Radni chcą świateł na wszystkich przejściach przez aleję KEN

Wypadek na Ursynowie
Źródło: Tomasz Zieliński, tvnwarszawa.pl
Radni Ursynowa zaapelowali do władz Warszawy o zamontowanie świateł na wszystkich pasach alei KEN. Dyrektor ZDM nie odmawia. Ale przypomina, że są inne sposoby na dbanie o bezpieczeństwo pieszych i apeluje, by nie podejmować decyzji pod wpływem emocji.

Ten wypadek wstrząsnął mieszkańcami Kabat. Na przejściu dla pieszych nieopodal ostatniej stacji metra potrącone zostały dwie osoby. Ojciec i syn. Jednego z nich nie udało się uratować, 49-latek zmarł w szpitalu. Nie miejscu nie było (i nie ma) sygnalizacji świetlnej, ale pasy są dobrze oświetlone – między innymi dzięki dodatkowym lampom zamontowanym z budżetu partycypacyjnego. Samochód, który uderzył w mężczyzn prowadził 85-latek.

Stanowisko rady

Na ostatniej sesji Ursynowa radni dzielnicy nie przemilczeli tej sprawy. Jednogłośnie przegłosowali specjalne stanowisko, w którym zwrócili się "o pilną budowę sygnalizacji świetlnych na wszystkich przejściach dla pieszych w alei Komisji Edukacji Narodowej".

Ponadto, zaapelowali o kompleksowy przegląd przejść na ursynowskich ulicach i publikację listy tych, które są najbardziej niebezpieczne.

"Radni Ursynowa wielokrotnie w interpelacjach zwracali się do Zarządu Dzielnicy, Prezydenta m.st. Warszawy i Zarządu Dróg Miejskich o budowę sygnalizacji świetlnych na przejściach dla pieszych, ich doświetlenia, przebudowę i instalowanie aktywnych znaków poprawiających bezpieczeństwo przechodniów" – czytamy w dokumencie.

Radni zwracają uwagę, że mimo poprawy infrastruktury drogowej nadal giną na pasach ludzie, w tym dzieci. "Tylko na alei Komisji Edukacji Narodowej w ostatnim czasie zginęły trzy osoby, ponadto było wiele potrąceń, w tym skutkujących trwałą utratą zdrowia" - zwracają uwagę radni.

"Nie chcemy ofiar na pasach dla pieszych, nie chcemy pędzących samochodów zagrażających życiu pieszych" - podkreślają w emocjonalnym uzasadnieniu stanowiska.

Sygnalizacja nie jest lekiem na całe zło

- Wypadek w alei KEN jest absolutnie wielką tragedią dla rodziny i wszystkich, którzy znali tego mężczyznę. Mówimy tu jednak o sytuacji, w której kierowca nie zachował ostrożności i nie dostosował się do przepisów – komentuje w rozmowie z nami Łukasz Puchalski, dyrektor ZDM.

Przypomnijmy, z relacji świadków wypadku wynikało, że kierowca mitsubishi zatrzymał się, by ustąpić pierwszeństwa pieszym na pasach. Jadący obok volkswagenem 85-latek już tego nie zrobił i uderzył w przechodzących mężczyzn.

Puchalski przestrzega radnych, że sygnalizacja świetlna nie jest lekiem na całe zło. - Z danym zbieranych przez policję i przez nas wynika, że wypadków z udziałem pieszych w Warszawie niestety są setki. Mniej więcej połowa z nich to zdarzenia na przejściach właśnie z sygnalizacją świetlną. Mamy tam również wypadki śmiertelne – przyznaje ze smutkiem.

Poza tym szef ZDM zwraca uwagę, że budowa świateł na takich pasach, jak w al. KEN może sprawić, że spadnie czujność kierowców na innych przejściach bez sygnalizacji. Poziom niebezpieczeństwa przeniesie się na mniejsze skrzyżowania. "Osygnalizowanie" z kolei wszystkich "zebr" w Warszawie raczej nie wchodzi w grę.

- Dzisiaj mamy około 4,5 tysiąca przejść bez sygnalizacji. Gdybyśmy chcieli je "osygnalizować", wyszłaby pewnie kwota zbliżona do środków za budowę dwóch odcinków metra – przyzna.

