Sąd uznał, że Artur K. był poczytalny, kiedy zabijał Monikę i jej 3-letniego syna. Skazał za to oskarżonego na dożywocie. I zdecydował, że K. będzie mógł się starać o warunkowe przedterminowe zwolnienie najwcześniej po 40 latach.
W środę krótko po godzinie 13 sędzia Michał Piotrowski ogłosił wyrok w tej głośnej sprawie. Skład sędziowski, któremu przewodniczył, zgodził się w całości z wnioskami prokuratury i oskarżycieli posiłkowych. Zmienił jedynie opis zarzutu ujętego w akcie oskarżenia. Ale dla bliskich ofiar zgromadzonych na sali nie miało to żadnego znaczenia. Gdy sędzia Piotrowski odczytał wyrok, niektórzy podnosili ręce w geście zwycięstwa, ale też ulgi.
Sąd skazał Artura K. na dożywotnie pozbawienie wolności. Co więcej, tak jak chciał prokurator, dodatkowo zaostrzył tę karę. K. będzie mógł się ubiegać o warunkowe przedterminowe zwolnienie najwcześniej po 40 latach. Normalnie takie prawo przysługuje skazanym na dożywocie już po 25 latach.
To oznacza, jeśli wyrok się uprawomocni, że Artur K. nie opuści murów więzienia przed ukończeniem 80. roku życia.
Dodatkowo sąd przyznał też bliskim zamordowanych łącznie 300 tysięcy złotych nawiązki.
- Oskarżony to osoba wysoce niebezpieczna o poważnych zaburzeniach osobowości - podkreślał sędzia Michał Piotrowski.
Zwrócił też uwagę, że oskarżony był wcześniej czterokrotnie karany, nie tylko za zabójstwo, ale też za rozbój i porwanie.
Obrona nie kwestionowała sprawstwa
W tej sprawie nie było wątpliwości, kto zabił. Przyznawała to podczas ostatniej rozprawy pod koniec listopada nawet obrońca oskarżonego. - Zarówno oskarżony, jak i obrona nie kwestionuje sprawstwa - mówiła aplikant adwokacki Justyna Łusiak.
Niejasny pozostaje jednak motyw. 41-letni Artur K. twierdzi, że 8 września 2018 do uduszenia swojej partnerki Moniki i jej 3-letniego syna Oskara w mieszkaniu w samym centrum Warszawy popchnęły go podszepty szatana.
To dlatego, tak twierdził, wcisnął im do ust ręcznik i kuchenną ścierkę.
Zabił już wcześniej
Ale zdaniem oskarżycieli, ale także biegłych psychiatrów, to tylko linia obrony.
- Każdemu należy się druga szansa. Oskarżony Artur K. tę drugą szansę dostał. I tej szansy nie wykorzystał - mówił przed tygodniem w swoim wystąpieniu prokurator Przemysław Nowak. - Zabił dwie osoby. Co więcej, dokonał tych zabójstw, odbywając karę pozbawienia wolności za poprzednie zabójstwo - podkreślił Nowak. Bo Artur K. jest recydywistą. 15 lat temu również zabił, również swoją ówczesną partnerkę. Został za to skazany na 15 lat więzienia.
Gdy zabijał Monikę i Oskara, był na kolejnej z kilkudziesięciu udzielonych mu przepustek. - Być może doszło do jakiejś awantury, ale możemy z całą stanowczością wykluczyć głosy szatana - mówił prokurator. Dodał, że biegli stanowczo wykluczyli, że oskarżony doznawał omamów wzrokowych i słuchowych. Prokurator poprosił sąd o karę dożywotniego pozbawienia wolności i dodatkowo o zaostrzenie jej w taki sposób, by Artur K. mógł starać się o przedterminowe warunkowe zwolnienie najwcześniej po 40 latach odsiadki.
Na koniec swojego wystąpienia prokurator Przemysław Nowak raz jeszcze podkreślił: - Każdy zasługuje na drugą szansę, oskarżony drugą szansę dostał, ale trzeciej szansy nie powinien.
Nieprawidłowa osobość
Reprezentująca bliskich zamordowanych Moniki i Oskara adwokat Anna Marciniak-Jewdokin przyłączyła się do wniosku prokuratora. Poprosiła też o przyznanie łącznie 300 tysięcy złotych nawiązki dla czworga swoich klientów, wśród których są matka Moniki oraz jej były mąż - ojciec Oskara. - Te kwoty nie wynikają z chęci wzbogacenia się. Te kwoty wynikają z cierpienia oskarżonych i z wyrządzonej im krzywdy. Zginęła młoda kobieta, ale też 3-letnie dziecko. Niczemu kompletnie niewinne - podkreślała adwokat.
- Nie jestem w stanie zrozumieć, jak ktoś może skrzywdzić małe dziecko. To zasługuje na maksymalny wymiar kary - zaznaczyła.
Zwróciła uwagę, że biegli w sposób kategoryczny wykluczyli, że oskarżony jest chory psychicznie. Dostrzegli za to nieprawidłową, dyssocjalną osobowość. - To, że ktoś posiada taką osobowość, nie pozbawia go zdolności podejmowania decyzji. On podjął decyzję o pozbawieniu życia dwojga osób. Ale te osoby nie miały możliwości podjęcia decyzji, czy chcą żyć. Zachował się jak pan życia i śmierci - zaznaczyła. - Działał z premedytacją, zacierał ślady. Nie ma mowy o jakimkolwiek afekcie - argumentowała mec. Marciniak-Jewdokin.
Wątpliwości obrony
Mec. Justyna Łusiak, obrońca Artura K., w swoim wystąpieniu jeszcze raz podkreśliła, że przebieg zdarzenia ani sprawstwo oskarżonego nie budzą wątpliwości. Wskazała, że Artur K. sam zgłosił się na policję. Przyznał się do zabójstwa Moniki, a podczas kolejnego przesłuchania przyznał również do zabójstwa Oskara.
Ale to wcale nie znaczy, zdaniem obrony, że w tej sprawie nie ma wątpliwości. Nie ma bowiem pewności, że oskarżony był poczytalny. - Oskarżony podkreślał, że to nie był on (w chwili zabójstwa – red). Zdaniem obrony to świadczy o postępującej chorobie. Zatem obrona wciąż ma wątpliwości co do opinii biegłych.
Sam oskarżony mówił niemal tak długo, jak jego obrończyni. - Nie jestem chory psychicznie, bo to, co mówię, jest prawdą. To jest kwestia poczytalności w chwili czynu. Nie zgadzam się z opinią, że byłem poczytalny. Byłbym skończonym idiotą, zabijając dwie osoby, mając do wyjścia kilka dni. Też miałem swoje plany - podkreślił. - Zasługuję na karę. Ale jeszcze raz podkreślam, nie byłem świadom tego, co robiłem w danej chwili. A psychiatrzy też są ludźmi i mogą się mylić. Głosy szatana słyszę, słyszałem i będę słyszał. To nie jest bajka - oznajmił.
Nieprawomocny wyrok
Artura K. nie było w sądzie podczas ogłaszania wyroku. Wcześniej poprosił, żeby nie przywozić go z aresztu.
Orzeczenie nie jest prawomocne.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24