- Ta zmiana ordynacji tak naprawdę przewraca wszystko. Powoduje, że my jeszcze raz inaczej musimy podejść do tego, co się dzieje w związku z samorządami - powiedziała na poniedziałkowej konferencji prasowej szefowa klubu Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer.
Paweł Rabiej, kandydat tej partii na prezydenta Warszawy przekonywał z kolei, że jeśli proponowana przez PiS nowa ordynacja wejdzie w życie, pozbawi szans wyborczych lokalne komitety miejskie. - To będzie oznaczało praktycznie zdominowanie Rady Warszawy i rad dzielnic, także w innych miastach przez największe partie polityczne, z wielką szkodą dla samorządności - ocenił polityk.
Jego zdaniem zgodnie z ostatnimi sondażami, PiS zdobyłby w stołecznej radzie miasta 34 mandaty na 60, czyli bezwzględną większość. Choć w Warszawie zarówno wybory do rady miasta, jak i dzielnic były, są i będą proporcjonalne (o czym niżej).
Działacze partii przekonywali też, że zmiany proponowane przez partię rządzącą powinny mobilizować opozycję do współpracy przed wyborami. - To jest dla nas ostatni dzwonek do tego, żeby zawrzeć szerokie porozumienie. I dlatego apeluję: obudźmy się wszyscy i zewrzyjmy szyki. To jest ten moment - przekonywała Lubnauer. Według niej w takiej szerokiej koalicji powinny się znaleźć zarówno partie opozycyjne, jak i ruchy miejskie. Przyznała jednak, że w rozmowach z Platformą Obywatelską - po ogłoszeniu Rafała Trzaskowskiego - wciąż jest pat.
Trudniej dla niezależnych
Wbrew pozorom, zmiany w ordynacji w Warszawie nie zmieniają aż tak dużo, jak chociażby w gminach, gdzie rady wybierane były metodą większościową, w tak zwanych jednomandatowych okręgach wyborczych. Projekt PiS zakłada bowiem zniesienie JOW-ów i wprowadzenie wszędzie systemu proporcjonalnego.
Stolicy ta zmiana nie dotyczy. Dlaczego? Otóż JOW-y zostały wprowadzone przed ubiegłorocznymi wyborami samorządowymi w wyborach do rad gmin z wyjątkiem tych, które mają status miasta na prawach powiatu. A Warszawa taki właśnie status posiada.
O brak tej zmiany pretensje mają miejscy aktywiści, których poprosiliśmy o ocenę pomysłu PiS. - Ten projekt nie zmienia najważniejszej z naszego punktu widzenia rzeczy, czyli bardzo niesprawiedliwego sposobu przeliczania głosów na mandaty, który w Warszawie premiuje duże ugrupowania kosztem mniejszych - mówi Jan Mencwel, prezes Miasto Jest Nasze. - Teraz próg wyborczy teoretycznie wynosi 5 procent, ale jak popatrzymy na wyniki z poprzednich wyborów, to widzimy, że do rady miasta udało się wejść tym, którzy mieli po siedem-osiem procent - dodaje.
Zmiany mogą nastąpić jedynie jeśli chodzi o wybory do sejmiku województwa, gdzie PiS zamierza ograniczyć liczbę radnych. Obecnie w każdym okręgu wyborczym na Mazowszu wybiera się od pięciu do 15 przedstawicieli. Po zmianach będzie to minimalnie trzech, a maksymalnie siedmiu radnych. Warszawa wprawdzie mieści się w tych nowych "widełkach" - jest podzielona na trzy okręgi (dwa z pięcioma, jeden z sześcioma radnymi) - lecz na skutek zmniejszenia członków w całym sejmiku, liczba przedstawicieli może się zmniejszyć.
Tym, co może urozmaicić nieco mozaikę polityczną w warszawskiej radzie jest kwestia okręgów wyborczych: ich liczba, podział i liczebność radnych przypadająca na jeden okręg. O tej kwestii decydować ma już nie rada gminy (jak to było do tej pory), ale wojewódzki komisarz wyborczy (powoływany przez Państwową Komisję Wyborczą).
I na tę kwestię również zwraca uwagę Mencwel. - Obawiamy się, że przez te zmiany tak zwany gerrymandering, czyli manipulacja granicami okręgów wyborczych będzie prostsza i wykorzystywana politycznie - komentuje.
Dwukadencyjność
Jedną z większych zmian dla Warszawy będzie dwukadencyjność prezydenta. Jeśli projekt partii rządzącej wejdzie w życie - funkcji tej nie będzie można pełnić dłużej niż osiem lat (maksymalnie dwie kadencje). Obecnie takiego limitu nie ma.
Jednak zdecydowana większość prezydentów zarządzających Warszawą po 1989 roku zamykała się w czterech latach. Wyjątkiem jest obecna prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz - urzędująca w ratuszu już trzecią kadencję (deklaruje, że ostatnią). Dwukadencyjność będzie liczona dopiero od najbliższych wyborów. Co oznacza, że gdyby Gronkiewicz-Waltz zmieniła zdanie to fakt, że rządziła stolicą już trzy kadencje nie umożliwiałby jej startu w najbliższym samorządowym starciu.
