W czwartek sąd miał wysłuchać, co mają do powiedzenia oskarżeni w sprawie serii brutalnych uprowadzeń dla okupu. Ale nie wysłuchał, bo sprawę trzeba zaczynać od początku.
O rozpoczęciu procesu o serię porwań, kilka zabójstw i zleceń zabójstw pisaliśmy na tvnwarszawa.pl pod koniec stycznia. Ale to już nieaktualne informacje.
Proces, zdecydował w czwartek sąd, trzeba będzie rozpocząć od początku.
– Już po tym terminie [pierwszej rozprawy - red.) dla jednego z sędziów-ławników stało się jasne, że zna jednego z oskarżonych. W związku z tym złożył wniosek o wyłączenie go ze składu orzekającego – poinformowała w czwartek sędzia Magdalena Wójcik. – Jest to tak wczesny etap postępowania, że sąd postanowił uzupełnić skład. Wszystkie czynności muszą zatem zostać powtórzone – powiedziała sędzia.
Musi być pięć osób
Chodzi o ławniczkę, która była tzw. ławnikiem zapasowym. Normalnie, w procesach dotyczących zabójstw, skład sądu musi liczyć pięć osób – dwóch sędziów zawodowych oraz trzech ławników. Jednak ze względu na to, że ławnicy to osoby często w podeszłym wieku i zdarza się, że poważnie rozchorowują się (a nawet umierają) w trakcie rozpoznawania sprawy, sądy często wyznaczają tzw. ławników zapasowych. Szczególnie w trwających długo, skomplikowanych procesach – a takim zapewne będzie ten proces.
Dlatego sąd już na początku wyznaczył dwoje dodatkowych ławników. Gdy jedna z ławniczek wycofała się z orzekania, sąd uznał, że warto dobrać do składu kolejną osobę.
Zasada jest taka, że sędziowie muszą być obecni na wszystkich, bez wyjątku, rozprawach. Dlatego sprawę trzeba rozpocząć od nowa.
Podczas czwartkowej rozprawy sąd planował ponowne odczytanie aktu oskarżenia (ostatnio zajęło to blisko dwie godziny). Nie udało się. Obrońca jednego z oskarżonych, Marka W., złożyła bowiem wniosek o umorzenie jednego z zarzutów zawartych w akcie oskarżeniach ze względu na jego przedawnienie. Prokurator Krzysztof Kiciński poprosił sąd o czas do namysłu. I sąd się zgodził.
Kolejna próba rozpoczęcia procesu w przyszłym tygodniu.
"Prokurator ukrywa dowody"
Na pierwszej rozprawie oskarżeni skarżyli się sądowi na złe warunki pobytu w aresztach. Sędzia Wójcik cierpliwie słuchała wówczas opowieści niektórych podsądnych o ich dolegliwościach gastrologicznych i związanych z cukrzycą, problemach po transplantacji nerki, kłopotach z barkiem. Artur N. ps. Archi i Sebastian L. ps. Lepa podchodzili do mikrofonu wsparci na kuli. Większość żaliła się, że została pozbawiona odpowiedniej opieki lekarskiej.
Z kolei Grzegorz K. ps. Ojciec vel Sołtys, ten który został przywieziony przez ratowników pogotowia na łóżku szpitalnym, stwierdził: - A mi, w przeciwieństwie do współoskarżonych, na Białołęce (chodzi o areszt śledczy – red.) niczego nie zabrali. Jestem zadowolony.
Zaraz jednak dodał, że prosi sąd o częstsze widzenia z żoną.
Podczas czwartkowej rozprawy Grzegorz K. miał jednak zastrzeżenia do materiału dowodowego, który sądowi przedstawił prokurator. Zarzucił mu, że ukrywa dowody. – Ukrywa je po to, by potem składać apelację wskazując, że pojawiły się nowe dowody – przekonywał.
Sąd zdecydował jednak, że jego licznymi wnioskami zajmie się później.
Zabójstwo w siłowni Paker
Jak już pisaliśmy na tvnwarszawa.pl najważniejszym oskarżonym jest 42-letni Wojciech S. ps. Wojtas vel Kierownik. Według prokuratury w latach 1997-2004 przewodził grupie nazywanej ursynowską, która była częścią sławnego gangu mokotowskiego. To właśnie jego ludzie i on sam, jak twierdzą policjanci, mieli się stać trzonem tzw. gangu obcinaczy palców.
"Wojtas" miał brać udział w ośmiu z dziesięciu porwań objętych aktem oskarżenia. Ale zarzuty, za które grozi mu najsurowsza kara to zabójstwa i zlecenia ich popełnienia. To Wojciech S., twierdzi prokuratura, razem z Krzysztofem P. ps. Mały Krzysio vel Skrzat i Tomaszem R. ps. Garbaty strzelali w październiku 2003 r. w siłowni „Paker” na Gocławiu. Zginęli wówczas Włodzimierz Ch. ps. Buła oraz Maciej S. ps. Konik. Według prokuratury "Wojtas" likwidował w ten sposób konkurencję z gangu żoliborskiego. Inną konkurencję - z tzw. gangu mutantów – próbował, zdaniem śledczych zlikwidować, ale mu się nie udało. Wydał bowiem zlecenie zabójstwa Marka K. ps. Muł z Piaseczna, ten jednak zorientował się, że jest śledzony i stał się bardziej ostrożny.
Podawali się za policjantów
Akt oskarżenia obejmuje serię wyjątkowo brutalnych porwań z lat 2003-2005. Ofiarami przestępców padali przedsiębiorcy i ich rodziny. Trzem uprowadzonym obcięto palce (stąd wzięła się makabryczna nazwa gangu), niektórych torturowano bijąc, przypalając papierosami albo polewając wrzątkiem. Jedną osobę bandyci zamordowali, los dwóch innych do dziś pozostaje nieznany, ale można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że również nie żyją. Okupy, jakich żądali przestępcy z uwolnienie porwanych, sięgały nawet 2 mln euro.
Rozpoczynający się na nowo proces to kolejna próba doprowadzenia do skazania ludzi uważanych za członków gangu obcinaczy palców. Pierwszy proces tej grupy (ale dotyczący innych przestępstw i nieco innego składu grupy) zakończył się klęską prokuratury. Ośmiu z dziesięciu oskarżonych zostało wówczas uniewinnionych. Wyrok na razie nie jest prawomocny. Wśród nich także ci, którzy w piątek znów zasiedli na ławie oskarżonych, np. Grzegorz K. ps. Ojciec vel Sołtys, Sebastian L. ps. Lepa czy Tomasz R. ps. Garbaty.
Ale jednocześnie troje innych, czyli Wojciech S. ps. Wojtas, Artur N. ps. Archi i Marcin S. zostali w innym procesie (ale dotyczącym częściowo tych samych przestępstw) skazani. I ten wyrok jest już prawomocny, o czym informowaliśmy na tvnwarszawa.pl.
Piotr Machajski
Źródło zdjęcia głównego: Piotr Machajski / tvnwarszawa.pl