Choć w porównaniu z ludzkim zdrowiem i życiem kwestie finansowe wydają się błahe, to w tej sytuacji nie da się jednak o nich nie wspomnieć. Popularne światła nie należą do najtańszych rozwiązań. Koszty zaczynają się od kilkuset tysięcy złotych, w zależności od tego czy mówimy tylko o sygnalizacji przejścia, czy całego skrzyżowania. Według dyrektora Zarządu, te najbardziej rozbudowane kosztują nawet 1,5-2 milionów złotych.

Aktywne przejścia

Puchalski przekonuje więc, że są inne tańsze i łatwiejsze do zamontowania rozwiązania, które chronią pieszych. Jednym z nich może być tak zwane aktywne przejście, które ostrzega kierowców, że na pasach znajduje się pieszy. Odpowiednie czujniki ruchu widzą, kiedy zbliża się do przejścia i uruchamiają zamontowane w nim elementy odblaskowe i lampy LED.

Jak informuje szef ZDM, takie przejście jest tańsze niż sygnalizacja (kosztuje około 60 tys. zł) i szybsze do zamontowania. Pierwsze pojawiło się w ubiegłym roku na ul. Kondratowicza. ZDM zapowiedział montaż w tym roku kolejnych, między innymi na al. KEN, gdzie doszło do tragicznego wypadku. Drogowcy ogłosili już przetarg na ten cel. Jeśli uda się dochować wszystkich terminów, aktywna "zebra" mogłaby być gotowa jesienią tego roku.

W przypadku sygnalizacji świetlnej Puchalski zwraca też uwagę na inny problem. Jeśli zgodnie z postulatem radnych, zamontowano by światła na wszystkich przejściach w al. KEN, za moment pojawiłyby się podobne postulaty w sprawie innych ulic.

- Co z Rosoła, z Wąwozową, Puławską…? Czy jutro w momencie, kiedy będzie tragiczne zdarzenie na Wąwozowej, to wszystkie przejścia będziemy chcieli osygnalizować również tam? – pyta Puchalski i przyznaje – to trochę jak wywieszenie białej flagi. Zamiast tego radzi stawiać na kontrolę kierowców, prewencję i uświadamianie tego, jak ważna jest ostrożność – zwłaszcza w rejonie skrzyżowań i przejść dla pieszych.

Będzie audyt przejść

Z dobrych informacji jest taka, że niebawem odbędzie się badanie „zebr”, o które prosili w swoim stanowisku radni dzielnicy. - W zeszłym tygodniu ogłosiliśmy przetarg na audyt przejść dla pieszych w kilku dzielnicach, w tym na Ursynowie – informuje Puchalski. W ramach audytu – jak dodaje – mierzone będzie między innymi natężenie światła, prędkość, widoczność. Uzyskane wnioski przysłużą się do poprawy sytuacji na pasach.

- Nie chciałbym przesądzać, że w al. KEN sygnalizacja potrzebna nie jest. Może jest, ale tego nie powinno się rozstrzygać pod wpływem emocji i jednego zdarzenia. Powinniśmy poczekać na wyniki audytu – radzi nasz rozmówca. Wyniki mają być znane w drugiej połowie tego roku.

Co jest nie tak z al. KEN?

Co ważne, zdaniem szefa ZDM problem bezpieczeństwa pieszych w al. KEN nie jest jedynie kwestią sygnalizacji świetlnej czy jej braku. - Na tak dużych arteriach jak al. KEN kierowcy czują, że mają zdecydowane pierwszeństwo. Poza tym, są tam bardzo długie proste odcinki, szerokie jezdnie… - wylicza.

Zapewnia, że nie jest za zmniejszeniem pasów ruchu w tej arterii. Obecnie w przeważającej części są dwa w każdym kierunku i – zdaniem szefa ZDM – jest to uzasadnione. Znajduje odzwierciedlenie w płynności ruchu, jego natężeniu czy liczbie samochodów. Nie oznacza to jednak, że nie warto myśleć o uspokojeniu ruchu. - Problemem jednak jest to, że z jednej strony mieszkańcy jako piesi chcieliby uspokojenia, ale z drugiej jakiekolwiek próby w tym kierunku właśnie na Ursynowie budzą skrajne emocje – przypomina Puchalski.

Wystarczy przypomnieć awanturę o Stryjeńskich, gdzie mieszkańcy w ramach budżetu partycypacyjnego zaproponowali zwężenie ulicy do jednego pasa w każdym kierunku. Projekt wygrał, ale ze względu na sprzeciw lokalnej społeczności nie został zrealizowany.

kw/mś

Czytaj także: