oponenta Hanny Gronkiewicz-Waltz.
Muzeum pod Pałacem, Pałac w muzeum
Projekt Muzeum Komunizmu SocLand powstał na długo, zanim Bielecki - jako kandydat popierany przez Prawo i Sprawiedliwość - wystartował w wyborach na prezydenta Warszawy. Wspólnie z Andrzejem Wajdą i Jackiem Fedorowiczem architekt promował go od lat, a za kadencji Lecha Kaczyńskiego przekazał miastu gotową koncepcję architektoniczną. SocLand miał się znaleźć pod placem Defilad. Przez szklane zadaszenie przestrzeni muzealnych widać byłoby największy eksponat: Pałac Kultury i Nauki.
Ratusz koncepcję przyjął i powołał dwa zespoły, które miały ją dopracować, i zrealizować. W między czasie sytuacja polityczna się jednak zmieniła. Władzę w stolicy objęła Hanna Gronkiewicz-Waltz. Z projektu wprawdzie nie zrezygnowała (możliwość jego realizacji przewiduje nawet plan miejscowy dla pl. Defilad), ale też szczególnie go nie hołubiła. Bielecki tymczasem zbliżył się do PiS i w ostatnich wyborach wystarował jako niezależny kandydat z poparciem opozycji.
Pierwszy efekt "Godziny pytań"?
Choć przegrał wybory, nie przestał angażować się w lokalną politykę. Pod koniec czerwca zaproponował "Godzinę pytań" - chciał, by raz w miesiącu, na sesji Rady Warszawy prezydent miasta odpowiadał na pytania mieszkańców. Ci mieliby je zadawać za pośrednictwem radnych.
Przygotował też obszerną broszurę z pytaniami, które jego zdaniem powinny zostać zadane w pierwszej kolejności.
Pomysł nie spotkał się z odzewem ratusza. - Prezydent miasta ma dyżury. Można się zapisać na spotkanie i dokładnie przedstawić swoją sprawę - zapewnia Agnieszka Kłąb z zespołu prasowego urzędu miasta. - To lepsze, niż proponowany przez pana Bieleckiego maraton pytań na sesji - przekonuje.
Likwidacja w odpowiedzi
Bardziej przychylna była opozycja. Radni PiS Jarosław Krajewski i Michał Dworczyk sięgnęli do broszury przygotowanej przez Bieleckiego. Wybrali pytanie o efekty działania zespołów zajmujących się Muzeum Komunizmu i zadali je ratuszowi w formie interpelacji.
Ratusz odpowiedział na nią 25 lipca: - "W związku ze spowolnieniem gospodarczym, uniemożliwiającym podjęcie przez Miasto zobowiązań związanych z powołaniem nowej instytucji kultury, zapadła decyzja o rozwiązaniu zespołu". Zarządzenie w tej sprawie, Hanna Gronkiewicz-Waltz wydała już 8 lipca.
W dalszej części odpowiedzi na pytanie radnych, ratusz wyjaśnią, że drugi zespół, funkcjonujący w ramach stołecznego zarządu rozbudowy miasta, prowadzi szereg działań. I wymienia m.in. przygotowanie dokumentacji budowlanej, opracowanie koncepcji ekspozycji, ale też organizację międzynarodowej konferencji "Komunizm do Muzeum" czy wystaw. Nie wiadomo, czemu zajmuje się tym SZRM, instytucja powołana do nadzorowania miejskich inwestycji.
Rezygnują "na tę chwilę"
Próbowaliśmy ustalić, co likwidacja zespołu oznacza dla samego muzeum. Na pytanie, czy miasto rezygnuje w ogóle ze stworzenia tej instytucji, ratusz odpowiedział, że "na tę chwilę tak" i przyznał, że z projektem Bieleckiego miał jeszcze jeden problem. - Jego realizacja w drodze postępowania konkursowego - a tak chcieliśmy to zrobić - stała się niemożliwa jeszcze z jednego powodu. Pan Bielecki chciał mieć wyłączność na realizację muzeum w PKiN - mówi Agnieszka Kłąb.
- Jak można ogłaszać konkurs na coś, co jest już gotowe? To ja wymyśliłem, żeby muzeum umieścić w Pałacu Kultury i w ten sposób całkowicie odwrócić symbolikę tego budynku. Nie można teraz zrobić konkursu na wymyśloną już koncepcję, to bez sensu - odpowiada Bielecki. I dodaje: - Nie mogę dać sobie ukraść pomysłu, który nieodpłatnie przekazałem miastu.
Jego zdaniem, cała sytuacja ma jednak plusy. - Zlikwidowano zespół, który był zbędny. Nie realizował swoich zadań, a generował koszty. To pokazuje, jak bardzo potrzebna jest "Godzina pytań" - broni swojego pomysłu. I zapewnia, że wciąż wierzy, że muzeum kiedyś powstanie. - To ciągle jest słuszna idea, która została wpuszczona w magmę urzędniczo-biurokratyczną. Będzie czekać na nowe władze, które nie będą pozorowały działań zasłaniając się kilkoma zespołami "do spraw" - zapewnia architekt.
Karol Kobos