Do zdarzenie doszło we wtorek 24 stycznia w jednej bielańskich szkół. - Jeden z uczniów przyniósł na zajęcia niewybuch. Na miejscu pojawiły się służby - powiedział nam we wtorek wieczorem Tomasz Oleszczuk z wydziału prasowego Komendy Stołecznej Policji.
Skończyło się na strachu. - Policjanci stwierdzili, że to jedynie skorupa niezawierająca ładunku wybuchowego. Ustalamy szczegółowe okoliczności zdarzenia - dodał Oleszczuk.
Dalszą część historii opowiedział nam mieszkaniec ul. Kleczewskiej. - Wracałem z pracy do domu. Nie mogłem wjechać na osiedle, droga była zamknięta - relacjonował pan Michał.
- Ulica była nieprzejezdna, ponieważ służby sprawdzały dom, w którym mieszkało dziecka. Zrobił się korek jak na Marszałkowskiej, dlatego zadzwoniłem na policję i tam dowiedziałem się, o co chodzi - opowiadał.
Z jego relacji wynika, że funkcjonariusze wynosili z mieszkania różne przedmioty. Ich działania miały trwać kilka godzin.
W komórce mieszanina pirotechniczna
W środę policja przekazała dalsze ustalenia. - O tym, że jeden z uczniów przyniósł do szkoły podejrzany przedmiot zawiadomił dyrektora jeden z nauczycieli. Zgłoszenie otrzymaliśmy o godzinie 14.30 - powiedziała nam kom. Elwira Kozłowska z bielańskiej komendy.
Potem policyjni pirotechnicy i patrol minerski udali się do domu 15-latka. - Tam w pomieszczeniu, rodzaju komórki znaleziono pojedyncze sztuki wojskowych materiałów ćwiczebnych niezawierających materiałów wybuchowych oraz jakąś mieszaninę pirotechniczną. Chłopak w rozmowie z policjantami powiedział, że znalazł wszystko na terenach wojskowych pod Warszawą - dodała Kozłowska.
Policyjna akcja zakończyła się przed godziną 16. Jak poinformowała policja, procedura nakazuje zgłoszenie sprawy do Sądu Rodzinnego.
kz/b
Źródło zdjęcia głównego: Hogi, Kontakt 24