Jedzie pod prąd, mija wysepki rozdzielające pasy jezdni, ryzykuje zderzeniem czołowym z jadącym prawidłowo kierowcą. Niebezpieczną jazdę kierowcy zarejestrował Mariusz w miejscowości Bojmie i przesłał film na Kontakt 24.
Sytuacja miała miejsce w sobotę na trasie Warszawa - Siedlce.
Na nagraniu, które otrzymaliśmy od Mariusza, widać samochód jadący pod prąd w terenie zabudowanym, o czym świadczy znak, widoczny na początku przesłanego do redakcji filmu.
- To było w sobotę, koło godziny 18. Kierujący volkswagenem jechał za mną i widocznie bardzo się niecierpliwił, więc zaczął wyprzedzać. Wjeżdżaliśmy akurat w teren zabudowany - relacjonował pan Mariusz.
"Mogły przechodzić dzieci"
Jak stwierdził, kierowca volkswagena jechał z prędkością "na pewno ponad 100 kilometrów na godzinę". - Przejechał lewym pasem dwa przejścia dla pieszych. Tam mogli przechodzić ludzie, mogły przechodzić dzieci - mówił.
Według pana Mariusza samochody z naprzeciwka musiały zjeżdżać na pobocze. Wkrótce pędzący volkswagen zniknął z zasięgu wzroku.
Jak dowiedziała się reporterka TVN24 Agnieszka Veljković, policjanci ustalili już, kto jest właścicielem samochodu.
- Konsekwencje mogą być surowe. Kierowca może nawet stracić prawo jazdy. Popełnił on szereg wykroczeń w bardzo krótkim czasie oraz stanowił ogromne zagrożenie dla innych użytkowników drogi. Nie tylko innych kierowców, ale przede wszystkim pieszych, ponieważ na nagraniu widzimy, jak przejeżdża pod prąd, dwa razy mijając przejścia dla pieszych - relacjonowała reporterka i dodała, że "kierowca jechał też z bardzo dużą prędkością".
"Nie możemy pobłażać"
Policja apeluje do kierowców, którzy są świadkami łamania przepisów i posiadają nagrania, żeby je przesyłali. - Nie możemy pobłażać tego typu zachowaniom. Ułamek sekundy brakowało do tragedii. Można wymieniać szereg wykroczeń, jakie popełnił ten kierujący i jak skrajnie nieodpowiedzialnie - delikatnie mówiąc - się zachował - komentuje Radosław Kobryś z Komendy Głównej Policji.
mn/b