Obowiązkowy budżet obywatelski
Projekt Prawa i Sprawiedliwości zakłada zmiany nie tylko w sprawach stricte wyborczych, ale też szerzej - w funkcjonowaniu samorządu. Jednym z przykładów jest wprowadzenie - jako obowiązkowego - budżetu partycypacyjnego. Mieszkańcy danej gminy mają co roku w głosowaniu decydować o części jej wydatków (co najmniej 0,5 procenta budżetu gminy).
W Warszawie jednak taki budżet już działa. Pierwsza edycja miała miejsce w 2014 roku. W grudniu tego roku rusza składanie projektów do piątej już edycji.
Jako obowiązkowe Prawo i Sprawiedliwość nakazuje również między innymi wprowadzenie "transmisji, nagrywania i upubliczniania nagrań sesji rady" (Co również w stolicy już obowiązuje. Podczas posiedzeń relację na żywo można śledzić na stronie internetowej rady), a także "coroczną debatę o stanie samorządu połączoną z udzieleniem wotum zaufania organowi wykonawczemu (czyli prezydentowi)".
Zgodnie z projektem PiS, prezydent stolicy będzie musiał przedstawiać radzie (do 31 maja każdego roku) miasta odpowiedni raport w tej sprawie. Dokument ma obejmować takie jak: realizacja zapowiadanych programów i strategii czy sprawozdanie z budżetu partycypacyjnego. Raport miałby być rozpatrywany na sesji i przyjmowany – pod odpowiedniej debacie – bezwzględną większością głosów.
W przypadku nieudzielenia odpowiedniego wotum zaufania w dwóch kolejnych latach, rada będzie mogła podjąć uchwałę o przeprowadzeniu referendum w sprawie odwołania prezydenta.
Zmiany w Państwowej Komisji Wyborczej
Ponadto projekt Prawa i Sprawiedliwości zakłada też zmiany dotyczące Państwowej Komisji Wyborczej. Obecnie w jej skład wchodzi trzech sędziów Trybunału Konstytucyjnego (wskazanych przez prezesa tego Trybunału), trzech sędziów Sądu Najwyższego (wskazanych przez Pierwszego Prezesa Sądu) oraz trzech sędziów Naczelnego Sądu Administracyjnego (wskazanych przez prezesa NSA). Kadencja członków Państwowej Komisji Wyborczej trwa dziewięć lat.
Według propozycji PiS, w skład PKW ma wchodzić dziewięć osób, ale Trybunał Konstytucyjny i Naczelny Sąd Administracyjny wskażą zaledwie po jednym sędzim, natomiast siedmiu pozostałych członków Komisji wybranych zostanie przez Sejm. Kandydatów mają wskazywać poszczególne kluby poselskie.Co ciekawe - długość kadencji dla poszczególnych członków komisji będzie różna. Członkowie wskazani przez Trybunał Konstytucyjny i NSA Najwyższy mają pracować w PKW przez dziewięć lat. Natomiast kadencja osób powołanych przez posłów ma odpowiadać kadencji Sejmu.
Przepisy dotyczące Państwowej Komisji Wyborczej mają wejść w życie dzień po dniu wyborów parlamentarnych w 2019 roku i tego dnia ma wygasnąć kadencja obecnej PKW.
CZYTAJ WIĘCEJ O ZMIANACH DOTYCZĄCYCH PKW I KOMISARZA WYBORCZEGO NA TVN24.PL
Co do ogólnych przepisów dotyczących organizacji różnych rodzajów wyborów - projekt znosi możliwość zorganizowania wyborów dwudniowych oraz możliwość głosowania korespondencyjnego.
"Wyborcy powinni oddawać swój głos poprzez akt osobistego uczestnictwa w procesie wyborczym. Prawo do głosowania przysługujące osobom, które z powodów od siebie niezależnych nie będą mogły udać się do lokalu wyborczego zostanie zagwarantowane poprzez instytucję głosowania przez pełnomocnika" - głosi uzasadnienie.
Monitoring w lokalach, dwie komisje
Dodatkowo, zmiany wprowadzane przez PiS sprawiają, że w każdym lokalu wyborczym mają pojawić się kamery. Będą też dwie komisje wyborcze: jedna - odpowiadająca za wydawanie kart i druga - za liczenie głosów.
Projekt zmian ordynacji wyborczej został zaprezentowany przez posłów Prawa i Sprawiedliwości w ostatni piątek. - To są zmiany, które przygotowywane były przez długi okres czasu, one są efektem informacji, które do nas docierały, których byliśmy świadkami w procesie wyborczym, to są sygnały od ludzi, którzy są praktykami - mówiła rzeczniczka PiS, Beata Mazurek.
PAP/kw/b