Prokuratorzy starają się odtworzyć, jak i dlaczego doszło do śmiertelnego wypadku na autostradzie A2 w powiecie skierniewickim (woj. łódzkie). Rozpędzony autobus uderzył w tył ciężarówki.
- Wszystko na razie wskazuje, że do tragedii przyczynił się splot nieszczęśliwych wydarzeń - mówi tvn24.pl Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Śledczy ustalili, że wszystko zaczęło się od kierowcy osobowej skody, któremu podczas jazdy autostradą zabrakło paliwa. Zjechał na pas awaryjny i się zatrzymał.
"Zaczęło mnie ściągać"
Niedługo potem w samochód uderzył tir kierowany przez 35-letniego kierowcy z Łotwy. Dlaczego?
- Przesłuchany stwierdził, że coś zaczęło go ściągać na prawą stronę. Wprost na stojący samochód osobowy - tłumaczy Kopania.
Po chwili Łotysz miał się zorientować, że z drogi nie spychał go wiatr, tylko pęknięta, prawa opona.
- Wersję o nienaturalnym zachowaniu się samochodu potwierdza dwóch jego rodaków, którzy jechali tuż za tirem - tłumaczy.
Tir zaczął nagle hamować, odbił się od skody i zatrzymał się na prawym pasie. W tym momencie jeszcze nikomu nic się nie stało. Niestety po chwili w tył ciężarówki wbił się piętrowy autobus.
Za szybko?
53-latek z Łodzi, który siedział za kierownicą Polskiego Busa zginął na miejscu. Nie miał szans - w miejscu, w którym siedział skupiła się główna siła uderzenia. Obrażenia odniosło ośmiu pasażerów. Pięć osób przez dłuższy czas po wypadku było zakleszczonych w rozbitym pojeździe.
- Powołaliśmy biegłego z zakresu ruchu drogowego, który ma ocenić prędkość, z jaką poruszał się autobus. Oprócz tego sprawdzimy, czy w tirze, w tył którego uderzył, faktycznie z opony zeszło powietrze przed wypadkiem - informuje Kopania.
Śledztwo w sprawie wypadku prowadzone jest w sprawie. Nikt na razie nie usłyszał zarzutów.
bż/i