T. - jeden z najbardziej znanych polskich specjalistów od wizerunku i marketingu politycznego - został zatrzymany 21 października ubiegłego roku. Śledczy zarzucają mu posiadanie i rozpowszechnianie pornografii dziecięcej i zwierzęcej. Jak informowała nas pod koniec grudnia prokuratura, złożył obszerne wyjaśnienia, w których wskazał, że "pornografia została umieszczona na jego nośnikach na skutek działania osób trzecich".
T. przebywa od czasu zatrzymania w areszcie na warszawskiej Białołęce. Nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów.
Postępowanie sprawdzające
To właśnie tam w drugiej połowie lutego miało dojść do zdarzenia, którego ofiarą padł T. Z relacji, którą przekazał śledczym, wynika, że został napadnięty przez innego aresztowanego. Atakujący miał go dusić i grozić mu śmiercią. Miał też twierdzić, że ma przy sobie nóż. Nie użył go jednak, ani nawet nie pokazał. Cały czas miał trzymać jedną rękę z tyłu. Mężczyźni zostali rozdzieleni przez strażników. Opis zdarzenia, przedstawiony przez T., znamy od jego adwokatki.
Prokuratura potwierdza, że zajmuje się sprawą. - Na razie nie zapadła decyzja o wszczęciu śledztwa. Prowadzone jest postępowanie sprawdzające - mówi tvnwarszawa.pl Marcin Saduś, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.
To ta sama prokuratura, która zajmuje się śledztwem dotyczącym dziecięcej pornografii, w którym Piotr T. jest podejrzanym. W jednym postępowaniu nie można być równocześnie podejrzanym i pokrzywdzonym, więc sprawa ataku, o ile zostanie wszczęte śledztwo, będzie badana osobno przez Prokuraturę Rejonową Warszawa Praga-Północ, czyli jednostkę niższego szczebla. Na razie ta prokuratura prowadzi postępowanie sprawdzające, o którym mówił rzecznik.
Będą przesłuchani świadkowie
Rzecznik przyznał, że Piotr T. i jego obrońca złożyli zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. O szczegółach dotyczących przebiegu zdarzenia Saduś nie chce się wypowiadać. - W tej sprawie zapewne będą przesłuchiwani świadkowie. Dopóki to nie nastąpi, nie mogę udzielać szczegółowych informacji - wyjaśnia rzecznik. Prokuratura rozważa badanie sprawy pod kątem gróźb karalnych, ale w decyzji o wszczęciu dochodzenia lub śledztwa może zostać przyjęta inna kwalifikacja.
Dodatkowo prokuratorzy chcą przyjrzeć się postawie strażników więziennych w trakcie incydentu i sprawdzić, czy nie doszło do niedopełnienia obowiązków. - Jednocześnie zwróciliśmy się do dyrekcji aresztu śledczego o wzmocnienie ochrony podejrzanego Piotra T. - potwierdza Saduś.
"Jestem zbulwersowana"
O komentarz do tego zdarzenia poprosiliśmy też obrońcę Piotra T. - Do ataku doszło 17 lutego, po powrocie mojego klienta ze spaceru - informuje mecenas Hoa Dessoulavy-Śliwińska w rozmowie z tvnwarszawa.pl. - Jestem zbulwersowana postawą strażników - dodaje.
Adwokat twierdzi, że zdarzenie rozegrało się na oczach funkcjonariuszy i że ci nie zareagowali od razu. Do interwencji miało dojść po niespełna minucie. Obrońca wiąże atak na Piotra T. z przesłuchaniem w prokuraturze, do którego doszło dzień wcześniej, 16 lutego. Jak informuje, podejrzany składał wtedy bardzo obszerne wyjaśnienia, przesłuchanie trwało sześć godzin. W jego trakcie T. wskazał osoby, które przez lata miały mu grozić. Wymienił nazwiska. To osoby, które miały być funkcjonariuszami służb specjalnych i, jak twierdził T., próbowały go zwerbować, na co on miał się nie zgadzać. Według Dessoulavy-Śliwińskiej fakt, że jej klient został pobity następnego dnia po przesłuchaniu w prokuraturze nie jest przypadkowy.
- Piotr T. jest tymczasowo aresztowany od ponad czterech miesięcy, ale dopiero teraz, dzień po przesłuchaniu został zaatakowany – zwraca uwagę mec. Hoa Dessoulavy-Śliwińska.
Dyrekcja aresztu twierdzi, że nie doszło do pobicia, a jedynie "utarczki słownej".
- Przeprowadzone, na polecenie dyrektora aresztu, czynności wyjaśniające okoliczności zgłoszonego przez osadzonego Piotra T. incydentu, wykluczają pobicie, poświadczają utarczkę słowną pomiędzy osadzonymi. Potwierdzają również właściwą, natychmiastową reakcję funkcjonariuszy po 20 sekundach od zdarzenia. Jakichkolwiek obrażeń ciała u Piotra T. nie potwierdza też dokonane bezpośrednio po zdarzeniu badanie lekarskie - informuje Arleta Pęconek, rzecznik okręgowego inspektoratu służby więziennej. Jak podkreśla, sprawę wyjaśnia także prokuratura.
Dokończył szkolenie
O sprawie Piotra T. pisaliśmy na tvnwarszawa.pl kilkukrotnie. Po raz pierwszy policja była w domu Piotra T. 25 czerwca 2015 roku. Zjawiła się tam, ponieważ w ramach operacji o kryptonimie "Rina" otrzymała od niemieckiej policji dane kilkudziesięciu adresów IP, na które ściągana jest dziecięca i zwierzęca pornografia. Policjanci zabezpieczyli komputer Piotra T., ale nie zatrzymali go wówczas.
Stało się to dopiero ponad dwa lata później, 21 października 2017 roku. T. nie mieszkał wówczas na stałe w Warszawie, ale przyjechał do stolicy, by sfinalizować sprzedaż domu. Policjanci zatrzymali go w jednym z warszawskich hoteli, gdzie prowadził szkolenie.
Jak informowaliśmy na tvnwarszawa.pl policjanci, choć zjawili się w hotelu w trakcie szkolenia, pozwolili dokończyć wykład. W tym czasie jeden z jego uczestników przeniósł rzeczy T. z zajmowanego przez niego pokoju do apartamentu prezesa firmy, dla której T. prowadził szkolenie.
Legitymacje, nie tylko policyjne
Późnym wieczorem od ochrony hotelu odebrała je matka Piotra T. Wśród nich były między innymi polska legitymacja policyjna, legitymacja stowarzyszenia International Police Cooperation, legitymacja rencistów i emerytów policyjnych, legitymacje Motocyklowego Stowarzyszenia Służb Mundurowych, a także odznaka w kształcie tej używanej przez agentów FBI i legitymacje organizacji pozarządowych, zajmujących się pomocą dzieciom z Kambodży.
Wśród rzeczy, które policjanci przeoczyli, był również laptop Piotra T. oraz kilka pamięci przenośnych.Ten błąd stołeczni policjanci w kolejnych dniach starali się naprawić. Zdobyli nawet prokuratorski nakaz przeszukania w kancelarii adwokata reprezentującego Piotra T. Ostatecznie - jak udało nam się ustalić - przedmioty te udało się pozyskać jako dowody w śledztwie. Przekazać miała je matka Piotra T.
Tymochowicz
Tymochowicz
Piotr Machajski
Źródło zdjęcia głównego: archiwum TVN24