- Kuriozalne rozwiązanie. Będę de facto zaglądał ludziom do okien, a oni będą zaglądali do mnie - twierdzi Radosław, mieszkaniec Saskiej Kępy.
- Mieszkanie moje jest warte 300 tysięcy, powiedzmy, straci na wartości, bo kto tu będzie chciał mieszkać, jak ja sąsiada będę widział z okna jak się przebiera - twierdzi mieszkający obok nowej inwestycji Marek Krawczyk.
"Był czas na protesty"
Dzielnica zapewnia, że nowy blok powstaje w zgodzie z prawem. - Tak są skonstruowane przepisy prawa budowlanego i plan miejscowy na to pozwalał - zauważa Adam Cieciura, wiceburmistrz Pragi Południe. - Plan powstał 12 lat temu i, zdaniem dzielnicy, właśnie wtedy był czas na protesty. - 12 lat temu mieszkańcy powinni wykazać się aktywnością w zakresie, jakie możliwe zagospodarowanie tego terenu plan będzie przewidywał – tłumaczy zastępca burmistrza.
Protestów jest tak dużo, że dzielnica nie wyklucza, że jeszcze raz zajmie się sprawą. Mieszkańcy o wstrzymanie inwestycji walczą także w sądzie. W Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym mieszkańcy przegrali. Sprawa trafi do Naczelnego Sądu Administracyjnego. - Ze wstępnych analiz, które przeprowadzili architekci i geodeci, wynika, że te przepisy zostały naruszone i to w tej chwili staramy się udowodnić – informuje ich pełnomocnik mecenas Krzysztof Kubiak.
Mimo to, budowa ruszyła.
"Przepisów nikt nie łamie"
W dużych miastach apartamenty powstają jak grzyby po deszczu. Atrakcyjnych działek blisko centrum brakuje. Deweloperzy szukają choćby skrawka ziemi, by postawić blok w dogodnej lokalizacji. - Owszem, ktoś może mieć pretensje, komuś może się to nie podobać, ale jeżeli, to spełnia przepisy, nikt tutaj nie łamie przepisów, to trudno mieć do kogoś pretensje – komentuje Marcin Krasoń, analityk rynku nieruchomości, Home Broker. Zgodnie z przepisami, okna nowego bloku, muszą być odsunięte od granicy działki o co najmniej cztery metry. Do jednego pokoju musi wpadać słońce przez minimum trzy godziny na dobę. Nowe bloki nie mogą też za bardzo zasłaniać widoku mieszkańcom innych domów. Na to są specjalne wzory. Ogólne przepisy mogą zaostrzyć lokalne władze, tworząc tak zwany plan miejscowy. Mogą np. zabronić stawiania bloków zbyt blisko innych.
Protest na Saskiej Kępie
70 procent bez planu
Takich ograniczeń jest jednak niewiele. 70 procent Polski wciąż nie ma planów miejscowych.
- Miasta nie są zainteresowane planowaniem miejscowym, ponieważ planowanie miejscowe nie jest widoczne. To jest nudna, żmudna procedura, w dodatku wymaga czegoś tak "złego" jak konsultacje społeczne, które wiadomo, polegają na tym, że możemy się natknąć na mieszkańców, którzy będą zadawać nam złośliwe pytania - tłumaczy przyczynę braku planów dr Łukasz Drozda, urbanista z Uniwersytetu Warszawskiego. Deweloperzy, wykorzystując liberalne przepisy stawiają bloki w każdym możliwym miejscu i na pewno z tego nie zrezygnują, dopóki miasta nie zmienią przepisów albo ludzie przestaną kupować takie mieszkania.
Łukasz Wieczorek, TVN24 /kz/b